Informacje, których nie zapisuje się na papierze.
- Rozumiem. Podobnie jest przecież w innych cechach - odparłem. - Szewcy mają inne tajemnice, garncarze inne...
Spojrzał na mnie i zawahał się. Pokręcił głową.
- Dotknąłem w życiu wielu tajemnic. Umiem zachować dyskrecję - zapewniłem go.
- Ta legenda przypomina fabułę kiepskiego horroru - westchnął. - Wyobraź sobie...
Poproszono cię, żebyś odszukał miejsce pochówku, więc powinieneś wiedzieć, co można tam znaleźć. Na dnie zbiorowych mogił, zwłaszcza gdy ludzie zginęli złą i nagłą śmiercią, pojawia się czasem kulka jakby z czerwonego szkła albo kryształu. Narasta powoli, przez lata, czasem dziesięciolecia... Początkowo jest maleńka, jak ziarenko, później pęcznieje i nabiera blasku. Jedni nazywają to jajem demona. Inni mówią o tym: łza umarłych.
Wiatr jakby ostrzegawczo zaszumiał w koronach drzew.
- Nazywają...
- Nie wiem, co to jest naprawdę ani co może się stać, jeśli wpadnie w niepowołane ręce.
Wiem tylko, że w razie znalezienia należy to natychmiast bezwzględnie zniszczyć.
- Dlaczego wynajęto właśnie mnie? Skoro to okultyści, jasnowidze i magowie, powinni wejść w trans i bez problemu...
- Naoglądałeś się kiepskich filmów - prychnął z irytacją. - Magia tak nie działa. Jej wpływ na rzeczywistość jest, że się tak wyrażę, bardziej subtelny. Wybacz osobiste pytanie. Jak ci ostatnio szły interesy?
- Nijak - westchnąłem. - Nie było takiej posuchy od czasów prezydentury Olka Opoja.
Czyli od dawna.
- To może, choć nie musi, być ich wpływ. Urok. Kumulujący się niefart. Mówiąc kolokwialnie, przegłodzili cię, a potem podsunęli pod nos dobrze płatną pracę.
Spojrzałem na niego zaskoczony.
- Po prostu miałem sporego pecha.
- Tak właśnie to działa. Jak pajęczyna. Nic uchwytnego, ale z każdym tygodniem wszystko idzie coraz gorzej. Poczucie osaczenia. Miotasz się, nigdzie nie napotykając oporu. Nie widzisz przeciwnika. Uderzasz, ale zawsze trafiasz w próżnię.
- Hmm...
- Wiem też, że po ekshumacjach, o których wspominasz, doszło do pięciu włamań. Ich ofiarą padły magazyny muzealne. Trzech dokonałem ja. Dwu pozostałych zapewne oni. Nie udało się wykraść kryształów podczas prac, więc musieli inaczej.
Powiedział to kompletnie obojętnie. Po prostu mnie informował.
- Czyli archeolodzy znaleźli już coś... takiego?
- Co najmniej raz. Zapewne nie w każdym z grobów to jest. Nie wiem...
- Czego pan zatem ode mnie oczekuje?
- Możliwości są dwie. Robercie, po pierwsze możesz poświęcić reputację i po prostu zrezygnować ze zlecenia. Wynajmą kogoś innego, ale to już nie będzie twój problem.
- Reputację zbudowały mi inne rozwikłane zagadki. - Wzruszyłem ramionami. - Powiem, że się nie udało, i dziury w niebie nie będzie. Ucierpi co najwyżej moja etyka zawodowa. Chyba że zechcą się mścić.
- Wykluczyć tego nie można.
- A druga możliwość?
- Stanąć po mojej stronie i zagrać z nimi. Celowo, świadomie wystawić do wiatru.
Popatrzyłem na rzędy nagrobków. Antykwariusz miał rację. To brudziło jak smoła. Każda decyzja będzie zła.
- Wyrolować kolesi babrających się na co dzień w czarnej magii? I nawet jeśli się uda, przez całe lata bać się własnego cienia - rozważałem. - Człowiek, który mi o nich opowiedział, twierdził, że to czyste zło i że z nimi nie da się wygrać.
- Wygrać się da. Czasami. Ja gram z nimi od dawna i wygrywam, bo chyba nie wiedzą o moim istnieniu. Ale jest ryzyko. Każda podjęta decyzja będzie zła albo jeszcze gorsza -
powtórzył w zadumie. - Twój wybór.
Wiatr zachichotał. Poczułem dreszcze. Może mnie przewiało, a może uświadomiłem sobie w całej pełni, w co się wplątałem.
- Jeśli to magowie, to kto wie czy nie telepaci... Czy wyczują, jeśli będę kłamał?
