wyjaśnił Skórzewski z kamienną twarzą. - Jak więc widzisz, z tymi sekciarzami trzeba bardzo uważać. Wiara budzi silne emocje. A w ślad za nimi mogą iść działania zupełnie szalone.
- Była jeszcze gorsza herezja, za czasów Piotra Pierwszego - mruknął aptekarz. - Zwali ich samoźreńcami. Z rozkazu cara wybito cały klasztor do nogi. Żyli w osadzie gdzieś na Syberii.
Wierzyli, że Boga trzeba przebłagać za grzechy innych ludzi czynami, a nie modlitwą. Dlatego co jakiś czas któryś z braci dokonywał samospalenia... Jeśli dodamy do tego różne odłamy starowierców praktykujące rozmaite formy religii oraz różne nowe sekty mnożące się z błogosławieństwem bolszewików, prawosławie może się nam wydać beczką pełną kotów.
- Żywa cerkiew - przypomniał sobie Skórzewski. -Wspominały o tym również nasze gazety. Bez ikonostasów, sprzęty liturgiczne ze zwykłego metalu, odrzucenie całego przepychu i maksymalne uproszczenie liturgii.
- Zdrajcy i sługusi czerwonych. - Prowizor splunął. - Ale i tego mało. W Piotrogrodzie i Moskwie za przyzwoleniem władz już nawet oficjalny, legalny kult szatana się rozwinął... Spać już pora - mruknął, patrząc na zegar.
Teraz i Paweł poczuł nieludzkie zmęczenie.
*
W nocy mróz trochę jakby zelżał. Sandro przyszedł zaraz po śniadaniu. Długo tupał w sieni, otrząsając śnieg z walonków.
- Dziś niedziela - mruknął doktor, patrząc w okno.
- Przerażająco cicha niedziela bez bicia kościelnych i cerkiewnych dzwonów - dodała Marfa. - Większość skonfiskowano jeszcze podczas wojny domowej i przetopiono na zapalniki do pocisków. Kilka starych zostało, ale zakaz... Prawie wszystkie cerkwie zamknięte. Ludzie żyją bez Boga już piąty rok.
Skórzewski rozłożył mapę na wolnej części stołu.
- Najlepiej byłoby uciekać pociągiem do Moskwy i stamtąd ku granicy. Problem w tym, że Aleksander nie ma żadnych dokumentów, tylko tymczasowe poświadczenie tożsamości wystawione przez OGPU ,ważne jedynie na obszarze miasta. Wy dwoje macie paszporty, ale
brak zezwoleń na podróż.
- Nie zajedziemy z tym daleko, pierwsza kontrola i wpadka murowana - rozłożył ręce prowizor. - Zresztą nie zapominaj, że ty też jesteś tu kompletnie nielegalnie! To cud, że udało ci się dotrzeć do Orła!
- Jechać na południe, nad Morze Czarne? - podsunął chłopak. - Ukradniemy byle łódkę i tyle nas widzieli, umiem przecież żeglować, znam się na nawigacji. Nie wiem tylko, jak ze strażą przybrzeżną.
- Pomysł sam w sobie dobry i mogłoby się udać... -westchnął jego wuj. - Jednak mamy ten sam problem. Trzeba tam dojechać. To z pięćset wiorst. Latem można by spróbować iść lasami. Ale zimą? Potrzebne fałszywe dokumenty i podorożna.
- Tylko skąd je wziąć? - westchnął Stawicz. - W Moskwie z pewnością funkcjonuje czarny rynek, tam byłaby szansa złapać namiary na fałszerzy, ale tutaj?
- Tutaj trzeba zdobyć dokumenty prawdziwe - rzekł zuchwale doktor. - Wykraść blankiety albo skorumpować któregoś z lokalnych urzędników... Mam trzysta rubli złotem. Co o tym myślisz? - Spojrzał na córkę przyjaciela.
- Skorumpować byłoby bardzo trudno - pokręciła głową dziewczyna. - Urzędnicy są na każdym kroku starannie kontrolowani zarówno przez OGPU zOrła, jak i przez rewizorów zewnętrznych. Boją się własnego cienia. W dodatku inny urząd wypisuje dokumenty, a inny je zatwierdza i stempluje. A podorożne w ogóle wystawia jeszcze trzeci. No i trzeba mieć naprawdę duże pieniądze.
- Co więc moglibyśmy zrobić?
- Swobodnie po kraju poruszają się tylko członkowie partii i funkcjonariusze OGPU .Ale nas z takim pochodzeniem nie przyjmą ani do bolszewików, ani nawet na ich siepaczy -
zażartował gorzko Stawicz.
