Kir Bułyczow - Rycerze na rozdrożach

Здесь есть возможность читать онлайн «Kir Bułyczow - Rycerze na rozdrożach» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Rycerze na rozdrożach: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Rycerze na rozdrożach»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Rycerze na rozdrożach — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Rycerze na rozdrożach», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Nie, coś ty — opierała się Helena, ale Ałmaz zrozumiał kobiece rozterki i przeciął spór:

— Pantofle to niezły pomysł. Kto po nie pójdzie?

— Sama pójdę — powiedziała Wanda. — Nikt przecież jeszcze nie pozbawił mnie stanowiska.

— Tak sądzisz? — Ałmaz bezceremonialnie obejrzał Wandę od zadartego noska i sokolich brwi aż do krągłych kolan. — Jak to wytłumaczysz swoim pracownikom?

— Wymusztrowałam je — powiedziała Wanda podrywając się z ławki.

— Może jednak poprosimy Szuroczkę?

— Szuroczka nie jest zorientowana — ucięła Wanda. — Dam sobie radę.

Odezwała się w niej dyrektorka.

Wanda poprowadziła ich przez podwórko zastawione stertami pustych skrzynek, obok ciężarówki z pojemnikami, do tylnego wejścia. Za ciężarówką palili konwojenci. Wanda przystanęła i zapytała dyrektorskim głosem:

— Przywieźliście garnitury?

— Garnitury, Wando Kazimirowno — odparł głos konwojenta.

— Zajrzyjmy do mojego gabinetu — powiedziała Wanda wspinając się wąskimi schodami na pierwsze piętro. — Muszę się dowiedzieć, czy aby nie zaczął się remanent.

— A co cię to może obchodzić? — zdziwił się Ałmaz. — Możesz uznać, że jesteś na zwolnieniu.

— Ty tego nie rozumiesz…

Wanda była tak pewna siebie, tak niezłomna, że Ałmaz i Helena, ludzie przecież dorośli i poważni, szli za nią jak przywiązani, chociaż najchętniej by się wycofali do wyjścia.

— Dokąd to, młodzi ludzie? — rozległ się energiczny głos. — Tutaj obcym wstęp wzbroniony.

— To ja, Wanda. Nie poznajesz, Walerio Lwowno? Przejście zagrodziła im kwadratowa, barczysta kobieta w średnim wieku, ubrana w granatowy fartuch z podwiniętymi do łokcia rękawami, o mocno wymalowanej twarzy i z dziwną fryzjerską konstrukcją na głowie, przypominającą ulubioną koafiurę tragicznie zmarłej królowej francuskiej Marii Antoniny.

Jeden tylko niedostatek niweczył groźne wrażenie, które wywoływała ta postać, ale ów niedostatek ujawnił się dopiero wtedy, kiedy młodzi ludzie weszli na podest i stanęli obok niej. Kobieta była tak niska, że mimo butów na wysokich obcasach i baszty na głowie sięgała Wandzie ledwie do ramienia.

— Czego? — zapytała niepewnie kobieta.

— Trzeba znać swoją szefową — odpowiedziała Wanda. — Nikt nie dzwonił, nikt nie przychodził?

Waleria Lwowna milczała i trzepotała uczernionymi rzęsami. Zastanawiała się. Kiedy jednak Wanda chciała przejść dalej, zagrodziła jej drogę.

— Ty nie jesteś Wanda — powiedziała zdecydowanie. — Dzisiaj Wandy Kazimirowny nie ma.

— Nie, to ja — upierała się Wanda. — Nie zwracaj uwagi na mój wygląd. Byłam u kosmetyczki, zrobiłam masaż.

— Kosmetyczka, powiadasz? — nadciągała burza. Pierwsze podejście zakończyło się fiaskiem.

Wanda zrozumiała to i natychmiast zmieniła ton. Teraz nie rozkazywała, lecz prosiła:

— Jestem siostrzenicą Wandy Kazimirowny. Ludzie mówią, że jestem bardzo podobna do cioci.

— Siostrzenica? Wątpliwości pozostały.

— A co z ciotką?

— Zachorowała na grypę. Leży w łóżku.

— A ci są z tobą?

To ostatnie pytanie odnosiło się do Heleny i Ałmaza, którzy stali z boku.

— Ze mną — odparła Wanda swym dawnym głosem. Takim tonem zwraca się do biletera sławny bas operowy wprowadzając swych przyjaciół bez biletów na atrakcyjny spektakl.

— Czego chcesz, siostrzenico?

— W magazynku podręcznym — odpowiedziała Wanda — leży w szafie para francuskich pantofli, siódemek. Przynieś je tutaj.

Waleria Lwowna znów zamarła. Głos był dyrektorski, a wygląd młody. Żądanie — pochyłe. Słychać było, jak pod strzelistą koafiurą odbywa się proces myślowy.

— Nie wolno — powiedziała wreszcie. — Nie ma tam żadnych francuskich pantofli. Nie dostaliśmy w tym miesiącu.

— Jak to nie dostaliśmy? Jak chcesz, to ci powiem, gdzie leży faktura.

