James White - Zawód - Wojownik

Здесь есть возможность читать онлайн «James White - Zawód - Wojownik» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1986, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Zawód: Wojownik: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zawód: Wojownik»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Zawód: Wojownik — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zawód: Wojownik», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Davis z szeroko otwartymi ustami i grymasem strachu szarpał klamkę. Dermod krzyknął, żeby nie wychodził, ale poprzez hałas sam nie słyszał własnego głosu, chwycił więc sierżanta za ramię, właśnie gdy temu udało się otworzyć drzwi. Kula dum-dum trafiła sierżanta prosto w twarz, cała głowa zamieniła się w krwawą miazgę i ciało opadło z powrotem na siedzenie. Dermod szybko go puścił i zatrzasnął drzwiczki.

Ale we wnętrzu kabiny robiło się coraz goręcej, mimo powietrza wpadającego przez rozdartą blachę. Dermod czuł, że płoną mu stopy, podłoga zaczynała się rozżarzać do czerwoności, a przez pęknięte spoiny widać było ogień. Musi się stąd wydostać nawet ryzykując kule pełzaczy, bo w przeciwnym razie spłonie żywcem. Zaczął mocować się rozpaczliwie z klamką. Na moment serce mu zamarło — drzwi się zacięły — potem wyskoczył jak oszalały, zgiął się w kabłąk i potoczył w bok jak najdalej od auta. Był w odległości zaledwie paru kroków, gdy zajęły się zbiorniki paliwa i wóz z hukiem wyleciał w powietrze.

Kiedy czołgał się byle dalej od piekącego żaru, dotarł do niego nowy dźwięk: grzmot dwóch tysięcy karabinów, które wypaliły niemal równocześnie. Leżał bez ruchu; strzały stopniowo cichły, a dziwne, miaukliwe, bulgoczące odgłosy, które nie mogły pochodzić z ludzkich krtani, też wkrótce umilkły. Wtedy wolno przewrócił się na plecy i usiadł.

Pojedynczo i jedne na drugich ciała całej kolumny pełzaczy leżały niczym sterta wypchanych, bezkształtnych worków, z których wyciekała jasnoróżowa farba — krew pełzaczy miała nieprawdopodobnie pastelowy odcień w porównaniu z krwią ludzką. Otaczały je podniecone grupki jego żołnierzy. Muszę kazać pogrzebać wszystkich poległych, pomyślał Dermod ze znużeniem, a ich transportery zamaskować dla naszego przyszłego użytku. Najważniejsze to zabezpieczyć śmiercionośne karabiny wroga i nauczyć żołnierzy, jak się z nimi obchodzić. Straż nie może odkryć najmniejszego śladu tego, co się tu wydarzyło. I trzeba wygłosić krótką mowę pochwalną do żołnierzy.

Natychmiast poczuł głęboką niechęć do wszystkich tych rzeczy. Marzył tylko o tym, żeby jak najszybciej stąd odejść i odsunąć od siebie widok głowy Davisa. Chciał wrócić do bazy, otoczyć się książkami i mapami, i dalej zgłębiać teoretyczne problemy wojny, bo jej praktyczna strona okazała się o wiele mniej przyjemna, niż myślał. Musi jednak wywiązać się ze swoich obowiązków, powiedział sobie wstając wolno na nogi i odchodząc od dopalającego się łazika; musi wygrać wojnę.

Zwycięski drugi batalion pomaszerował do bazy, gdzie po kilku dniach wróciły i inne oddziały. Szkolenie odbywało się nadal z równą intensywnością, tyle że w pobliżu bazy, a żołnierze nosili zapasowe eleganckie, szarobrązowe mundury zamiast nowych ubiorów bojowych lada dzień spodziewano się wizyty psychologa Straży i Dermod nie chciał, aby zauważył on coś niezwykłego. Strażnicy mieli bystry wzrok, a już i tak działo się zbyt wiele niecodziennych rzeczy, żeby mogło to ujść jego uwagi.

I rzeczywiście nie uszło. Psycholog dostrzegł coś niesłychanie, niewiarygodnie niepokojącego — ze swojego punktu widzenia. Wpadł, wrząc z gniewu, do gabinetu sztabowego, w którym znajdowali się generał, podpułkownik Simons z kwatermistrzostwa i Dermod.

Skończył właśnie pogadankę dla żołnierzy, jak zwykle prawiąc im głupstwa o swojej dobroczynnej organizacji, która jest jednocześnie orędownikiem idei maksymalnej wolności jednostki i oczywiście Straż pozwoli im na wojnę, jeżeli naprawdę tego chcą, niemniej czuje głęboką troskę na myśl, że tak wielu obiecujących młodych ludzi bez protestu idzie na śmierć. Długo i szczegółowo, jak to tylko psycholog Straży potrafi, rozwodził się nad rodzajem tej śmierci, która może ich spotkać, jeśli będą upierać się przy swoim szaleństwie. Apelował do nich, żeby podjęli inteligentne, bardziej cywilizowane kroki i żyli, zamiast umierać w strasznych męczarniach…

Zwykle jedna czwarta obecnych dezerterowała po takim przemówieniu, a reszta była tak zdemoralizowana, że wojna kończyła się w przeciągu kilku tygodni. Ale tym razem w ogóle go nie słuchali. A kiedy próbował porozmawiać z paroma sam na sam, śmiali mu się prosto w nos albo odchodzili!

