Arkadij Strugacki - Alfa Eridana
Здесь есть возможность читать онлайн «Arkadij Strugacki - Alfa Eridana» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1962, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Alfa Eridana
- Автор:
- Издательство:Iskry
- Жанр:
- Год:1962
- Город:Warszawa
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Alfa Eridana: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Alfa Eridana»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Alfa Eridana — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Alfa Eridana», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Ponieważ strasznie męczyło go pragnienie, spiesznie zdjął hełm i zachłannie wypił cały termos „nektaru gwiezdnego”. Następnie zaczął uwalniać towarzyszy ze skafandrów. Przenosząc Świetlane do wanny z anabiozą, z bólem w duszy odczuł, jak chłodne są jej ręce, i zanim opuścił przezroczystą pokrywkę hipotermicznego rezerwuaru, pocałował ją w lodowate czoło.
— Będziesz żyła… — szepnął. — Powinniśmy odnieść zwycięstwo nad śmiercią i Kosmosem…
Podczas pośpiesznego zaspokajania głodu Russow nie odrywał oczu od ekranu. Telewizyjny nadajnik ze ślepą dokładnością opisywał ciągle swoje koła ponad atomochodem, wysyłając stale do astrolotu obrazy. Atomochód ze zdjętymi burtami wyglądał jak zraniona bestia. Drugi „pociąg” z astronautami po dawnemu ciemniał na skraju lasu. To uspokajało Russowa: zwierzęta obcego świata nie tknęły ludzi w czasie jego nieobecności. Po oceanie przetaczały się gigantyczne fale, świeży wiatr zrywał ich pieniste grzebienie. Parę razy na ekranie mignęły łby wczorajszych rybojaszczurów i skryły się pośród tańczących gór wodnych. Russow wstał i wyłączył ekran; jednocześnie wydal automatowi rozkaz, by nadajnik telewizyjny wrócił do statku.
Po upływie paru minut Russow był już w drodze. „Trzeba przed zapadnięciem nocy powrócić do astrolotu” — myślał, przynaglając siebie, lecz kiedy po dwu godzinach dotarł do lasu, zrozumiał, że nie zdąży tego wykonać: dzień był tu o wiele krótszy niż na Ziemi. Uczucia jego jednakże były na tyle przytępione, iż nie doznawał żadnego lęku przed nieprzyjemną perspektywą powtórnej nocnej wędrówki przez las. Spojrzał w górę na głucho szumiące korony drzew., W prześwitach pomiędzy listowiem nie było widać gwiazd jak ubiegłej nocy. Widocznie niebo okryło się chmurami. Było ciemno choć oko wykol. Nagle lunęła taka ulewa, jakiej nie widział nawet w zwrotnikowym klimacie Elory pięć tysiącleci temu. Z nieba spadała jednolita wodna ściana. Grunt natychmiast rozmókł, nogi Russowa ślizgały się i grzęzły w błocie. Na szczęście ulewa wkrótce ustała — tak samo raptownie, jak się zaczęła.
Poruszanie się było jednak teraz bez porównania trudniejsze. Kiedy wśród nocy doszedł nad brzeg morza, zegarek wskazywał trzecią godzinę. Czy było tak w istocie, nie wiedział. Nadbrzeże stękało pod potwornymi ciosami wichru i wysokiej fali. Wydawało się, że podczas takiej burzy wszystko, co żyło w morzu, powinno było skryć się w zacisznych podwodnych łachach. Jednakże z ciemności dochodziły mrożące krew w żyłach rzężenia, ryk i zgrzytanie. Nagle czarny mrok przeszyły znane mu błękitne klingi wyładowań elektrycznych, krzyżując się i zachodząc jedna na drugą. Prawdopodobnie odbywała się tam zajadła walka dwóch naelektryzowanych potworów, nie zwracających uwagi na szalejący sztorm.
Czepiając się rękoma wszystkiego po drodze, Russow z największym trudem wlókł „pociąg” po wznoszącym się gruncie. Szemrały setki strumyków, spływających z lasu do morza. Zrodziła je ta właśnie krótkotrwała ulewa. „Pociąg” swobodnie sunął po grząskim gruncie, za to Russow nie znajdował pewnego oparcia dla nóg, często padał w błoto. W rezultacie w ciągu godziny przebył chyba nie więcej niż kilometr. Wtedy to, podpierając się kolanami i rękoma, zaczął pełznąć na czworakach. Poruszał się przez to jeszcze wolniej, lecz tracił teraz o wiele mniej sił. Smuga światła, rzucana przez przymocowany do hełmu reflektor, miotała się zygzakami w takt ruchu po pniach drzew, wychwytując z mroku to wspaniały kwitnący krzew, usiany niczym brylantami dużymi kroplami wody, to pokarbowany pień drzewa giganta, to spiętrzone wykroty. Russowowi zdawało się, że czołga się już całe wieki, a końca lasu nie było widać. Nagle usłyszał przed sobą potężne sapanie; wyłączywszy więc reflektor, znieruchomiał ze strachu. Wszystkimi tkankami swego ciała odczuwał, że tam, w nieprzeniknionych ciemnościach, przyczaiło się coś olbrzymiego i przerażającego. Trwał tak przez długi czas, nie wiedząc, co przedsięwziąć, i obawiając się użyć strzelby atomowej, gdyż nie był pewny, czy od razu porazi drapieżnika. W końcu zdecydował się i namacawszy w ciemnościach strzelbę, posłał w gęstwinę przejmująco białą smugę świetlną. Coś podskoczyło przed nim, zatrzeszczały krzaki, rozległ się gniewny ryk. W ślad za tym Russow poczuł, jak ponad nim w powietrzu przeleciało coś ogromnego, sprężystego i ciężko zwaliło się w krzaki o jakieś dziesięć kroków za nim. Straszliwie chrypiąc, to „coś” popełzło ku niemu. Wówczas Russow tak długo raził radioaktywnym promieniowaniem zbliżającego się potwora, dopóki nie ucichł zupełnie.