— Głupoty — odparła zastępczyni Wandy. — Nie dostaliśmy.

Zrozumiała, że ma przed sobą zamaskowanych rewidentów.

— A ty skąd je masz? — zapytała Wanda.

— Gdzie?

— Na nogach.

— Na których?

— Na twoich. Może to nie są francuskie czarne czółenka na obcasie, siódemki za czterdzieści trzy pięćdziesiąt.

Waleria Lwowna wykonała dziwne taneczne pas, jakby zamierzała, nie siadając, podciągnąć pod siebie nogi. Ale podczas gdy nogi mimo woli się poruszały, nie przestawała myśleć i wreszcie uznała, że jedynym ratunkiem jest trzymanie się swego. Sięgnęła niedbale do kieszeni fartucha, niby po chustkę do nosa, ale wyjęła z niej gwizdek milicyjny, półgłosem, jakby na próbę powiedziała: „Bandyci!”, a następnie wydała straszliwy, świdrujący w uszach gwizd.

— Wycofujemy się! — krzyknął Ałmaz pociągając Helenę ku drzwiom. — Niech szlag trafi te pantofle.

— Ja ci to jeszcze przypomnę! — krzyknęła w biegu Wanda.

Waleria Lwowna nie pobiegła za nimi, tylko gwizdała z góry, niczym przerażony świstak. Zatrzymali się dopiero na przeciwległej stronie ulicy.

— Nie trzeba było tam chodzić — powiedziała Helena, kiedy wreszcie znowu przybrali wygląd spacerowiczów i weszli do pachnącego kurzem i lemoniadą parku miejskiego. — Jakoś do tej pory żyłam bez pantofli, to i nadal się bez nich obejdę.

— Nie! — znów podnieciła się Wanda. — Ja swojego zawsze dopnę!

Tak właśnie się zachowała, kiedy zobaczyła Nikitę, pomyślała nagle Helena i już nie chciała żadnych pantofli.

— Pora wracać do domu — powiedziała. — Wania na pewno się już obudził.

— Idźcie, a ja wrócę do sklepu — odparła Wanda.

— Zwariowałaś! — oburzył się Ałmaz. — Wszystkim nam zaszkodzisz. Ona już tam z pewnością urządziła zasadzkę i schwyta cię jak złotą rybkę.

— Nie ma żadnego ryzyka — warknęła Wanda. — Co ja bym była warta, gdybym nie znała swoich ludzi? Masz notes?

— Mam.

— Daj mi go.

Wanda napisała krótki liścik, wyrwała kartkę i zwróciła notes Ałmazowi, który wzruszył ramionami i pomyślał, że każdy robi to, co uważa za stosowne. Po czym poszedł z Heleną do jej domu, a Wanda przed wejściem do parku zamknęła się w budce telefonicznej. Zadzwoniła do swojego gabinetu.

Telefon odebrała Waleria Lwowna.

— To ty, Lera? — zapytała Wanda.

— Ja.

— Poznajesz swoją dyrektorkę?

— Już nie wiem, kogo mam poznawać. Tu byli jacyś kanciarze. Chcieli francuskie pantofle, na ciebie się powoływali. Już pomyślałam, że masz kłopoty, rozumiesz?

— Niczego nie rozumiem — ucięła Wanda. — Jestem chora, leżę w domu. Zresztą nie o to chodzi. Wysłałam do ciebie siostrzenicę, a ty ją wygnałaś.

— Bo myślałam, że ona się podszywa.

— Rozumiem i wybaczam. Teraz ona wróci, a ty jej dasz parę pantofli, które są już załatwione. Pamiętasz, gdzie leżą?

— Jak mam nie pamiętać?

— No to świetnie. Co poza tym słychać?

— Nic specjalnego. Szurka Rodionowa z działu zabawek spóźniła się pół godziny i jeszcze chce się po obiedzie zwolnić.

— Zwolnij ją. Ma dziś egzaminy. Do zobaczenia.

— Nie choruj za długo.

Wanda Kazimirowna powiesiła słuchawkę i spokojnie wróciła do domu towarowego. Weszła na piętro do swojego gabinetu, gdzie siedziała Waleria Lwowna.

— Jeszcze raz dzień dobry — powiedziała głosem uprzejnym, ale nieco urażonym, jakim powinny mówić niesłusznie skrzywdzone krewne wielkiego człowieka.

Na biurku stało już przygotowane pudełko z pantoflami.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Rycerze na rozdrożach»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Rycerze na rozdrożach» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Kir Bułyczow - Pupilek
Kir Bułyczow
Kirył Bułyczow - Żuraw w garści
Kirył Bułyczow
Kirył Bułyczow - Przełęcz. Osada
Kirył Bułyczow
libcat.ru: книга без обложки
Kir Bułyczow
libcat.ru: книга без обложки
Kir Bułyczov
Martin Kirk - Hatha Yoga
Martin Kirk
Отзывы о книге «Rycerze na rozdrożach»

Обсуждение, отзывы о книге «Rycerze na rozdrożach» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x