– Mam prawo do adwokata! – marudził.
– Nie masz prawa – uspokajał go Semen. – Funkcję obrońcy wprowadzą dopiero procesy inkwizycyjne, a to jeszcze kilkaset lat...
– Procesu też nie było...
– A po kiego grzyba jakieś jurystyczne sztuczki, skoro twoja wina nie ulega żadnej wątpliwości?
Ta część łachy leżąca u wylotu jaskini nie spodobała się Jakubowi już od pierwszego wejrzenia. Cała zasłana była kośćmi krów, kóz i wieprzków. Tu i ówdzie poniewierały się też ochłapy, które smok uznał
za niejadalne. Zbroje rycerzy poległych w walce z poczwarą, pordzewiałe i poszarpane, leżały niczym puste blaszanki po konserwach porzucone przez niefrasobliwych turystów. Przed smoczą jamą od niepamiętnych czasów stał solidny dębowy pal. Przywiązano do niego szewczyka.
– Ostatnie poprawki! – rozkazał książę.
– Nie ma potrzeby – zameldowała księżniczka Jagienka. – Wygląda idealnie, jak ta lala. Najzagorzalszy hetero mógłby się pomylić.
– A ja bym mu jeszcze zausznice nasadziła – mruknęła księżniczka Wanda. – Mogę dać swoje, bo
widzisz, drogi tatko, zbulwersowani prymitywizmem tutejszych obyczajów, wyjeżdżamy z Roderykiem do Akwizgranu, to nowoczesna metropolia, wstyd będzie w prawdziwym mieście takie wieśniackie ozdoby nosić...
– Krzyżyk na drogę! To jest... Hmmm... – zaplątał się Krak. – Daj te zausznice. Jako się rzekło, Skuba wtłoczony był w sukienkę. Na nogach miał tkane szydełkiem wełniane kabaretki. Okazały dziewczęcy warkocz ofiarował grodowy cyrulik. Do tego policzki i usta chłopaka ukraszono sokiem z buraka, a brwi i rzęsy uczerniono palonym korkiem. Na tkanej opasce pobrzękiwały kabłączki skroniowe.
– Jakieś ostatnie życzenie przed śmiercią? – zapytał Jakub. – Papierosów nie mamy, zresztą palenie szkodzi...
– Weź nie chrzań – poprosił kozak. – Za dziesięć minut smok go zeżre, a ty ze szkodliwością palenia wyjeżdżasz... Lepiej opowiedz mu jakiś dowcip na pożegnanie. Alkoholu na taką swołocz też marnować
szkoda. Może jednakowoż pociecha religijna? – Spojrzał wymownie na zakonnika.
– Nie ma problemu. – Mnich poprawił płaszcz z naszytym czarnym krzyżem. – Zważywszy na okoliczności, grzechem byłoby odmówić.
Wyjął flaszeczkę wody święconej i kropidło.
– Widzisz, synu. – Popatrzył nabożnie w niebo. – Za liczne łotrostwa, które popełniłeś tu, na ziemi, a w szczególności za ten przewał z zeszłego roku, kiedy to za uczciwe dirhemy wcisnąłeś mi tę
dychawiczną chabetę, na tamtym świecie diabli naszykowali już dla ciebie kociołek z wrzącą siarką, i to lepszego gatunku niż ta, którą handlowałeś...
– Ażeby ci runęła ta rotunda, co ją budujesz! – warknął kombinator. – Spadaj, przybłędo!
– Nie to nie – burknął Krzyżak. – Wprawdzie miałem właśnie powiedzieć, że za niewygórowaną
kwotę mogę ci sprzedać trochę odpustów, ale jak taki z ciebie zatwardziały grzesznik, to się wypchaj!
Ślubowałem ubóstwo, więc obejdę się bez twojej śmierdzącej, nieuczciwie zdobytej, fałszowanej mamony.
– Chcę pociechy religijnej, ale przyjmę ją tylko od kapłanów Światowida! – Więzień szarpnął się
w więzach.
– Wiesz, jestem jeszcze poniekąd poganinem i nawet skłonny byłbym ci to załatwić – westchnął Krak.
– Ale sam widzisz, ilu tu obcych, podkablują w Magdeburgu czy innym Akwizgranie, że nadmiernie popieram religie rodzime, i to opóźni nam awans cywilizacyjny... Nie będzie brukowanych traktów, nie dotrą kupcy, Zachód nie zainwestuje w budowę sieci klasztorów. Dlatego wybacz, ale muszę poświęcić
twój interes na ołtarzu spraw państwowych...
