Borys Strugacki - Bezsilni tego swiata

Здесь есть возможность читать онлайн «Borys Strugacki - Bezsilni tego swiata» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2004, Издательство: Amber, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Bezsilni tego swiata: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bezsilni tego swiata»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Zbliżają się wybory gubernatora Petersburga. Spiskowcy, stosując przemoc i tortury, chcą zapewnić wygraną swojemu kandydatowi. Na nic się to jednak nie zdaje, bo zwycięzca zostaje zabity strumieniem…

Bezsilni tego swiata — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bezsilni tego swiata», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

…Był jeszcze taki Kostik, Kostia Groszaków — mały taki, czarniawy, coś jak Ormianin… Chociaż tak naprawdę wcale nie był Ormianinem, ale na samym początku przylepili mu przezwiska Kurdupel i Awanes, i tak już zostało. No i co z nim zrobili? W ogóle przestał chodzić. To znaczy, chodzić do toalety. Ani żeby się odlać, ani w tej grubszej sprawie. Zupełnie nic. Miesiąc nie chodzi, drugi miesiąc nie chodzi. Wszyscy to już zauważyli, rechoczą, głupie

żarciki sobie robią, a co w tym śmiesznego? Wyobraź sobie na łodzi podwodnej załogę, która nie potrzebuje kibla. Albo na przykład kosmonauci. Pożyteczna rzecz i nic w tym śmiesznego… Potem go przenieśli. Dlaczego? Dokąd? Po co? Wrócił kiedyś z zabiegu, zbiera swoje rzeczy i mówi: żegnajcie, chłopaki, przenoszą mnie, nie wspominajcie mnie źle. A minę ma taką, jakby mu medal dali. A my, trzeba przyznać, niespecjalnie się zmartwiliśmy, ostatnio zaczęło od niego cuchnąć jakby karbolem, chemią jakąś, a szczególnie mocno pod wieczór…

(Dziwna rzecz! Albo był temu winien piekielny żar, płynący z głębi pomieszczenia, albo nienaturalny chłód, niemal mróz, którym ciągnęło od klienta, albo może sam klient — nieruchomy, z wyszczerzonymi zębami, porośnięty kędzierzawymi włosami żywy trup… a może jego ochrypły głos lub sposób mówienia… a może to, o czym opowiadał… A może to wszystko razem dawało wrażenie nierealności i niewiarygodności wydarzeń, atmosferę dusznego, malarycznego koszmaru… W tej atmosferze była również jakaś nieuchwytna groźba, irracjonalne niebezpieczeństwo, jakbyś miał przed sobą nie gadatliwego rozmówcę, lecz niewidoczny, mamroczący tłum. Ale dlaczego tłum? Co tu miał do rzeczy tłum? Skąd to wrażenie? Może stąd, że tłum to nie tylko grupa ludzi; to również specyficzne, niebezpieczne zwierzę, nieokreślone i nieprzewidywalne, nie mające nic wspólnego ani z człowiekiem, ani z ludzkimi odruchami).

— A w sumie ludzie tam byli najzwyklejsi. Trzy razy dziennie szprycowali ich jakimiś świństwami, rozciągali na maszyneriach z metalowych, srebrzystych rurek, obracali na tym najszybciej jak się dało, aż kości trzeszczały. Poili różnymi miksturami, kazali łykać garść tabletek dziennie. Jednych trzymali w kompletnych ciemnościach, innych przeciwnie, w jasnym świetle, jednych w upale, innych w wannie z lodem. Niektórych gotowali. Słowo daję, gotowali. Na twardo. Sam widziałem, w takich specjalnych kadziach… Mnie kiedyś wsadzili naraz dwie rury — jedną do gardła, drugą z drugiego końca — i tak przeleżałem, rozkraczony, pół dnia, już myślałem, że ducha wyzionę. Tolka Јapaja ugryzła żmija, najprawdziwsza, żywa, czerwona, potem majaczyło mu się całą noc o babach. Od tych wszystkich zabiegów człowiek wymiotował, dostawał biegunki, sikał pod siebie, sto razy na noc do kibla latał, pęcherze nam wyskakiwały na całym ciele. Jedni żółkli jak przy chorej wątrobie, inni sinieli jak w delirium… Ale ogólnie pozostaliśmy tacy, jak nas pan Bóg stworzył: głupcy nie stawali się mądrzejsi, a mądrzy głupsi. Nie zmienialiśmy się i nie działo się z nami nic takiego, o czym można byłoby pogwarzyć wieczorem przy butelce piwa. Krzywda nam się nie działa. Forsa spływała, co miesiąc pięć kawałków na książeczkę, przy czym książeczki były imienne i zawsze mieliśmy je przy sobie. A czasy były takie, że moskwicz kosztował wtedy w sklepie pięć i pół tysiąca, a wołga dwanaście. Nie było wtedy wołgi? No dobra, więc pobieda, co za różnica… Za takie pieniądze dalibyśmy sobie i trzy rury wsadzić, gdyby tylko było gdzie. I nikt nas tam siłą nie ciągnął, wszyscy jak jeden mąż „za ojczyznę, za Stalina!”