- Niekoniecznie. Inżynierek, którego wysłali, zapewne jest tylko wynajęty. Ma zlecenie, sam nie wie, dla kogo pracuje. Oni bardzo dbają o dyskrecję. Jeśli zdołasz oszukać jego, nie powinni się zorientować, że łgałeś. Tak mi się wydaje.
- Gdybym na przykład przekazał im dowody na to, że mogiła, której szukają, została ekshumowana wiele dziesięcioleci temu? To znaczy - poprawiłem się - gdybym znalazł
ekshumowaną i wmówił, że to właśnie ta? Albo odszukał inną mogiłę nieekshumowaną, ale z innych czasów?
- Czemu nie. Bardzo dobry pomysł. Tylko musiałyby to być dokumenty w miarę wiarygodne. Żeby coś takiego spreparować, nie wystarczy znajomość dziewiętnastowiecznej kaligrafii i namoczenie papieru w mocnej herbacie. Mogą zechcieć to sprawdzić. I jeszcze jedno.
-Popatrzył mi w oczy. - Przydałoby się także odszukać mogiłę właściwą. Tak na wszelki wypadek, gdyby się okazało, że nie dali się oszukać i wynajmą kogoś następnego.
- Cholernie trudna sprawa - westchnąłem. - Wzmianki są enigmatyczne i rozproszone.
W oddali zazgrzytał tramwaj. Z nieba spadło kilka kropel deszczu.
- Da się?
- Mogę spróbować za pomocą radaru geologicznego. Pożyczę od znajomego. Ale nie wiem nawet, czy ta mogiła jeszcze istnieje. To jednak miasto. Poniekąd żywy organizm.
- Jeśli grobu już nie ma, to dobrze... Ale sprawdzić trzeba.
*
Inżynier spotkał się ze mną na rogu ulicy Wolskiej i alei Prymasa Tysiąclecia. Po estakadzie nad naszymi głowami mknęły samochody.
- Nie mam dla pana dobrych wiadomości - powiedziałem. - Ta mogiła była prawdopodobnie tam. - Wskazałem nasyp. - Natrafiono na nią przed kilkunastu laty podczas budowy. O, proszę, skopiowałem panu wszystkie wzmianki prasowe.
Wręczyłem mu plastikową koszulkę, w której tkwiło kilkanaście odbitek ksero.
- Jest pan pewien, że to właśnie ta? - Zmarszczył brwi. - Nie mógł to być na przykład grób z czasów powstania warszawskiego?
- Groby uczestników powstania były przy samej ulicy Wolskiej. Ekshumowano je jeszcze w latach czterdziestych. Tu natrafiono na kilka fragmentarycznie zachowanych szkieletów.
Piasek, niestety, nie sprzyja dobremu zachowaniu kości.
Przeglądał artykuły.
- Ktoś tu domniemywał, że to mogła być obsada stanowiska obrony przeciwlotniczej z września trzydziestego dziewiątego roku - mruknął.
- Nieuctwo dziennikarzy tej akurat gazety jest wręcz przysłowiowe. Mimo wszystko postanowiłem się upewnić i pociągnąłem za język miejscowych. - Gestem powiodłem po blokach. - Skierowano mnie do mężczyzny, który trochę zbiera starocie, a jako dzieciak buszował po placu budowy. Widział, jak odkopano tę mogiłę, i nawet zaiwanił sobie coś, co
archeolodzy przegapili.
Podałem mu skorodowany guzik, ozdobiony tarczami wyobrażającymi Orła i Pogoń.
- To ewidentnie guzik Armii Królestwa Polskiego. Nie sądzę, żeby znalazł się w pobliżu szkieletów przypadkiem - nadałem swojemu głosowi brzmienie znamionujące niezachwianą pewność.
- No tak... - Zleceniodawca nie krył rozczarowania. -Czyli pudło, spóźniłem się. Ile się należy?
- Zaliczka pokrywa w zupełności moje wysiłki.
Pożegnaliśmy się i odszedł. Z daleka widziałem, że zanim wsiadł do auta, cisnął guzik ze złością na ziemię. Poczekałem, aż facet odjedzie, i poszedłem odszukać porzucony zabytkowy drobiazg.
*
Wiatr wył, szarpał gałęzie drzew. Gdzieś od północy nasuwał się ciemny wał burzowych chmur. Za płotem kąpieliska huczał jakiś agregat. Czyścili basen po sezonie czy co? Dawny fort był prawie niewidoczny. Zniszczył go czas, zatarły prace niwelacyjne podczas zakładania parku.
Na części obwałowań posadzono drzewa, reszta stała się trawnikiem. Dopiero radar geologiczny pozwolił precyzyjnie namierzyć obrys dawnych szańców i niewielki dół w ziemi kryjący ciała obrońców.
Читать дальше