– Ale ja nie chcę być zjedzony... I to w dodatku w kobiecych łaszkach...
– Odkupisz w ten sposób niewielką część swoich licznych win. A co sobie nerwów z tobą
oszczędzimy w przyszłości...
Ujął nadgniłe jabłko i cisnął do groty.
– Blurp? – dobiegło z ciemności.
– Smoku, przywieźliśmy obiad!
– Blurp! Wak, wak! – Coś zahurgotało.
– Chodu, panowie! – zwrócił się książę do pozostałych uczestników.
Wszyscy puścili się kłusem i zatrzymali dopiero pod bramą Wawelu.
– Po południu wyślemy jakiegoś ochotnika, żeby sprawdził, czy bestia śpi, i jeśli tak, dokonamy jej likwidacji – wysapał książę.
Po obiedzie władca zaproponował, aby dla lepszego trawienia przespacerować się wokoło Wawelu, a przy okazji odbyć mały rekonesans. Krzyżak na wszelki wypadek zabrał sprzęt likwidacyjny w postaci okazałego dwuręcznego miecza, a skryba kartę papieru, gęsie pióro i inkaust. Niestety, ledwo dotarli przed jamę, spostrzegli, że coś poszło niezgodnie z planem.
Szewczyk solidnie wymemłany i obśliniony spoczywał przed grotą pośrodku wielkiej kałuży smoczych wymiocin. Sukienka wsiała na nim w strzępach. Doprawiony warkocz, opaskę, kabłączki i zausznice gdzieś zgubił. Ruszał się nawet, tyle że dość niemrawo.
– O fuj... – mruknął książę, zatykając nos. – Najwyraźniej on też nie był już dziewicą. W ogóle to jest problem jak z kociakami Schroedingera. Tak na oko nie poznasz, która jest dziewicą, a która nie jest. A jak się sprawdzi, to już żadna nie jest... Z kolei jak się nie sprawdzi, to efekty są takie, jak widać. –
Wskazał szewczyka, który powoli usiadł i teraz próbował zedrzeć z siebie kobiece łaszki. – Panowie –
zwrócił się do Jakuba i Semena – najwyższy czas, żebyście, jak przystało na zaproszonych ekspertów, na poważnie zabrali się do likwidacji poczwary. Oddaję do waszej dyspozycji cały potencjał gospodarczy i ludnościowy księstwa...
– Z wyjątkiem kamieni młyńskich – warknął zarządca spichlerzy.
– I oszczędnie gospodarujcie zapasem domniemanych dziewic – mruknął zakonnik. – Bo jak uda się je trochę nawrócić, to żeński klasztor chcę założyć...
– Jeśli potrzebujecie rycerzy do pomocy, jeszcze czterech zostało – bąknął dowódca książęcej drużyny.
– A gdyby zabrakło funduszy, to dam preferencyjną pożyczkę na naprawdę niski procent – obiecał
Izaak.
– Pomysł tego Skuby zasadniczo nie był taki zły – rozważał Semen. – Gdyby go trochę dopracować...
– Dopracować – zadumał się Jakub. – W sensie zamiast siarki użyć czegoś konkretniejszego. Na przykład fosforu, magnezu albo termitu. Temperatura powyżej tysiąca stopni powinna poczwarze zaszkodzić.
– To ryzykowne. Skoro poprzednio użyte substancje łatwopalne okazały się dla smoka nomen omen dopalaczem... – zaoponował kozak. – Myślałem raczej o czymś wręcz odwrotnym. Na przykład gdyby wsadzić w owcę gaśnicę pianową. Albo na ten przykład bryłę suchego lodu...
– Myślę, że ugaszenie wewnętrznego płomienia ograniczy tylko jego zdolności obronne, ale to za mało, żeby załatwić go na amen.
– Co zatem radzisz?
– Uwierz mi, czy to Hitler, czy to demon, nie ma takiego stwora, którego nie zaciukasz bombą
odpowiedniej mocy.
– Owca wypchana walizkową atomówką! – zapalił się Semen.
– E, nie... Zwróć uwagę, że w naszych czasach i zamek stoi, i jaskinię pod nim się zwiedza, a po wybuchu atomowym konfiguracja wzgórza byłaby inna i zamiast jaskini krater. A w nim skażenie jak cholera... Nie wolno nam tak drastycznie naruszać historii. Trzeba wykombinować coś mniejszego. Mamy plan – zwrócił się do księcia. – Musimy tylko podskoczyć do lasu po trochę wyposażenia z przyszłych epok. Za godzinkę, może dwie będziemy z powrotem.
Читать дальше