Dermod zdusił w zębach przekleństwo. Powtarzał im wielokrotnie, jak się mają zachowywać podczas wizyty psychologa. Ale żołnierze Drugiego Batalionu posmakowali już krwi — obnosili się po bazie jak zwycięskie koguty — i chłopcy z innych batalionów błagali Dermoda, żeby poprowadził ich ku podobnym lub większym zwycięstwom. W całej bazie trudno było znaleźć człowieka wyglądającego na tchórza, choćby w rzeczywistości nim był.

Ale mogliby przynajmniej wykazać więcej dobrej woli, pomyślał Dermod ze złością, słuchając tyrady Strażnika.

— I w ogóle, co się tutaj dzieje? — ryczał psycholog. — Ci ludzie stali się fanatykami! To jedyne właściwe słowo. Nie podoba mi się to, nasza polityka nie przewiduje…

— Przyjechał pan do nas dość późno — przerwał mu chytrze generał — zapewne najpierw był pan u pełzaczy. Ilu z nich udało się panu skłonić do dezercji?

— Z naszych ludzi nikt nie zdezerteruje! — oznajmił chełpliwie pod pułkownik Simons — a to znaczy, że zaczniemy wojnę z przewagą liczebną. Rozbijemy ich w puch!

Simons był zaopatrzeniowcem — jako starszy oficer cierpiał na kilka odmian zaawansowanych nerwic: panicznie reagował na nagły hałas, nie potrafił zasnąć na dworze, a nadto w ogóle nie mógł spać bez światła w pokoju, była to więc jedyna funkcja, jaką mógł sprawować, i nigdy nie oddalał się poza bazę. Ale i jego porwał zapał wojenny unoszący się w powietrzu. Dermod znów zaklął. Zarówno Simons, jak i generał mieli zapowiedziane, że muszą zachowywać się kornie wobec Strażnika czołgać się przed nim, lizać mu buty, być gotowym do usług na każde zawołanie — żeby jak najszybciej się wyniósł i dał im w spokoju prowadzić wojnę. A tymczasem oni go prowokowali!

I swoją głupią, nieprzemyślaną chełpliwością narażali cały Plan… Dermod mruknął coś do generała, przeprosił i wyszedł. W sekretariacie zastał Cliftona i dwóch podoficerów. Powiedział im, co mają robić, i odczekał dziesięć minut, aby ochłonęli ze zdumienia i wykonali rozkaz. Może te, środki ostrożności okażą się zbyteczne, ale sądząc po tym, jak rozwijało się spotkanie za drzwiami… Potrząsnął głową i ze złością wrócił do gabinetu sztabowego.

— Ktoś nabił tym ludziom głowy fałszywą wizją heroizmu — w głosie Strażnika gniew mieszał się z pogardą. — Zobaczymy, co pozostanie z tych złudzeń, kiedy zakosztują pocisków rozrywających Kelgian i…

— Stawią im czoła, spokojna głowa! — Przerwał znów Simons tak podniecony, że głos wzniósł mu się do falsetu. — Dobraliśmy się im już raz do skóry i chętnie…

— Simons! — huknął Dermod nie mogąc się dłużej powstrzymać. — Zamknij tę cholerną gębę!

Strażnik drgnął przestraszony i zamyślił się. Po chwili wstał i spokojnym głosem rzekł:

— Nie podoba mi się ta cała sytuacja. Z nieopatrznie rzuconych słów podpułkownika właśnie dowiedziałem się, że miała miejsce jakaś potyczka z Kelgianami, o której nie wie nawet ich dowództwo! Niemniej jestem przekonany, że tak było, sądząc po nastrojach waszych żołnierzy. Nie słyszałem też dotąd o żadnej armii, w której major może kazać zamknąć się podpułkownikowi. Tak więc dopóki nie wyjaśnimy tych spraw, odwołuję na razie wojnę. Jak tylko wrócę do bazy Straży, przyślę wam transport powrotny.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Zawód: Wojownik»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zawód: Wojownik» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


James White - The Escape Orbit
James White
James White - Un-Birthday Boy
James White
James White - Jenseits des Todes
James White
James White - Chef de Cuisine
James White
James White - Radikaloperation
James White
James White - Major Operation
James White
James White - Hospital Station
James White
James White - Sektor dwunasty
James White
James White - Statek szpitalny
James White
Отзывы о книге «Zawód: Wojownik»

Обсуждение, отзывы о книге «Zawód: Wojownik» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x