Niedostrzegalnie pojaśniało, nadszedł świt. Russow rozróżniał niewyraźnie wyszczerzony pysk jakiegoś apokaliptycznego potwora, długie, mocarne, haczykowate łapy i gigantyczny tułów, porysowany przedziwnymi wzorami o nie dającej się określić w mroku barwie.
I znowu wlókł się na czworakach, łkając z wysiłku, zasypiając i budząc się. Późny poranek zastał go na równinie. Silny wiatr szybko osuszał mokry grunt. Z parującej ziemi unosiły się drżące mgiełki… Przy astrolocie znalazł się dopiero wieczorem i upadł po raz ostatni. Zapadając w sen tuż przy luku wejściowym, uśmiechnął się blado, uradowany, że wreszcie skończył się ów marsz ponad siły.
Russow dwie doby odsypiał w salonie, nie wstając nawet, by się pożywić. Teraz nie lękał się żadnych żywiołów tej planety. Broniły go ściany „Pallady”, które były nie do pokonania. Towarzysze spoczywali w anabiozie.
Trzeciego dnia Russow obudził się, czując się zupełnie wypoczętym, pomimo tępego, dokuczliwego bólu w całym ciele. Dwa seanse w kabinie orzeźwiających naświetleń, wysokokaloryczne pożywienie i „gwiezdny nektar” całkowicie przywróciły mu siły i rześkość. Nadszedł czas, by pomyśleć o odlocie.
Russow wszedł do Centralnej Kabiny Nawigacyjnej i strwożonym wzrokiem obrzucił olbrzymią ilość skomplikowanych przyrządów, guzików, tarcz i robotów. „Nie lękaj się — mówiły do niego — znasz nas przecież”. Russow westchnął, zgnębiony, że nie może od razu włączyć silników i podążyć ku ojczystej Ziemi. Program… Czy potrafi go ułożyć bez pomocy matematyka, astronoma, programistów?… Gdzieś tam w niezmiernej przestrzeni, w odległości kwintylionów kilometrów, płynie w Kosmosie Słońce, a wraz z nim planety i Ziemia przebiegając 250 kilometrów na sekundę; z nie mniejszą prędkością mknie w przestrzeni Alfa Eridana ze swoimi planetami; trudno, bardzo trudno trafić będzie statkiem „w cel”. Na przestrzeni dwudziestu parseków czyhają na niego zakłócenia sił grawitacyjnych, wypaczające linię kursa, międzygwiezdne pola magnetyczne fałszujące pomiary przyrządów, setki nieprzewidzianych przypadków… A przecież trajektoria lotu przebiegać powinna dokładnie po linii prostej, albowiem tylko po prostej poruszać się może astrolot z prędkością zbliżoną do prędkości światła. Na Ziemi wykaz rozkazów przeznaczonych dla robotów, utrzymujących podobną trajektorię lotu, sporządza olbrzymi Ośrodek Matematyczny Miasta Wieczności. Russow wiedział, że szkic rozkazów na drogę powrotną w ogólnych zarysach przygotował tenże Ośrodek. Jednakże ściśle skorygować program można jedynie tu, na miejscu, gdy pozna się ostateczne dane dotyczące miejsca postoju statku. Pracę tę wykonałaby cała załoga „Pallady” w ciągu, być może, paru tygodni. A obecnie on sam…
Russow szybko odszukał w safesie Warrena szkic schematu programu, przygotowany jeszcze na Ziemi, i udał się z nim do biblioteki — informatora. Musiał teraz wytężyć wszystkie swoje umiejętności, zmobilizować całą wolę, żeby poprzez analizę i obliczenia wypełnić te oto puste klatki perforowanej taśmy dwoistymi liczbami, tymi śmiesznie prostymi połączeniami otworów na taśmie, poza którymi jednakże ukrywał się ogrom wiedzy, pracy i obliczeń.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Alfa Eridana»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Alfa Eridana» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Alfa Eridana» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.