Arkadij Strugacki - Alfa Eridana
Здесь есть возможность читать онлайн «Arkadij Strugacki - Alfa Eridana» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1962, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Alfa Eridana
- Автор:
- Издательство:Iskry
- Жанр:
- Год:1962
- Город:Warszawa
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Alfa Eridana: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Alfa Eridana»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Alfa Eridana — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Alfa Eridana», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Pewnego wieczoru szczególnie gorące brawa zebrali inżynier — konstruktor maszyn elektronowych Żont i telefonografistka Swietłana Siergiejewna. Gdy Żont wziął pierwsze akordy, rozległa się muzyka dźwięczna i silna jak harmonia sfer niebieskich. Głęboki głos Swietłany zespolił się z muzyką tak niepostrzeżenie, że Russow nie potrafił określić, w jakim momencie to nastąpiło. Upajał się jasnymi, czystymi tonami. Melodia to przycichała, to nabierała na sile. Improwizacja urwała się błyskotliwą kaskadą muzycznych akordów.
Huczne oklaski wywołały na zarumienionej twarzy Swietłany uśmiech radości. Z nieoczekiwanym zdumieniem Russow zrozumiał, że ludzie ósmego tysiąclecia przy całej swej doskonałości odznaczają się prostotą i naturalnością.
Russow zaczął bacznie przyglądać się Swietłanie.
Wesoło podśpiewując, dziewczyna szybko i zręcznie regulowała swój telefotoaparat podobny do starożytnej armaty. Praca paliła się w jej zręcznych rękach. Czasami napotykał wesołe spojrzenie jej żywych szarych oczu.
Przez parę dni próbował zbliżyć się do niej, lecz za każdym razem zatrzymywał się niepewny. W żaden sposób nie mógł się oswoić z tym, że jest od niego „młodsza, ale mądrzejsza” o całe sześć tysiącleci. Jednakże pewnego razu Russow podszedł do dziewczyny. Napotkał jej otwarte uważne spojrzenie i przyjazny uśmiech.
— Po raz pierwszy w międzygwiezdnej?… — zapytał z trudem.
— Tak, po raz pierwszy — uśmiechnęła się Swietłana. — Zwracaj się do mnie po imieniu, jak przyjęte jest w naszym świecie.
— Nie przejmujesz się perspektywą powrotu na Ziemię… w innej epoce, utraty rodziny i przyjaciół?… Przecież powrócimy do Miasta Wieczności dopiero za półtora wieku?…
Swietłana zamyśliła się na chwilkę.
— Zastanę jeszcze swą młodszą siostrę. W momencie naszego startu miała zaledwie sześć lat.
— I ty nie obawiasz się… samotności w tej przyszłej epoce? — dopytywał się uparcie.
Świetlana odparła z lekkim zdziwieniem:
— Nie odczuwam lęku przed przyszłością… W Nowym Świecie samotność jest niemożliwa…
— Dlatego chyba, że za półtora wieku ludzie nie zmienią swego języka, obyczajów i form życia?
— Po części i dlatego. Przecież to nie sześć tysiącleci jak w twoim przypadku… — potwierdziła dziewczyna i z kolei ona nieoczekiwanie spytała:
— Dlaczego początkowo byłeś taki ponury? Żal ci było porzucić Ziemię?
— Nie, nie z tego powodu. Tęskniłem za towarzyszami, którzy zginęli w Kosmosie nie ujrzawszy nigdy Nowego Świetlanego Świata…
Russow zaciął się i umilkł: w jego pamięci zrodził się mglisty obraz innej Świetlany, towarzyszki odysei kosmicznej, która oddała życie dla nauki…
Dziewczyna z Nowego Świata patrzyła na niego spokojnie, przyjaźnie, bez cienia zmieszania. Warren przechodząc obok uśmiechnął się uradowany, ujrzawszy ożywioną twarz Russowa, którego zdążył polubić.
— Cóż widzę?! — wykrzyknął Warren, zwracając się do Świetlany. — Posępny Astronauta, prastary Tułacz Kosmosu wreszcie się uśmiechnął!..
Russow uśmiechał się nadal, przysłuchując się śpiewnym dźwiękom jeszcze niezupełnie zrozumiałego dlań języka.
Po tej rozmowie jak gdyby coś w nim odżyło. Po raz pierwszy od wielu lat jego serce rwało się ku światłu życia, które, zda się, biło od tej dziewczyny. W całym swym majestacie ukazała mu się prosta prawda: na przekór oszalałemu, wszystko pożerającemu na swej drodze Czasowi wiecznie trwać będzie to, co nie przemija — ludzkie uczucie, miłość, przyjaźń…
W jednym z ostatnich dni hamowania „Pallady” Swietłana podeszła niespodziewanie do Russowa i spoglądając na niego swymi szarymi oczyma, powiedziała:
— Czy chcesz zostać moim przyjacielem, Posępny Astronauto… tam… na Ziemi, kiedy wrócimy do Miasta Wieczności?… — i zająknęła się zmieszana. Russow nie odrywał od niej oczu, w których błyszczały niepowstrzymana radość, zdziwienie, miłość, wdzięczność i powątpiewanie w możliwość tak szybkiego urzeczywistnienia się jego namiętnego marzenia.
