Borys Strugacki - Bezsilni tego swiata

Здесь есть возможность читать онлайн «Borys Strugacki - Bezsilni tego swiata» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2004, Издательство: Amber, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Bezsilni tego swiata: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bezsilni tego swiata»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Zbliżają się wybory gubernatora Petersburga. Spiskowcy, stosując przemoc i tortury, chcą zapewnić wygraną swojemu kandydatowi. Na nic się to jednak nie zdaje, bo zwycięzca zostaje zabity strumieniem…

Bezsilni tego swiata — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bezsilni tego swiata», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— To znaczy?

— To znaczy człowiekiem, który posiada informacje stanowiące tajemnicę państwową.

Jurij wzdrygnął się i otworzył oczy.

— Tego nam tylko brakowało! Po co ci to?

— Nie bój nic. Wszystko w porządku. Nikt nic nie wie. Tak naprawdę to inwalida, odsunięty od wszelkich spraw, więc odpręż się i śpij spokojnie. Będziemy jeszcze długo jechać, a sam widzisz, jaka droga.

Droga była jak ślizgawka. Zapadał zmierzch — pora dnia między jasnością i ciemnością, samochody jadące z naprzeciwka włączały reflektory i lód mrocznie połyskiwał w ich żółtym świetle. Ci z naprzeciwka jechali powoli, a nawet nie tyle jechali, ile sunęli, czołgali się ostrożnie, krótkimi światłami wymacując drogę przed sobą.

— Zaraz zaśpiewam — powiedział Pracodawca w napięciu i Jurij od razu usiadł prosto i złapał się uchwytu nad drzwiami. Źle, pomyślał. Przecież Pracodawca nic nie zrobił, nie wykonywał żadnych gwałtownych ruchów, może najwyżej lekko nacisnął pedał gazu, żeby zupełnie nie stanąć, a samochodem od razu szarpnęło i wóz zaczął sunąć ciężkim slalomem, bokiem, niczym krab po kamieniach.

Nastał już wieczór, błękitna mgiełka … — zaczął śpiewać wysokim, smętnym głosem Pracodawca, delikatnymi ruchami kierownicy prostując kurs —… tajała w ciepłych promieniach zachodu

Za każdym razem, gdy droga była trudna, nieprzejezdna albo niebezpieczna, Pracodawca zaczynał śpiewać. Jego piosenki były smętne, dziwne i zazwyczaj zupełnie nieznane.

— … Piosenkę przywiał wiatr, ma miła, którą niegdyś śpiewałaś…

Wjedziemy zaraz w jakiegoś mercedesa, myślał Jurij, wpatrując się zmartwiałym wzrokiem w luksusowe czerwone światła sunącej przed nimi bryki. I do końca życia się nie wypłacimy. Albo w nas wjedzie jakiś mafioso. Efekt ten sam… A może zjazd do rowu? To dobre rowy, obiecujące, dwumetrowe… I szare, obojętne, półślepe domki, stojące po pas w śniegu po prawej i lewej stronie drogi. I zaśnieżone, zmarznięte drzewka. Och, ten ołowiany kretynizm wiejskiego życia! Samochodem znów zarzuciło bez żadnej widocznej przyczyny. Jurij zacisnął prawą dłoń na uchwycie, a lewą zaparł się o siedzenie — dla większej pewności. „Dla pewności, dla łatwości, dla wygody spływu krwi” — przeleciało mu przez głowę ni z tego ni z owego, a Pracodawca przez cały czas śpiewał smętnie, cierpiał i skarżył się: Gdzie jesteś, w jakich teraz stronach… Kiedy tak często o tobie myślę

Jechali już ponad godzinę. Zapadł zmrok. Światła jadących z naprzeciwka samochodów

oślepiały, jezdnia była oblodzona i odnosiło się wrażenie, że jadą nie po drodze, lecz po zamarzniętej rzece.

Grube krupy śniegu wirowały w promieniach reflektorów, a z tyłu olbrzymi autobus podmiejski posuwał się niebezpiecznie, łyskając światłami. Jechał tak ze dwie minuty, a potem nagle wysunął się ciężko do przodu i zaczął wyprzedzać. Jurij zacisnął zęby. No, jazda, jazda… rajdowiec się znalazł… Autobus wisiał teraz z lewej strony, a Pracodawca zamilkł i znieruchomiał za kierownicą. Ledwie pełzł po obrzeżu jezdni, nie próbując ani dodać gazu, ani — nie daj Boże przyhamować.

Potem rój czerwonych i żółtych świateł wraz z ogromną rufą lądowego pancernika liniowego, pokrytą brudnymi śnieżnymi pryszczami, znalazł się z przodu, jechał przez jakiś czas obok zachodniego wózka, który wyglądał, jakby spłaszczył się z przerażenia, by w końcu zniknąć w nocy i zamieci.

— … Goździki czerwone, szkarłatne i rdzawe deszczowym wieczorem dawałaś mi … — zaśpiewał z ulgą Pracodawca, nieco odprężony.

