James White - Zawód - Wojownik
Здесь есть возможность читать онлайн «James White - Zawód - Wojownik» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1986, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Zawód: Wojownik
- Автор:
- Издательство:Iskry
- Жанр:
- Год:1986
- Город:Warszawa
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Zawód: Wojownik: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zawód: Wojownik»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Zawód: Wojownik — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zawód: Wojownik», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Generał i Simons zaczęli protestować jeden przez drugiego, z twarzami pobladłymi na myśl, do czego doprowadziła ich pyszałkowatość i zbyt długi język. Dermod z mściwą satysfakcją patrzył, jak piją piwo, które sobie nawarzyli. Generał Prentiss pierwszy odzyskał głos:
— Ależ nie może pan tego zrobić! Reguły mówią, że jeśli nie uda się panu zniechęcić do walki określonego procentu wojska, to wojna ma się toczyć bez ingerencji Straży, dopóki jedna lub obie armie nie zdecydują, że…
— To, co tu widzę — przerwał Strażnik — ma wszelkie oznaki dobrze zaplanowanego i rozległego spisku, toteż reguły się nie liczą. My je ustanawiamy, więc i my możemy je łamać. Żegnam panów.
Widząc, co się święci, Dermod niepostrzeżenie nacisnął łokciem brzęczyk do sekretariatu. Teraz wstał szybko i otworzył szeroko drzwi przed Strażnikiem. Uśmiechnął się, kiedy psycholog stanął jak wryty na progu, aby odwróciwszy się, wycedzić:
— Bardzo dramatyczny widok. Co to ma znaczyć?
Dermod zamknął ponownie drzwi, zostawiając za nimi szóstkę groźnie wyglądających żołnierzy w strojach bojowych i z bronią gotową do strzału, fachowo ustawionych w podkowę. Z zakłopotaniem powiedział:
— Nigdy dotąd tego nie robiłem, więc nie znam odpowiedniej formułki, ale jest pan aresztowany. A teraz chyba muszę odebrać panu broń.
Strażnik, o dziwo, uśmiechnął się. Wskazując na kaduceusz na wyłogach munduru, rzekł:
— Lekarze i psycholodzy nie noszą broni, chyba że dla ochrony przed pozbawionymi inteligencji istotami mięsożernymi. — Z wymownym spojrzeniem, które obejmowało całą bazę i wszystkich obecnych, dorzucił sarkastycznie: — Jak widać, to błąd.
Generał i Simons wrośli w ziemię ze zdumienia na widok poczynań Dermoda. Zostawił ich nie wdając się w wyjaśnienia i w asyście swoich żołnierzy wyprowadził psychologa z budynku. Kiedy przechodzili przez plac apelowy, helikopter Strażnika — dla nich bezużyteczny, bo nie miał hipnotaśmy, jak się z nim obchodzić — odciągano właśnie na bok, a samolot Cliftona wznosił się w powietrze…
Nazajutrz Ziemski Korpus Ekspedycyjny wyruszył do akcji.
Rozdział 6
Dermod krótko i zwięźle przemówił do żołnierzy, kiedy stali już w szyku, gotowi do wymarszu. Powiedział, że Drugi Batalion zdążył się okryć chwałą dzięki temu, iż znalazł się najbliżej tamtej kolumny pełzaczy — to zwycięstwo mogło równie dobrze przypaść w udziale któremukolwiek z czterech batalionów. Wszyscy przeszli takie samo szkolenie i teraz każdy będzie miał okazję — zmierzyć się z przeciwnikiem. Nie ma zamiaru zagrzewać ich do walki, schlebiać im ani wygłaszać górnolotnych frazesów o patriotycznym obowiązku wobec własnej planety, który powinni spełnić. Wie, że go spełnią, bo są nie tylko mieszkańcami Ziemi, jednymi z nielicznych, którzy mają w pamięci świetne tradycje świata sprzed epoki kosmicznej, ale przede wszystkim są potomkami rasy największych w dziejach wojowników.
Dodał, że jak dotąd jedyną ofiarą śmiertelną jest bohaterski sierżant Davis i o ile będą się stosować do instrukcji i zachowają zimną krew w pozornie niebezpiecznych sytuacjach, to zupełnie możliwe, że więcej ofiar nie będzie. W każdym razie on, Dermod, z pewnością podobnie jak wszyscy inni, bardzo by sobie tego życzył. Zakończył surowym ostrzeżeniem, że jeśli jakiś rozgorączkowany idiota da się przez własną głupotę postrzelić, to osobiście udusi go gołymi rękoma.
