— O Standalu opowiedziałeś mi szczegółowo. A co będzie z Szuroczką? To moja uczennica.
— Pozostanie twoją uczennicą. Zda egzaminy na wyższą uczelnię, zdobędzie dyplom historyka, szczęśliwie wyjdzie za mąż, urodzi troje dzieci, podobnych do niej jak dwie krople wody, ale z pracy nie zrezygnuje…
— Masz bujną fantazję — powiedziała Helena. — Robi się chłodno. Pora iść spać. Zanim się człowiek obejrzy, znajdzie się w Moskwie. Jak tam będzie?
— Tak w dwóch słowach nie da się tego opowiedzieć, to cała powieść fantastyczna, która zacznie się w momencie, gdy wysiądziemy na Dworcu Jarosławskim, a skończy się z chwilą utworzenia specjalnego Instytutu Młodości. W tej powieści też będą zawikłane intrygi, scenki komiczne, łzy i karkołomne przygody.
— Czyżby cały instytut naukowy? — zapytała serio Helena.
— Może nawet nie jeden — odparł Ałmaz gasząc papierosa. — Widzę, jak w przyszłości uczeni będą wciąż pracować nad tym problemem, aż wreszcie, po jakimś czasie, osiągną pewne sukcesy.
— Jaka szkoda, że tak późno. Może nie warto jechać do Moskwy?
— Musimy jechać! Koło historii obraca się tylko w jedną stronę. Będzie kiedyś eliksir dla całej ludzkości. Kiedyś. Dla przyszłych pokoleń. A my jesteśmy potrzebni po to, żeby ludzie zrozumieli, iż wieczna młodość jest możliwa.
— Szkoda. Myślałam…
— No, jeśli się zmartwiłaś, to muszę się przyznać, że skłamałem. Diabeł mnie podkusił. Daję głowę: eliksir będzie gotowy za rok i będziesz go mogła kupić za parę kopiejek w każdej aptece. Teraz jesteś zadowolona?
Wrócili do wagonu. Helena poszła do swego przedziału, natomiast Ałmaz zatrzymał się w korytarzu, gdzie czatował na niego Stiepan Stiepanow z albumem w rękach.
— Chce się panu spać? — zapytał Stiepanycz z obojętnością w głosie.
— Nie, nie jestem śpiący — odparł Ałmaz.
— Znakomicie — ucieszył się puszkinista. — Wspominał pan mimochodem o swoich kontaktach z dekabrystami. Jak do nich doszło?
Ostatnią rzeczą, którą Helena usłyszała przed zaśnięciem, był przytłumiony głos Ałmaza:
— Z Kuchelbeckerem zetknąłem się zupełnie przypadkowo…