…A ten najważniejszy wśród nich był malutki, grubiutki, różowiutki, jak wyszorowany wieprzek. Włosy miał przylizane i takie mokre, jakby właśnie wyszedł spod prysznica, na nosie okularki, rączki białe, słabe, zawsze jedna drugą przytrzymywała na brzuchu, a brzuch wystawał z rozpiętego fartucha. A pod nosem kwadratowe wąsiki. Śmieszny, nieszkodliwy człowieczek. Zajączek. Ale widział nas na wylot. „Znowu się mastuwbowałeś, pawszywcu! — mówił do ciebie swoim cienkim głosikiem z takim wstrętem, jakbyś był kupą gówna. — Upwedzałem cię czy nie? Nie dawać mięsa temu pawszywcowi, aż do pawdziewnika…” Nie wiem, co wciskał innym, ale gdy mnie w czasie zabiegu wykręcało na drugą stronę, mówił: „Ciewp, kozaku, ani chybi zostaniesz atamanem. Będziesz biegał jak Nuwmi, będziesz strzelał gole jak Bobwow”. Bobrów to był taki ekstra napastnik w CDKA, a Nurmi to taki biegacz, fiński zdaje się, albo szwedzki* [*Nurmi Paavo (1897–1973), lekkoatleta fiński (długodystansowiec); dziewięciokrotny mistrz olimpijski.]…

Pracodawca słuchał go niczym starodawnego skalda, śpiewającego Eddę w samodzielnym przekładzie na prosty żołnierski, ale czasem udawało mu się wskoczyć w przerwę i zaczynał go męczyć pytaniami:

— Jak miał na nazwisko Tolka Јapaj?

— Tolka? Јapaj? A diabli go wiedzą. Nie pamiętam. Może Јapajew? Albo Јapajski…

— A za co siedział?

— Za kradzież. Przywłaszczenie mienia. Jakieś mieszkanie wyczyścił i od razu go wsadzili, prosto z Pokrowki, nawet się mendy człowiekowi przespać nie dały. Piątkę dostał, a wypuścili go po dwóch, za wzorowe zachowanie.

— Z Petersburga?

— No. Z Nejszłotskiego. Potem tam z nim bywałem. Nie wiem tylko, czy zachował się jeszcze ten zaułek, czy nie, tam była taka duża budowa, budowali hotel „Leningrad”…

— A jak się nazywał główny?

— Daj już spokój, przecież ci wszystko tłumaczyłem…

— A może jeszcze coś sobie przypomniałeś? W końcu minął tydzień.