Nad miastem zapadał zmrok, gdy doktor Skórzewski i jego młody krewniak przeszli przez torowisko i omijając płot stacji towarowej, stanęli w zagajniku opodal miejsca spotkania. Z
niewielkiego pagórka mieli dobry widok. Nie ich jednych zainteresowała nocna uroczystość.
Mieszkańcy miasta ciągnęli przez śniegi pojedynczo lub niewielkimi grupkami.
Śpiew usłyszeli już z daleka. Potem ujrzeli blask licznych ognisk. Na rozległym placu składowym opodal dworca zebrało się kilkanaście tysięcy sekciarzy. Doktor od razu zrozumiał, dlaczego milicja i OGPU do tej pory nie odważyły się podjąć zdecydowanych działań.
Bradiagów było w mieście po prostu zbyt wielu. Wszyscy bez wyjątku nosili brody, a znaczący odsetek stanowili mężczyźni w sile wieku. Zgromadzeni mimo siarczystego mrozu pozdejmowali kurtki i kapoty, pozostając w samych koszulach. Zaczynał się obrzęd. Śpiew ucichł.
- W życiu czegoś podobnego nie widziałem - szepnął lekarz.
Pośrodku tłumu ustawiono beczkę gorzałki. Wstąpił na nią wysoki, długowłosy, brodaty mężczyzna.
- To Wasilij, ten, który głosi, że jest Chrystusem -szepnął Aleksander.
Skórzewski skrzywił się, ale nic nie odpowiedział.
- Bracia! - w ciszy zimowego wieczora rozległ się nieoczekiwanie donośny głos samozwańczego proroka. -Przyjaciele i uczniowie. Apostołowie moi. Czas dobiega końca. Tam, w Moskwie - machnął dłonią na północ -zapada mrok. Jak ja zstąpiłem pomiędzy was, tak tam zstąpił Antychryst. Jak ja przyjąłem cielesną powłokę mużyka Wasilija, tak on zamieszkał w ciele człowieka, którego zwą Lenin. A przybył tu, bo zgnuśnieliśmy i zatraciliśmy się w żądzach i płynących z nich występkach. Niech surowa pokuta będzie naszą zapłatą za grzechy Rusi i jej ludu. Całej Rusi i całego ludu.
Zrobił pauzę dla wzmocnienia efektu i podjął przemowę.
- Antychryst przyjść ma u końca czasów, ja jednak powiadam wam: jeszcze nie czas.
Przybył zbyt wcześnie. Musimy odesłać go do piekła. To zadanie, dla którego zebrałem was tutaj. Zadanie, dla którego na mój zew ciągnęliście na to pole z całej Rosji i spoza jej granic. To zadanie, które wypełnimy tej nocy. Albowiem żyć na świętej Rusi nie może Antychryst, ciało ludzkie przybrać musiał. To ciało unicestwione zostanie naszą modlitwą i naszą ofiarą.
Będą się bić rózgami, pomyślał lekarz, widząc, jak ostatni sekciarze w pośpiechu ściągają kapoty.
Ale to, co nastąpiło, wprawiło go w kompletne zdumienie. Zgromadzeni schylili się.
Zalśniło krwistą czerwienią rozpalone żelazo.
- O Boże - jęknął Aleksander.
W ogniskach rozgrzano do czerwoności łańcuchy, druty, pręty i stalowe linki od sygnalizacji kolejowej. Znowu rozległa się pieśń, a po chwili zagłuszyły ją straszliwe wrzaski bólu.
- Nie bójcie się śmierci. - Prorok uderzył się po plecach dwoma łańcuchami. - Ofiara nasza jest święta i cel nasz jest święty! Nie ustawajcie w czynieniu pokuty! Zbliża się ostatnia godzina Antychrysta.
Ktoś upadł w śnieg, może nieprzytomny, może martwy. Do obserwatorów dobiegały jęki ekstazy, okrzyki bólu... Sekciarze chłostali się jakby w amoku, niektórzy wymieniali stygnące już łańcuchy na świeżo rozgrzane.
- Kompletna pogarda dla życia, dla ciała, które jest darem Boga - mamrotał Aleksander. -
Oszaleli...
- Chodźmy stąd - zadecydował doktor. - Im już nie pomożemy.
- Tak, chodźmy, nic tu po nas. - Sandro wyglądał, jakby miał zemdleć.
Szli ledwo widoczną ścieżką wzdłuż płotu otaczającego dworzec towarowy. Na szczęście wzeszedł księżyc, bo bez niego bez przerwy by się potykali. Za parkanem rozległ się zgrzyt prowadnic drzwi wagonowych. Wędrowcy posłyszeli szmer głosów i krótkie szczeknięcia rozkazów. Doktor zaciekawiony zajrzał przez dziurę po sęku.
Читать дальше