Zamiast odpowiedzi przypadł ustami do jej ręki.
…Zielone światło sączyło się zewsząd. Z głównego ekranu uśmiechał się do Russowa dysk Alfa Eridana, rozsiewający w przestrzeń drgające, mieniące się błękitnawymi odcieniami zielone strzały. Niebieskawa aureola korony nowego słońca i iskry skrzące się na skalach przyrządów zmuszały do przymrużania oczu. Russow stał przy pulpicie obok Warrena dotykając niekiedy jego ręki i pewnie prowadził „Palladę” ku środkowej planecie systemu — planecie spowitej zielonobłękitną kołdrą atmosfery. Zanosiły się potężnym śpiewem hamujące silniki jądrowe. Statek, posłuszny rozkazom pilota, płynnie wszedł w górną atmosferę nieznanej planety…
Kiedy po wylądowaniu „Pallady” ustało drżenie jej korpusu, Warren rzekł z aprobatą do Russowa:
— Mistrzowskie lądowanie! Nieźle opanowałeś umiejętność kierowania statkiem.
— Jak tu pięknie! — wykrzyknęła Swietłana, wskazując na boczny ekran, gdzie w promieniach zielonego słońca ich oczom ukazała się czarodziejska kraina.
— Przygotować się do zejścia na planetę! — przetoczył się po astrolocie rozkaz, powtórzony przez automaty.
Ludzie z wprawą wykonywali wszystkie operacje narzucone przez technikę bezpieczeństwa kosmicznego, wkładali na siebie skafandry osłony biologicznej i zginając się pod naporem huraganowego, rwącego z wyjściowego tambura „Pallady” strumienia powietrza, zeszli na grunt planety.
Był wczesny ranek cudnego świata. Chłodne jeszcze promienie słońca przebijały się skroś prześwity pobliskich zarośli, długie cienie kładły się na szeroką, porosłą bujną trawą równinę; z trzech stron otaczał ją gigantyczny las, rażąc oczy zadziwiająco jaskrawożółtym i pomarańczowym listowiem; drzewa, przypominające skrzypy i paprocie minionych epok geologicznych Ziemi, tonęły w przejrzystej porannej mgle. Pierwotna cisza tego świata była tak głęboka, iż mimo woli napawała lękiem. Niezwykłe niebieskofioletowe niebo, po którym toczyły się fale najsubtelniejszego żółtawego światła, czyniło wrażenie szmaragdowofioletowego oceanu, rozpościerającego się daleko na horyzoncie.
Donośny głos Warrena, który rozległ się w hełmofonach astronautów, wyrwał ich z kontemplacyjnego osłupienia.
— Nie będziemy zwlekać — powiedział. — Przygotujcie się do pierwszej wyprawy rozpoznawczej…
Kiedy opadło podniecenie, wywołane przygotowywaniem się do podróży, a Żont włączył już silnik gąsienicowego atomochodu, Warren zwrócił się do astronautów:
— Przyjaciele! A któż pozostanie do ochrony statku?…
Zaległo pełne napięcia milczenie. Nikomu prawdopodobnie nie uśmiechała się perspektywa przesiadywania w uprzykrzonych już ścianach „Pallady”, podczas gdy zaczarowana kraina wabiła swymi niezwykłymi tajemnicami.
Warren przez pewien czas ze zrozumieniem spoglądał na towarzyszy.
— Musimy więc ciągnąć losy? Nie chcę nikogo zmuszać. Wszyscy wyrazili zgodę.
Los padł na Russowa.
Zająwszy miejsca w atomochodzie, astronauci z niecierpliwością spoglądali na Warrena, który rozmawiał z Russowem:
— Zamknij się w astrolocie i nie wychodź na zewnątrz, dopóki nie wrócimy. Naszą podróż możesz śledzić w telewizorze ARA [9] * Antygrawitacyjny Radiowymi falami kierowany Automat — telewizyjna stacja nadawczo — odbiorcza (przyp. autora).
*.
…Bucząc niby podrażniony trzmiel, atomochód sunął powoli w stronę lasu. Russow odprowadzał go wzrokiem dopóty, dopóki nie skrył się on w wysokiej trawie. Potem westchnął z żalem i nasyciwszy oczy feerią światła, wywołaną przez promienie wschodzącej Alfy, wrócił do astrolotu, by włączyć mechanizm uruchamiający telewizyjną stację nadawczo — odbiorczą. W korpusie „Pallady”, u podstawy aparatu, utrzymującego rakietę w równowadze, z miękkim szmerem odskoczyła część pancerza i z luku wyleciała srebrzysta, podobna do zabawki rakieta. Cichutko brzęcząc opisała nad „Palladą” dwa koła i posłuszna kierującym nią falom radiowym, ruszyła na południowy wschód, doganiając ekspedycję na atomochodzie. W przeciągu paru sekund podróżnicy, którzy zagłębili się już w dziewiczy żółtopomarańczowy las, zauważyli w górze sunącą za nimi rakietę — telewizyjny aparat nadawczy.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Alfa Eridana»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Alfa Eridana» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Alfa Eridana» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.