Wtedy krzyknąłem: „Chwileczkę, jedno pytanie! To znaczy, że teraz już wszystko możecie?” Popatrzył na mnie z pobłażliwą czułością i powiedział: „Ależ, Leonidzie Andriejewiczu! Coś niecoś oczywiście możemy, ale pracy wystarczy jeszcze na milion wieków. Na przykład ostatnio zepsuł się nam jeden dzieciak. Wychowywaliśmy go, ale w końcu zrezygnowaliśmy. Rozłożyliśmy ręce i wysłaliśmy go, żeby gasił galaktyki, w sąsiednim metasystemie jest kilka zbędnych. A wy, towarzysze, jesteście na słusznej drodze. Podobacie nam się. Tylko pamiętajcie: jeśli będziecie tacy, jacy macie zamiar być, to i my staniemy się tacy, jacy jesteśmy. I jakimi wy chcielibyście być”. Pomachał ręką i poszedł. Koniec bajki.
Gorbowski uniósł się na łokciu i popatrzył na słuchaczy. Kondratiew drzemał, grzejąc się na słońcu. Sławin leżał na plecach, patrząc w zadumie w niebo.
— „W imię przyszłości budzimy się ze snu — zacytował powoli. — W imię przyszłości dążymy myślą naprzód. W imię przyszłości zbieramy siły… A gdy usłyszymy kroki ognia, będziemy gotowi, by kierować falami płomienia”.
Gorbowski dosłuchał do końca i powiedział:
— To o treści. A co z formą?
— Początek nawet udany — oświadczył Sławin tonem profesjonalisty. — Ale pod koniec pan spuchł. Czy naprawdę tak trudno było wymyślić coś innego niż tego pańskiego zepsutego dzieciaka?
— Trudno — przyznał się Gorbowski.
Sławin przekręcił się na brzuch.
— Wie pan co, Leonidzie Andriejewiczu, na moją wyobraźnię zawsze działała leninowska idea rozwoju ludzkości po spirali: od pierwotnego komunizmu nędzarzy przez głód, krew, wojny, niesprawiedliwość aż do komunizmu duchowego i materialnego bogactwa.
Dla pana to tylko teoria, a ja przecież znałem te czasy, gdy spirala się jeszcze nie skończyła. To prawda, że tylko w kinie, ale widziałem jak rakietami zapalają wsie, jak ludzie płoną w napalmie… Wie pan, co to takiego napalm? A co to takiego łapówkarz, wie pan?
Rozumie pan, od komunizmu człowiek zaczął i do komunizmu wrócił, a wraz z tym powrotem zacznie się nowy odcinek spirali, już zupełnie fantastyczny…
Kondratiew nagle otworzył oczy, przeciągnął się i usiadł.
— Filozofowie — powiedział. — Mędrcy! Chodźcie, pozmywamy szybko naczynia, wykąpiemy się i pokażę wam Złotą Grotę. Czegoś takiego jeszcze nie widzieliście, doświadczeni starcy.
Moskwa-Leningrad, 1960–1966