Arkadij Strugacki - Poludnie, XXII wiek

Здесь есть возможность читать онлайн «Arkadij Strugacki - Poludnie, XXII wiek» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2001, Издательство: Amber, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Poludnie, XXII wiek: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Poludnie, XXII wiek»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ziemia, XXII wiek. Nie ma podziału na państwa, cuda nauki i techniki są chlebem powszednim, kolonizacja kosmosu przebiega bez zakłóceń. Na tę szczęśliwą planetę powraca statek «Tajmyr», od stu lat uznany za zaginiony. Członkowie załogi muszą nauczyć się żyć w nowym, idealnym świecie. Nie jest to jednak takie proste…

Poludnie, XXII wiek — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Poludnie, XXII wiek», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Jak brzmi jego nazwisko? — spytał leniwie Sławin.

— Jego nazwisko… Jelena Iwanowna, nazwiska nie znam. Ale nie o tym chciałem mówić. Chodzi mi o to, że nauka i sposoby produkcji ciągle się zmieniają, a rozrywki i sposoby wypoczynku są identyczne jak w starożytnym Rzymie. Gdyby znudziło mi się być astronautą, mógłbym zostać biologiem, budowniczym, agronomem… albo jeszcze kimś innym. A co mam zrobić, jeśli mi się, powiedzmy, znudzi leżenie? Chodzić do kina, słuchać muzyki albo patrzeć, jak inni biegają na stadionach. I koniec! Zawsze tak było — widowisko i gry. Krótko mówiąc, wszystkie nasze rozrywki sprowadzają się w ostatecznym rozrachunku do zaspokojenia kilku zmysłów. Proszę zauważyć, że nawet nie wszystkich. Na przykład jeszcze nikt nie wymyślił, jak się rozerwać, zaspokajając zmysł węchu czy dotyku.

— To by dopiero było! — powiedział Sławin. — Masowe widowiska, masowe macaliska i masowe wąchaliska.

Gorbowski zachichotał cichutko.

— Otóż to! Wąchaliska. A przecież, Jewgieniju Markowiczu, kiedyś tak właśnie będzie!

— W tym jest pewna prawidłowość, Leonidzie Andriejewiczu.

Według praw natury człowiek ostatecznie dąży nie do samego odbioru bodźców, lecz do ich przetwarzania, nie tyle do zaspokajania elementarnych zmysłów, ile głównego „narządu zmysłów”, mózgu.

Sławin wybrał jeszcze kilka szczapek i wrzucił do ogniska.

— Ojciec opowiadał mi, że w jego czasach ktoś wróżył ludzkości zwyrodnienie w warunkach dobrobytu. Wszystko zrobią maszyny, na chleb z masłem zarabiać nie będzie trzeba, więc ludzie zajmą się próżniactwem. Zostaną same trutnie. Ale sęk w tym, że praca jest dużo ciekawsza niż wypoczynek. Bycie trutniem jest zwyczajnie nudne.

— Znałem jednego trutnia — odparł poważnie Gorbowski. — Bardzo nie lubiły go dziewczęta i wyginął w rezultacie doboru naturalnego. A jednak myślę, że historia rozrywek jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa. Mam na myśli rozrywki w dawnym znaczeniu tego słowa. Wąchaliska będą, obowiązkowo. Nawet to widzę…

— Siedzi czterdzieści tysięcy — podjął temat Sławin — i wszyscy jak jeden mąż wąchają. Symfonia „Róże w sosie pomidorowym”.

A krytycy z wielkimi nosami będą pisać: „W trzeciej części w delikatny zapach różanych płatków wdziera się dysonansem majorowe brzmienie świeżej cebuli…”

Gdy Kondratiew wrócił z pękiem świeżych ryb, astronauta i pisarz rżeli przy gasnącym ognisku.

— Co was tak rozbawiło? — zainteresował się Kondratiew.

— Cieszymy się życiem — odparł Sławin. — Ty też możesz ubarwić sobie życie wesołym żartem.

— Proszę bardzo — powiedział Kondratiew. — Zaraz wypatroszę ryby, a ty zbierzesz wnętrzności i zakopiesz pod tamtym kamieniem. Zawsze je tam zagrzebuję.

— Symfonia „Kamień mogilny” — włączył się Gorbowski. — Część pierwsza, allegro non troppo .

Sławin skrzywił się i zamilkł, przypatrując się fatalnemu kamieniowi. Kondratiew wziął flądrę, prasnął nią o płaski kamień i wyciągnął nóż. Gorbowski z zachwytem obserwował jego ruchy. Kondratiew jednym cięciem odciął łeb flądrze, zręcznie wsunął dłoń i błyskawicznie wyciągnął rybę ze skóry, jakby zdejmował rękawiczkę. Skórę i wnętrzności rzucił Sławinowi.

— Leonidzie Andriejewiczu — powiedział — niech pan przyniesie sól.

Gorbowski bez słowa wstał i poszedł do łodzi. Kondratiew szybko oprawił flądrę i zajął się okoniami. Przed Sławinem rosła sterta rybich wnętrzności.

— Gdzie jest sól? — zawołał Gorbowski z luku.

— W skrzynce z żywnością — odkrzyknął Kondratiew. — Po prawej stronie.

— Czy ona nie odjedzie? — zapytał z lękiem Gorbowski.

— Kto?

