- I jesteśmy w domu. - Pilot z gracją posadził maszynę na placu przed kasztelem.
Zdążyli. W tej samej chwili, gdy przechodzili przez drzwi, rozległy się dzwonki wzywające na kolację.
*
- Panowie! - Hrabia Andrzej ukłonił się, wchodząc do zaimprowizowanego laboratorium.
- Czy usłyszę dobre wieści?
- Niezupełnie - odparł Marek. - Przeprowadziliśmy w ciągu trzech dni pobieżne badania pasma górskiego od Krościenka po ruiny wsi Biała Woda. Znaleźliśmy siedem sztolni zaznaczonych na starych mapach oraz osiemnaście niezaznaczonych śladów robót górniczych z różnych okresów. Ślady okruszcowanego kwarcu występują na ośmiu stanowiskach. Rudy polimetaliczne zawierające miedź i srebro znaleźliśmy w trzech miejscach. Niestety, w najbardziej obiecujących złożach w pobliżu Białej Wody wedle moich obliczeń można pozyskać
maksymalnie funt metalu z tysiąca stóp sześciennych skały, a i to najpierw trzeba wypreparować konerkcje ze skały macierzystej. Gdyby zaś chcieć rozdzielić miedź i srebro, praca taka, choć możliwa, będzie wymagać kolejnych nakładów. Proszę spojrzeć.
Rozłożył na blacie kawałki różnych kamieni, a oddzielnie papierek z drobinkami wypreparowanego kruszcu. Na sąsiednim widniały kolby z odczynnikami.
- Wartości procentowe trudne do oszacowania, to musi ocenić lepszy fachowiec niż ja, a próba rozdzielenia tych metali będzie jeszcze trudniejsza. Niemniej jednak blachę na dach kościoła dałoby się z tego od biedy zrobić.
Podał hrabiemu sklepaną na płasko grudkę metalu.
- Wydobycie będzie opłacalne?
- Przez kilka tygodni, może kilka miesięcy zapewne tak. To raczej nie jest duże złoże. I oscylować będziemy na krawędzi opłacalności. Jeśli potrzebna jest blacha do jakichś prac, można, zamiast kupować od sąsiadów, rudę wydobyć i obrobić samodzielnie. Ale na handel będzie tego za mało.
- A gdyby zejść głębiej? Sztolnią upadową w ślad za kwarcami? - zainteresował się dziedzic.
- Można spróbować, ale to oznacza konieczność pracy w twardych gnejsach i bazaltach, a jej wynik jest, niestety, bardzo trudny do przewidzenia. Zważywszy na skromne ilości kruszcu w warstwach dostępnych dla badań, szczerze wątpię, żeby udało się trafić głębiej na coś lepszego.
Ale wykluczyć tego nie mogę. Góra Jarmuta jest wygasłym wulkanem, zatem próby jej eksploatacji powinny przynieść najlepsze efekty. Ale i tu wyniki analiz mocno rozczarowują.
- Hmm... No tak... - Hrabia Andrzej przeszedł się z rękoma założonymi za plecy. - No tak... Fatalnie. Cóż, mówi się trudno. A jakichś innych ciekawych minerałów nie spostrzegliście?
- Niestety, góry te niewiele są warte. Kamień twardy pozyskiwać by można na utwardzenie dróg bitych. Poza tym tylko lasy i hale do wypasu owiec, a gdzie gleba lepsza, pszenicę siać można - wyjaśnił Jontek.
Marek skinął głową, potwierdzając jego słowa.
- No cóż, jak to mówią, z buraka krwi nie wyciśnie, widać nie jest mi pisane założyć w dobrach kopalni. Pozostaje jeszcze jedna kwestia. - Zleceniodawca zmęczonym gestem zdjął
okulary. - Sterowiec, który panowie zdobyli. Wedle prawa jest oczywiście waszą własnością, prosiłbym jednak, abyście pozostawili mi go na trzy dni do dyspozycji. Pan Witold, przybyły do nas z dóbr w Niedzicy, chce się konstrukcji dokładniej przyjrzeć. Od czterech lat nie udało się zdobyć żadnego, ciekawi go ten właśnie, bo Turcy poczynili jakieś znaczące ulepszenia.
Do tego prześlę pismo dla wojewody, zdobyliście w walce statek powietrzny wroga, w dodatku przeciwnik był liczniejszy. - Puścił do nich oko. - Oczywiście, gdyby była to prawdziwa przewaga, uhonorowaliby panów poważniej, ale myślę, że Brązowy Nietoperz za tę akcję przysługuje, a może i Srebrnego dadzą.
- Niewielka w tym nasza zasługa, panie hrabio - bąknął Marek. - Traf szczęśliwy, że to my ich, a nie oni nas... Sterowiec obaj zdobyliśmy. Wolałbym go nie sprzedawać, ale Jontka jakoś z jego części postaram się spłacić.
- To będę skaramencko bogaty. A jak jeszcze Nietoperza przypnę... U nas to we wsi kilku tylko odznaczonych - rozmarzył się góral.
- Żadna dziewczyna ci się nie oprze - zapewnił go hrabia. - Moja wychowanka zapewne też nie... Pożegnam panów.
Drzwi zamknęły się cicho.
- Trochę jest rozczarowany - westchnął chłopak.
- Ano niestety. Też chciałbym móc przekazać lepsze wieści. Ale chciałem z tobą
pomówić. Bo mam do ciebie prośbę.
- Proś, o co zechcesz, ostatnią koszulę oddam!
- Czy pożyczysz mi swoją połowę sterowca na, powiedzmy, dwa miesiące? Mamy z panem Witoldem pewien pomysł.
Jontek spojrzał na niego badawczo.
- Czy ty przypadkiem chcesz... polecieć na zachód? Sprawdzić, co tam się stało? A potem dokonać tej, jak to mówisz, rehabilitacji Kolumba?
- Tak.
- Hmmm... Ten sterowiec, to znaczy moja połowa, to najcenniejsza rzecz, jaką mam. I nadzieja na lepszą przyszłość. Ziemi bym kupił, owiec... Ja ryzykuję moje przyszłe szczęście. A ty jesteś studentem, skończysz naukę, będziesz magistrem, w kilka lat staniesz się człowiekiem bogatym i szanowanym. Ja wiem, ile ryzykuję, ale co ty ryzykujesz?
- Życie.
Góral uśmiechnął się.
- Oto moja ręka i moja zgoda. Leć na zachód. Tylko żebyś wrócił! Choć z drugiej strony...
To bardzo cenna maszyna, a znamy się w sumie kilka dni. Czuję, że tak w ciemno zaufać nieznajomemu to głupota. No, co tu dużo gadać, po prostu muszę swego mienia dopilnować! -
błaznował.
- Miejsca w kabinie są trzy, jeśli tylko sobie życzysz, lecisz z nami.
Góral nie odpowiedział, ale uśmiechnął się szeroko.