— Miałem przypomnieć — powiedziałem wstając — o prośbie Sidorowa.
— Ach, tak! — skruszonym głosem powiedział Komow. — Wiesz, Staszek, może to niezupełnie zgodne z przepisami… Zrób mi przysługę i przekaż nagranie od razu na dwóch kanałach — nie tylko do Centrum, ale i na Bazę poufnie, do rąk własnych Sidorowa. Na moją odpowiedzialność.
— Mogę i na swoją — burknąłem już za drzwiami. Poszedłem na mostek, wstawiłem kasetę w automat, włączyłem nadawanie i przejrzałem depesze. Tym razem było ich niewiele — raptem trzy, najwidoczniej w Centrum zrobili, co należy. Jedna, z Centralnego Ośrodka Informacyjnego, składała się z liczb, greckich liter i znaków, które widywałem tylko wtedy, kiedy regulowałem urządzenie drukujące. Druga z Centrum — Bader nadal uporczywie domagał się określenia przypuszczalnych stref rozmieszczenia tubylców, podania przewidywanych typów kontaktów według klasyfikacji Biilowa i tak dalej. Trzecia depesza była z Bazy, od Sidorowa — Sidorow oficjalnie zapytywał Komowa, w jakiej kolejności ma być dostarczona do strefy kontaktu zamówiona aparatura. Zastanowiłem się chwilę i zadecydowałem, że pierwsza depesza może się Komowowi przydać, trzecią trzeba przekazać ze względu na Sidorowa, a ta od Badera niech sobie na razie poleży. Też mi coś, przypuszczalne strefy!
Po pół godzinie automat zasygnalizował, że nadawanie zakończone. Wyjąłem kasetę, zabrałem, dwie depesze i poszedłem do Komowa. Kiedy wszedłem, Komow i Van der Hoose siedzieli przed projektorem. Na ekranie w tę i z powrotem jak błyskawica przelatywał Mały, a z boku widniały dwie napięte i nieruchome fizjonomie — moja i Komowa. Van der Hoose siedział z nosem w ekranie, łokcie oparł na stole, a w garściach zaciskał bokobrody.
— …Gwałtowny wzrost temperatury — dudnił. — Dochodzi do czterdziestu trzech stopni… A teraz zwróć uwagę na encefalogram, Giennadij… O, to jest fala Petersona, znowu się pojawiła…
Przed nimi na stole leżały rulony rejestrogramów naszego diagnostografu, reszta rulonów poniewierała się na łóżku i na podłodze.
— Aha… — mówił w zamyśleniu Komow wodząc palcem po wykresie. — Aha… Chwileczkę, a co tu u nas wtedy było? — Zatrzymał projektor, odwrócił się, by wziąć jeden z rulonów i zauważył mnie. — Tak? — zapytał z niezadowoleniem
Położyłem przed nim depesze.
— Co to jest? zapytał zirytowany. — A — przejrzał odpowiedź z Ośrodka Informacyjnego, uśmiechnął się i odrzucił ją na bok.
— Wszystko nie to — powiedział. — Zresztą skąd oni mogą wiedzieć… — Potem przeczytał depeszę od Sidorowa i podniósł na mnie oczy. — Nadałeś?
— Tak — odpowiedziałem.
— Dobrze, dziękuję. Zredaguj w moim imieniu odpowiedź, że aparatura na razie jest niepotrzebna. Aż do odwołania.
— Dobrze — odpowiedziałem i wyszedłem.
Zredagowałem i nadałem radiogram na Bazę, a następnie postanowiłem zobaczyć, co też tam słychać u Majki. Ponura Majka metodycznie obracała pokrętła. O ile zrozumiałem, trenowała naprowadzanie działka na cele rozproszone.
— Beznadziejna sprawa — oznajmiła na mój widok. — Jeżeli one wszystkie pluną na nas jednocześnie, koniec z nami. Po prostu nie zdążymy.
— Po pierwsze, można zwiększyć kąt rażenia — powiedziałem podchodząc. — Oczywiście, efektywność zimniejszy się trzy lub czterokrotnie, ale za to można objąć czwartą część horyzontu, a odległości są niewielkie… A po drugie, czy ty rzeczywiście wierzysz, że oni mogą w nas plunąć?
— A ty?
— Raczej mi na to nie wygląda…
— Jeśli nie wygląda, to po diabła ja tu siedzę?
Usadowiłem się na podłodze obok jej fotela.
— Szczerze mówiąc nie wiem — powiedziałem. — Tak czy inaczej musimy prowadzić obserwacją. Skoro już planeta okazała się aktywna biologicznie, trzeba przestrzegać instrukcji. Wartownika-zwiadowcy nie pozwalają przecież wypuścić…
Przez chwilę milczeliśmy.
— Żal ci go? — nagle zapytała Majka.