– Łódź. Po prawej stronie jest pulpit sterowniczy.

— Po prawej stronie pulpitu jest skrzynka — rzucił Kondratiew.

Było słychać, jak Gorbowski kręci się po kabinie.

— Znalazłem — oznajmił radośnie. — Wszystko wziąć? Tu jest z pięć kilo…

Kondratiew podniósł głowę.

— Jak to pięć? Powinna być mała torebka.

Po chwili ciszy Gorbowski oznajmił:

— Tak, rzeczywiście. Już niosę.

Wydostał się z luku, trzymając przed sobą torebkę z solą. Obie ręce miał ubielone mąką. Położył torebkę obok Kondratiewa, westchnął: „Na światową entropię…!” i już miał zamiar znów się położyć, ale powstrzymał go głos Kondratiewa:

— A teraz, Leonidzie Andriejewiczu, proszę mi przynieść liście laurowe.

— A po co? — zapytał z ogromnym zdumieniem Gorbowski. Czy naprawdę trzech ludzi w podeszłym wieku, trzech starców nie jest w stanie obejść się bez liści laurowych? Z ich ogromnym doświadczeniem, z ich wstrzemięźliwością?

— Nie, nie — zaprzeczył Kondratiew. — Obiecałem panu, Leonidzie Andriejewiczu, że pan dziś porządnie odpocznie, no więc pan odpocznie. Marsz po liście laurowe…

Gorbowski poszedł po liście laurowe, potem po pieprz, po włoszczyznę, a wreszcie — oddzielnie — po chleb. Razem z chlebem, na znak protestu, przydźwigał ciężką butlę z tlenem i zjadliwie oznajmił:

— Przyniosłem od razu, na wszelki wypadek, może będzie potrzebna…

— Nie będzie — rzucił Kondratiew. — Bardzo dziękuję, ale proszę odnieść.

Gorbowski, klnąc, zawlókł butlę z powrotem. Po powrocie nawet nie próbował się kłaść. Stał obok Kondratiewa i przyglądał się, jak gotuje zupę rybną. Posępny korespondent Europejskiego Centrum Informacyjnego, używając do tego dwóch szczapek, nosił rybie wnętrzności do mogilnego kamienia.

Zupa zawrzała, roztaczając oszałamiający aromat, doprawiony lekkim zapachem dymu. Kondratiew wziął łyżkę, spróbował i zamyślił się.

— No i jak? — zapytał Gorbowski.

— Jeszcze szczyptę soli — zawyrokował Kondratiew. — I chyba pieprzu. Jak pan sądzi?

— Chyba tak — Gorbowski przełknął ślinę.

— Tak — powiedział twardo Kondratiew. — Soli i pieprzu.

Sławin skończył przenoszenie rybich wnętrzności, przywalił je kamieniem i ruszył myć ręce. Woda była ciepła i krystalicznie czysta. Widział malutkie szarozielone rybki pływające pomiędzy wodorostami. Przysiadł na kamieniu i zapatrzył się. Ocean lśniącą ścianą wznosił się za zatoką. Nad horyzontem nieruchomo wisiały niebieskie wzgórza sąsiedniej wyspy. Wszystko było niebieskie, lśniące i nieruchome, tylko nad sitowiem w zatoce pływały wielkie czarno-białe ptaki. Od wody płynął słonawy zapach.

— Wspaniała planeta ta nasza Ziemia — powiedział głośno.

— Gotowe! — oznajmił Kondratiew. — Możemy jeść. Leonidzie Andriejewiczu, niech pan będzie tak dobry i przyniesie talerze.

— Dobrze — rzekł Gorbowski. — I może od razu łyżki.

Usiedli wokół dymiącego wiadra, Kondratiew rozlał uchę. Przez jakiś czas jedli w milczeniu, wreszcie Gorbowski powiedział:

— Uwielbiam uchę. A tak rzadko zdarza mi się ją jeść.

— Jest jeszcze pół wiadra — pocieszył go Kondratiew.

— Ach, Siergieju, Iwanowiczu! — westchnął Gorbowski. — Na zapas i tak się nie najem.

— Na Tagorze nie będzie uchy — stwierdził Kondratiew.

Gorbowski znowu westchnął.

— Całkiem możliwe. Chociaż Tagora to nie Pandora i na uchę mimo wszystko jest nadzieja. Jeśli tylko komisja zezwoli na łowienie ryb.

— A dlaczego by nie?

— Członkowie komisji są przeważnie zgorzkniali i okrutni. Na przykład Gienadij Komow. Już on na pewno zabroni mi leżeć. Zażąda, żeby wszystkie moje działania były zgodne z interesami aborygenów. A skąd ja mogę wiedzieć, jakie są ich interesy?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Poludnie, XXII wiek»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Poludnie, XXII wiek» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arkadij Strugacki - Piknik pored puta
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Biały stożek Ałaidu
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Pora deszczów
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Trudno być bogiem
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Piknik na skraju drogi
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Przenicowany świat
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Alfa Eridana
Arkadij Strugacki
Arkadijus Strugackis - Vidurdienis, XXII amzius
Arkadijus Strugackis
Arkadij Strugacki - Drapieznosc naszego wieku
Arkadij Strugacki
Отзывы о книге «Poludnie, XXII wiek»

Обсуждение, отзывы о книге «Poludnie, XXII wiek» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x