Wymaszerowali ze śpiewem na ustach, a Dermod wsiadł do samolotu z porucznikiem Briggsem, żeby sprawdzić rozmieszczenie łazików i plutonów zwiadowczych. Clifton oczywiście jeszcze nie wrócił i teraz, kiedy cień ich samolotu przesuwał się po maszerujących kolumnach żołnierzy dwa tysiące stóp niżej, Dermod zadał sobie pytanie, czy go w ogóle jeszcze kiedyś zobaczy. Clifton miał do spełnienia bardzo ważną misję i gdyby zginął, gdyby jego zmasakrowane lub zwęglone zwłoki leżały teraz w rozbitym wraku samolotu gdzieś na trasie do bazy Straży, Dermod doprawdy nie wiedziałby, co robić. Kiedy Briggs wylądował tuż obok łazika, nikt w całej armii nawet się nie domyślał, jak niepewnie czuje się ich dowódca.
Dermod wspiął się na nie osłonięty tył łazika i zapukał w osłonę kabiny, dając znak do odjazdu. Pojazd ruszył z nagłym zrywem, który rzucił go na siedzenie obok Strażnika. Zdecydował poprzednio, że lepiej wziąć psychologa ze sobą, niż ryzykować zostawienie go pod kluczem w bazie, gdzie mógłby przekonać jakiegoś łatwowiernego osobnika, żeby go wypuścił. Teraz Strażnik obserwował wszystko z chłodną, niemal naukową ciekawością. Miał nieobecny wyraz twarzy, jakby już pisał o tym w myśli artykuł do jednego ze swoich zawodowych periodyków. Nagle się odezwał:
— Jak pan to zrobił, majorze… to znaczy pułkowniku? — poprawił się z sarkazmem. — Słyszałem, co mówią o panu pańscy żołnierze, jest pan dla nich po prostu chodzącą legendą. I ciekawi mnie ta wielka bitwa, którą pan wygrał…
— To nie była żadna wielka bitwa — odparł Dermod z irytacją. Był z siebie dziwnie niezadowolony i niepokoił się o Cliftona, ponadto zaś poważnie obawiał się następstw ostatnich wydarzeń mogących zrujnować Wielki Plan. A tymczasem generał zachowywał się jak przestraszona stara baba i w niczym mu nie pomagał — zaaresztowanie Strażnika, jedyne posunięcie, jakie Dermodowi w tej sytuacji pozostawało, śmiertelnie przeraziło generała. Mimo wszystko Dermod starał się panować nad sobą i mówić tak cicho, żeby kierowca go nie usłyszał. Powiedział: — Przewyższaliśmy ich sześciokrotnie siłą i wzięliśmy ich przez zaskoczenie. To było zwycięstwo, ale nie bitwa.
— Niech pan to sobie nazywa jak pan chce — odparł Strażnik mnie chodzi głównie o listę ofiar. W tej kolumnie, którą wciągnęliście w zasadzkę, było, jak się dowiedziałem w bazie Kelgian, dwustu pięćdziesięciu trzech osobników, a te istoty, jak pan wie, łatwo pozbawić życia. Jaki jest procent zabitych i gdzie są jeńcy?
— Nie ma jeńców.
— Zabiliście… ich wszystkich?
Dermod przytaknął.
Przez resztę dnia Strażnik się nie odezwał. Był blady, wyglądał nie najlepiej i starał się siedzieć jak najdalej od Dermoda.
Strażnik pozostał małomówny przez następne cztery dni, podczas których Briggs i Dowling nieustannie obserwowali z powietrza bazę pełzaczy. Meldowali, że siły przeciwnika są rozrzucone w jakichś pięciusetosobowych grupach na wzgórzach wokół ich bazy, najwyraźniej oddając się ćwiczeniom wojskowym. Prócz faktu, że drugiego dnia wieczorem podpalili spory obszar roślinności — zapewne przez nieuważne obchodzenie się z pociskami rozrywającymi — meldunki nie zawierały nic nadzwyczajnego.
Właśnie tego samego wieczora Dermod zdecydował, że nie ma co dłużej ukrywać swych samolotów przed wrogiem, gdyż Dowling wrócił ze zwiadu z dwukrotnie przestrzelonym końcem skrzydła. Po wylądowaniu powiedział mu z pobladłą ze strachu twarzą, że gdyby pociski trafiły na jakiś element konstrukcji zamiast przejść na wylot przez płótno, mogłoby to się skończyć katastrofą samolotu, w której poniósłby śmierć. Obecny przy tym Briggs potwierdził jego słowa. Obaj odmówili dalszych lotów.
Dermod przez trzy bite godziny używał całego swego daru perswazji, zanim zgodzili się zmienić decyzję i to pod warunkiem, że będą prowadzić obserwacje tylko poza zasięgiem strzału. Nadal więc otrzymywał dokładne meldunki o masowych ruchach przeciwnika, ale bardziej szczegółowe detale, zwłaszcza ten, co pełzacze dostały dla zrównoważenia jego trzech samolotów, pozostawały tajemnicą. Żeby choć Clifton już wrócił…
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Zawód: Wojownik»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zawód: Wojownik» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Zawód: Wojownik» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.