— A co to było? — zapytał Komow, moim zdaniem bardzo udatnie naśladując dźwiękową kaszę, którą słyszeliśmy przed chwilą.
Pauza.
— A, rozumiem — powiedział Mały. — Ty zupełnie nie umiesz, ale ja cię zrozumiałem. Ale ja nie mogę odpowiedzieć. Przecież ty sam nie masz słów, żeby nazwać. A ty znasz więcej słów niż ja. Daj mi słowa. Ty mi dałeś dużo słów, ale wszystkie nie te.
Pauza.
— Jakiego to było koloru? — zapytał Komow.
— Żadnego. Kolor to wtedy, kiedy patrzysz oczami. Tam nie można patrzeć oczami.
— Gdzie — tam?
— U mnie. Głęboko. W ziemi.
— A jak tam jest na dotyk?
— Wspaniale — powiedział Mały. — Przyjemność. Cheshirski kot! U mnie jest najlepiej. To było, póki nie przyszli ludzie.
— Ty tam śpisz? — zapytał Komow.
— Ja tam wszystko. Śpię, jem, rozmyślam. Tylko bawię się tu dlatego, że lubię patrzeć oczami. I jeszcze tam jest ciasno do zabawy. Jak w wodzie, tylko jeszcze ciaśniej.
— Ale przecież w wodzie nie można oddychać — powiedział Komow.
— Dlaczego nie można? Można. I bawić się można. Tylko ciasno.
Pauza.
— Teraz już wiesz o mnie wszystko? — zapytał Mały.
— Nie zdecydowanie powiedział Komow. — Niczego się o tobie nie dowiedziałem. Widzisz sam, że nie mamy wspólnych słów. Być może masz swoje słowa?
— Słowa… — powoli powtórzył Mały. — To wtedy, kiedy ruszają się usta, a potem można słyszeć uszami. Nie. To tylko u ludzi. Ja wiedziałem, że są słowa, dlatego że pamiętam. Na bim-bom-bramsel. Co takiego? Ja nie wiem. Ale teraz wiem, po co jest dużo słów. Przedtem nie wiedziałem. Było przyjemnie mówić. Zabawa.
— Teraz ty wiesz, co znaczy słowo „ocean” — powiedział Komow. — Ale ocean widziałeś i przedtem. Jak go nazywałeś?
Pauza.
— Słucham — powiedział Komow.
— Czego słuchasz? Po co? Ja nazwałem. Tak nie można usłyszeć. To wewnątrz.
— Być może, potrafisz pokazać? — zapytał Komow. — Masz kamienie, pręty…
— Kamienie i pręty nie po to, żeby pokazywać — oznajmił Mały, jak mi się wydało gniewnie. — Kamienie i pręty po to, żeby rozmyślać. Jeżeli trudne pytanie — kamienie i pręty. Jeśli nie wiesz, jakie pytanie — liście. Tu jest dużo różnych rzeczy. Woda, lód — lód dobrze topnieje, dlatego… — Mały zamilkł. — Nie ma słów — oświadczył. — Dużo różnych rzeczy. Włosy… i dużo tego, na co nie ma słów. Ale to tam, u mnie.
Usłyszałem ciężkie, długie westchnienie. Moim zdaniem to był Van der Hoose. Majka nagle zapytała:
— A kiedy tak poruszasz twarzą? Co ta?
— Mam-ma… powiedział Mały czułym miaukliwym głosikiem. — Twarz, ręce, ciało — mówił dalej głosem Majki — to też rzeczy do rozmyślania. Tych rzeczy jest dużo. Za długo nazywać wszystkie.
Pauza.
— Co robić? — zapytał Mały. — Wymyśliłeś?
— Wymyśliłem — odparł Komow. — Weźmiesz mnie do siebie. Popatrzę i od razu dużo się dowiem. Być może nawet wszystkiego.
— Rozmyślałem o tym — powiedział Mały. — Ja wiem, że ty chcesz do mnie. Ja też chce, ale ja nie mogę. To pytanie! Kiedy ja chcę, wszystko mogę. Tylko nie z ludźmi. Ja nie chcę, żeby oni byli, a oni są. Ja chcę, żebyś ty przyszedł do mnie, ale nie mogę. Ludzie — to zmartwienie.
— Rozumiem powiedział Komow.
W takim razie zabiorę cię do siebie. Chcesz?
— Dokąd?
— Do siebie. Tam, skąd przyszedłem. Na Ziemię, gdzie mieszkają wszyscy ludzie. Tam też mogę się wszystkiego o tobie dowiedzieć i to dosyć szybko.
— Ale przecież to daleko — powiedział Mały. — Albo cię nie zrozumiałem?
— Tak, to bardzo daleko — powiedział Komow. — Ale mój statek…
— Nie! — powiedział Mały. — Ty nie rozumiesz. Ja nie mogę daleko. Ja nie mogę nawet trochę daleko, a już zupełnie nie mogę bardzo daleko. Jeden raz bawiłem się na krach. Zasnąłem. Obudziłem się od strachu. Wielki strach, ogromny! Nawet krzyknąłem. Fragment! Kra odpływała i widziałem tylko szczyty gór. Pomyślałem, że ocean połknął ziemię. Oczywiście wróciłem. Bardzo chciałem wrócić i kra od razu z powrotem do brzegu. Ale teraz wiem, że mi nie wolno daleko. Ja nie tylko się bałem. Było mi źle. Jak z głodu, tylko znacznie gorzej. Nie, ja nie mogę do ciebie.