— N-nie wiem. — powiedziałem. — Dlaczego żal? Raczej… zgroza. Żałować go… Dlaczego właściwie miałbym go żałować? Jest żywotny, dziarski… nie wzbudza litości.
— Nie o to mi chodzi. Nie wiem, jak to sformułować… Słuchałam was i robiło mi się niedobrze. Jak ten Komow się zachowuje! Dzieciak go absolutnie nic a nic nie obchodzi…
— Co to znaczy — nie obchodzi? Komow chce nawiązać kontakt. Realizuje określony plan… Sama chyba rozumiesz, że bez Małego kontaktu nie nawiążemy…
— Rozumiem. I dlatego pewnie robi mi się niedobrze. Mały przecież nic nie wie o tubylcach… Ślepe narzędzie!
— No, nie wiem — powiedziałem. — Moim zdaniem stajesz się sentymentalna. On przecież mimo wszystko nie jest człowiekiem. On jest tutejszy. Próbujemy nawiązać z nim kontakt. W tym celu trzeba przezwyciężyć pewne trudności, rozwiązać niektóre zagadki. Należy to traktować trzeźwo i rzeczowo. Uczucia w takich sprawach są nie na miejscu. Jeżeli mam być zupełnie szczery, to Mały również nie płonie do nas miłością. Inaczej zresztą być nie może. W końcu — co to jest kontakt? Zderzenie dwóch strategii.
— Och! — powiedziała Majka. — Nudnie mówisz. Regulaminowo. Nadajesz się tylko do programowania maszyn. Cybernetyk!
Nie obraziłem się. Widziałem, że Majka nie ma żadnych merytorycznych argumentów i czułem, że naprawdę coś ją dręczy.
— Znowu masz przeczucia — powiedziałem. — Ale przecież sama świetnie rozumiesz, że Mały to jedyna nić, która nas wiąże z tymi niewidzialnymi. Jeżeli nie spodobamy się Małemu, jeżeli go sobie nie pozyskamy…
— Właśnie, właśnie — przerwała mi Majka. — O to właśnie chodzi. Cokolwiek Komow mówi, cokolwiek robi, widać na kilometr, że tylko jedno go interesuje — kontakt. Wszystko dla wielkiej idei pionowego postępu!
— A jak należy postępować?
Wzruszyła ramionami.
— Nie wiem. Może tak jak Jakub… W każdym razie Jakub — jedyny z was — rozmawiał z Małym po ludzku.
— No, wiesz — powiedziałem, nieco urażony — kontakt na poziomie bokobrodów — to już w ogóle…
Milczeliśmy oboje obrażeni na siebie wzajemnie. Majka z przesadną pedanterią naprowadzała czarny krzyż na zaśnieżone zęby skał. — Naprawdę, Majka — powiedziałem wreszcie. — Czy ty nie chcesz, żebyśmy nawiązali kontakt?
— Pewnie chcę — powiedziała Majka bez żadnego entuzjazmu. — Przecież widziałeś, jak bardzo się ucieszyłam, kiedy pierwszy raz zrozumieliśmy, o co chodzi… Ale słuchałam tej waszej rozmowy… i nie wiem. Może to dlatego, że jeszcze nigdy nie byłam obecna przy kontakcie… Nie tak to sobie wyobrażałam.
— Nie — powiedziałem. — Tu nie o to chodzi. Domyślam się, co ci doskwiera. Zdaje ci się, że on jest człowiekiem…
— Już to mówiłeś — powiedziała Majka.
— Nie, dosłuchaj do końca. Przez cały czas widzisz w nim to, co ludzkie. A spróbuj podejść do tego od innej strony. Nie będziemy mówić o fantomach, o mimikrze — ale co w nim w ogóle jest nasze? Do pewnego stopnia wygląd zewnętrzny, to, że chodzi na dwóch nogach… Może struny głosowe… No i co jeszcze? Nawet muskulatura jest nieczłowiecza, chociaż zdawałoby się, że to akurat jest zakodowane w genach… Ciebie po prostu zbija z tropu fakt, że on umie dobrze mówić. Rzeczywiście, mówi wspaniale… ale i to, jeżeli się dobrze zastanowić, też nie jest ludzkie! Żaden człowiek nie jest w stanie nauczyć się biegle mówić w ciągu czterech godzin. Problem nawet nie polega na słownictwie — trzeba opanować intonację, frazeologię… To odmieniec, jeśli chcesz wiedzieć, ale nie człowiek! Mistrzowska imitacja. Pomyśl tylko — pamiętać to, co działo się z tobą w niemowlęctwie, a może, kto wie, w łonie matki… Czy to jest ludzkie? Czy widziałaś kiedyś robota-androida? Oczywiście nie widziałaś, a ja widziałem.
Читать дальше