— Nie mogę sobie przypomnieć tego, czego nigdy nie wiedziałem. Wyjaśniam jeszcze raz: żołnierze mówili do niego „towarzyszu pułkowniku”. Fagasy zwracali się do niego tak samo, a między sobą nazywali go Główny albo Tatulek…

…Pamiętam dokładnie, że to było siódmego marca. Obudziłem się, bo ktoś mnie szarpnął za ramię. A ja po wczorajszym seansie byłem strasznie chory, w ogóle nie mogłem myśleć, a przed oczami miałem jakby tiulową firankę. A tu szarpie mnie Tolka Јapaj, oczy majak spodki, nic nie widzi i mówi: „Wstawaj, Alocha, dajemy drapaka, nikogo już nie ma”. „Jak to nikogo nie ma?” No i tu faktycznie — sala pusta, żywego ducha, łóżka rozgrzebane, wszystko porzucone, jak w czasie pożaru. Zerwałem się, ale ubrania nie ma! Ubranie nam nie przysługiwało. Tylko bielizna, szlafrok i kapcie. Kropka. I dokąd tu iść w takim stroju? Ze zdenerwowania zacząłem

szczękać zębami. Rzuciliśmy się z Tolikiem do wyjścia, a tu wszędzie pusto! Na sali operacyjnej pusto, w zabiegowych pusto, w pokoju wypoczynkowym pusto, na posterunkach nikogo… Wbiegliśmy do westybulu, ogromnego, jak ten twój dworzec, a tam też nikogo, tylko drzwi wyjściowe tłuką, bo przeciąg. I wtedy doznałem zaćmienia umysłu. Ciemno mi się zrobiło przed oczami i straciłem przytomność. Potem pamiętam jakiś brukowany zaułek… Stare, odrapane domy nade mną, jakaś czarna starucha gapi się na mnie z bramy… A jak już zupełnie doszedłem do siebie, to się okazało, że jestem w melinie Tolki, wśród złodziei i bandytów. No dobra, ale to już nieciekawe.

…No a jak? Pewnie, że byli bardzo dziwni! Pamiętam, na przykład, dwóch takich… Jeden — młody chłopak, szesnastoletni, ja sam byłem wtedy szczeniakiem, ale on wydawał mi się kompletnym smarkaczem. Na imię miał Denis, nazwiska nie pamiętam, to znaczy nigdy go nie znałem. Odstające uszy, cienka szyja, chude ręce, a graby wielkie i czerwone, jak u gąsiora. Szczeniak… A drugiego wszyscy nazywaliśmy Synalek. Nie wiem, czyim on tam był synalkiem, ale sam Główny tak do niego mówił: „A tewaz, Synalku, mój dwogi, zajmiemy się wami pewsonalnie…” Tych dwóch męczyli szczególnie. Co dokładnie im robili, tego nie wiedzieliśmy ani ja, ani nikt z nas. Ale oni krzyczeli. Bywa że dzień i noc, po kilka dni z rzędu. Wokół nich biegają lekarze z wykrzywionymi twarzami, ze strzykawkami, z kroplówkami, izolują ich od nas w odległym kącie, ale jaki ma to sens, skoro oni krzyczą na cały głos, aż do zachrypnięcia… No więc całkiem ich zabrali i umieścili gdzieś dalej, aż za drugim zabiegowym. Ale zdarzało się, że leżałem w pierwszym zabiegowym z rurą w tym samym miejscu, i słyszę, jak oni się tam drą przez cztery ściany i korytarz. Nie rozumiem, jak można wytrzymać takie męki, a jednak wytrzymywali. Człowiek wszystko wytrzyma. Pięć dni wyje z nieznośnego bólu, potem traci przytomność, a potem prześpi się z dobę i znowu świeżutki jak szczypiorek. Tylko nie pamięta, co się z nim działo… Mówiłem ci, co chcieli z nich zrobić? Nie? No i dobrze, nie ma o czym gadać. Może to rzeczywiście prawda? Nie daj Boże, żeby to była prawda…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Bezsilni tego swiata»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bezsilni tego swiata» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arkadij Strugacki - Piknik pored puta
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Biały stożek Ałaidu
Arkadij Strugacki
libcat.ru: книга без обложки
Arkadije Strugacki
Arkadije Strugacki - Tesko je biti Bog
Arkadije Strugacki
Arkadij Strugacki - Poludnie, XXII wiek
Arkadij Strugacki
libcat.ru: книга без обложки
Arkady Strugacki
libcat.ru: книга без обложки
Arkadij a Boris Strugačtí
Отзывы о книге «Bezsilni tego swiata»

Обсуждение, отзывы о книге «Bezsilni tego swiata» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x