— No, dobrze — powiedział Komow sztucznie wesołym głosem. — Na pewno znudziło ci się odpowiadać i odpowiadać. Ja wiem, że lubisz zadawać pytania. Zadawaj, a ja będę odpowiadać.
— Nie — powiedział Mały. — Ja mam dużo pytań do ciebie. Dlaczego spada kamień? Co to takiego gorąca woda? Dlaczego palców jest dziesięć, a żeby liczyć wystarczy jeden? Dużo pytań. Ale ja nie będę teraz pytać. Teraz jest źle. Ty nie możesz dc mnie, ja nie mogę do ciebie i słów nie ma. Więc ty nie możesz dowiedzieć się o mnie wszystkiego. Szszarada! To znaczy, że nie możesz odejść. Proszę cię — myśl, co zrobić. Jeśli sam nie możesz szybko myśleć, niech myślą twoje maszyny — milion razy szybciej. Ja odchodzę. Nie można rozmyślać, kiedy rozmawiasz. Rozmyślaj szybciej dlatego, że jest mi bardziej źle niż wczoraj. A wczoraj było gorzej niż przedwczoraj.
Z łoskotem potoczył się kamień. Van der Hoose znowu ciężko i przeciągle westchnął. Nie zdążyłem nawet mrugnąć, a już Mały jak wicher pędził w kierunku wzgórz, przez plac budowy. Widziałem, jak przeskoczył pas startowy i nagle znikł, jakby go nigdy nie było. I w tej samej sekundzie, jakby na komendę znikły różnokolorowe wąsy nad górami.
— Tak — powiedział Komow. — Nie ma innego wyjścia. Jakub, proszę cię, nadaj depeszę do Sidorowa. Niech przysyłają aparaturę. Widzę, że bez encefaloskopu się nie obejdę.
— Dobrze — zgodził się Van der Hoose. — Ale chciałbym zwrócić twoją uwagę, Giennadij… W ciągu całej rozmowy na indykatorze ani razu nie zapaliła się zielona lampka.
— Widziałem — powiedział Komow.
— Ale to nie są zwyczajne negatywne napięcia emocjonalne, Giennadij. To najwyższe napięcie negatywnych emocji…
Odpowiedzi Komowa nie usłyszałem.
Przesiedziałem na stanowisku cały wieczór i połowę nocy. Ani wieczorem, ani w nocy Mały więcej się nie pokazał. Wąsy również się nie pokazały. Ani Majka.
Rozdział VII
PYTANIA l WĄTPLIWOŚCI
Przy śniadaniu Komow był bardzo rozmowny. W nocy moim zdaniem nie spał w ogóle, oczy miał czerwone, policzki zapadnięte, ale był wesoły i podniecony. Pił ogromne ilości mocnej herbaty i referował nam swoje wstępne spostrzeżenia i wnioski.
Według jego słów teraz nie było już żadnych wątpliwości, że tubylcy poddali organizm chłopca zasadniczej przebudowie. Okazali się zdumiewająco odważnymi i sprawnymi eksperymentatorami — przekształcili jego fizjonomię, a po części i budowę anatomiczną, nieprawdopodobnie uaktywnili jego mózg, a ponadto wyposażyli Małego w nowe mechanizmy fizjologiczne, których współczesna nauka ziemska nie jest w stanie wykształcić w ludzkim organizmie. Cel tych anatomo-fizjologicznych operacji być może jest oczywisty — tubylcy starali się po prostu przystosować bezradne ludzkie dziecko do nieludzkich warunków egzystencji na planecie. Niezupełnie jasna jest chwilowo odpowiedź na pytanie, dlaczego tak poważnie wtrącili się w funkcjonowanie centralnego systemu nerwowego. Można, rzecz jasna, przypuścić, że te efekty osiągnęli przypadkowo, jako uboczny skutek zmian anatomo-fizjologicznych. Ale można przypuścić również, że tubylcy wykorzystali rezerwy ludzkiego organizmu w określonym celu. Przy takim założeniu mamy do dyspozycji cały wachlarz hipotez. Na przykład: tubylcy starali się, aby Mały zachował swoje niemowlęce wspomnienia i wrażenia po to, by ułatwić mu późniejszą wtórną adaptację, jeżeli znowu powróci do ludzkiego społeczeństwa. Istotnie Mały zdumiewająco łatwo oswoił się z nami i nie wydajemy się mu ani potworami, ani cudakami. Ale nie jest również wykluczone, że niezwykła pamięć Małego i jego fenomenalnie rozwinięte ośrodki mowy są zaledwie rezultatem ubocznym pracy tubylców nad jego mózgiem. Jest możliwe, że tubylcy przede wszystkim starali się osiągnąć stabilną łączność psychiczną między nimi a centralnym systemem nerwowym Małego. To, że taka łączność istnieje, wydaje się w najwyższym stopniu prawdopodobne, w każdym razie inaczej trudno wytłumaczyć takie fakty, jak spontaniczne, alogiczne powstawanie odpowiedzi na pytania, o czym opowiadał Mały, bezwzględne wypełnianie wszystkich świadomych, a nawet podświadomych życzeń Małego, to, że nie może oddalić się od tego, określonego rejonu planety. Do tego kompleksu problemów należy zaliczyć stan napięcia psychicznego, w którym znajduje się Mały w związku z przybyciem ludzi. Sam Mały nie jest w stanie wyjaśnić, w czym właściwie przeszkadzają mu ludzie. Najwidoczniej przeszkadzamy nie jemu. Przeszkadzamy tubylcom. I w tym momencie zbliżamy się do najistotniejszego problemu dotyczącego natury mieszkańców tej planety.
Читать дальше