Tę piosenkę Jurij znał i ochoczo, entuzjastycznie dołączył się drugim głosem:

Nad ranem widziałem sny niebywałe, czerwone kwiatuszki widziałem w nich

W promieniach reflektorów błysnęła niebieska tablica: M. Motowidło 6 km. Pracodawca maksymalnie zwolnił, z ogromną ostrożnością skręcił w prawo (dobrze chociaż, że nie w lewo!) i wjechał na pokrytą dziewiczym śniegiem drogę z płytkimi koleinami. Po obu stronach wznosiły się bezpieczne zaspy, za nimi czerniały kołyszące się na wietrze krzaki, a w promieniach reflektorów na szczęście nie było nic prócz słupów wirującego śniegu i srebrzyście czarnej pustki.

A jeśli spotkacie ją na wolności, To nie próbujcie jej omamić Zachować jej miłość ja mogę jedynie W kamiennej ciemnicy — za kratami…

Z ostatnimi słowami tej dawnej, smętnej pieśni, napisanej podobno przez słynnego więziennego barda jeszcze w czasach Wielkiej Czystki, podjechali do otwartej bramy z przekrzywionymi skrzydłami. Drewniany płot biegł w prawą i lewą stronę i nikł w nieprzeniknionej ciemności i zamieci, więc widać było jedynie kilka metrów starych sztachet ze zwisającym na górze drutem kolczastym. Przestronne podwórze za płotem było puste. W głębi świecił różnokolorowymi, zasłoniętymi oknami dwupiętrowy, płaski dom. Przed wjazdem stały zaśnieżone samochody. Drzewa skupiły się z prawej i lewej strony domu w coś na kształt lasku, a pod samotną latarnią na środku podwórza stał zasypany śniegiem, przygarbiony

człowiek w szacie do pięt (niczym żołnierz z tryptyku Weraszczagina Na Szypce bez zmian ), a wokół niego kręcił się, ciągnąc za sobą smycz, łaciaty foksterier, który z wyglądu i z zachowania przypominał skupionego, energicznego, kędzierzawego prosiaczka.

W jasnym, pustym westybulu unosił się nieznajomy, intensywny zapach, ale nie szpitalny, raczej zoologiczny czy botaniczny. Może po prostu pachniało kroplami na serce pomieszanymi z lekkim odorem jakiegoś nieokreślonego gówienka. Kobieta w zielonym fartuchu, siedząca nieruchomo w kącie, ze szczotką na kolanach i z emaliowanym wiadrem obok siebie, popatrzyła na nich w milczeniu i bez zainteresowania. Za kontuarem rejestracji nie było nikogo i nikt nie próbował ich zatrzymać, gdy — Pracodawca zdecydowanie z przodu, a Jurij, zatroskany i zasępiony, z tyłu — przecięli pomieszczenie i zagłębili się w korytarzu, oświetlonym błękitnymi rurkami jarzeniówek.

Pracodawca najwidoczniej był tu nie po raz pierwszy, a mimo to słabo się orientował. Najpierw, co chwila zerkając na zegarek, wszedł na drugie piętro i wpakował się do ciemnego, zadymionego pomieszczenia, w którym nie było ani światła, ani ludzi; potem, z przekleństwem na ustach, znowu zszedł na pierwsze i zaczął iść, odczytując tabliczki na drzwiach, wzdłuż korytarza, aż do oszklonych drzwi, za którymi nie było już nic prócz zamieci i kołyszących się smętnie drzew. Skręcił gwałtownie w prawo do niepozornych drzwi bez jakichkolwiek napisów i wskazówek i po słabo oświetlonych, wąskich schodkach znowu wszedł na drugie piętro. Przez cały ten czas Jurij podążał za nim w milczeniu i bez sprzeciwów, dziwiąc się jedynie dziwnym porządkom w tym dziwnym domu starców: powszechnej pustce i bezludności, jak w pałacu Śpiącej Królewny. Mnóstwo włochatych palm w wielkich donicach i cisza, jak w kościele.

Dalej było jeszcze dziwniej. Bez pukania otworzyli drzwi (szklane, pomalowane białą farbą) z tabliczką, której Jurij nie zdążył odczytać (coś w rodzaju daktyloskopia albo otolaryngologia — przemknęło, nie zagrzewając miejsca w pamięci). Za drzwiami był pokój — stół, szklane stelaże na buteleczki z lekarstwami po prawej i lewej stronie oraz koszmarne schematy ludzkich narządów na ścianach. Przy stole, zagłębiony w lekturze gazety „Kommiersant”, siedział człowiek w białym, niezbyt czystym fartuchu, wyglądający na kogokolwiek — kata, rzeźnika, szatniarza, ale na pewno nie na lekarza czy choćby sanitariusza. Okrągła głowa, krótki, jasny jeżyk włosów, ciężkie szczęki i masywne bary zawodowego wykidajły… Gazetą od razu odłożył na bok i utkwił w gości nieruchome spojrzenie jasnych oczu.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Bezsilni tego swiata»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bezsilni tego swiata» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arkadij Strugacki - Piknik pored puta
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Biały stożek Ałaidu
Arkadij Strugacki
libcat.ru: книга без обложки
Arkadije Strugacki
Arkadije Strugacki - Tesko je biti Bog
Arkadije Strugacki
Arkadij Strugacki - Poludnie, XXII wiek
Arkadij Strugacki
libcat.ru: книга без обложки
Arkady Strugacki
libcat.ru: книга без обложки
Arkadij a Boris Strugačtí
Отзывы о книге «Bezsilni tego swiata»

Обсуждение, отзывы о книге «Bezsilni tego swiata» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x