James White - Zawód - Wojownik
Здесь есть возможность читать онлайн «James White - Zawód - Wojownik» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1986, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Zawód: Wojownik
- Автор:
- Издательство:Iskry
- Жанр:
- Год:1986
- Город:Warszawa
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Zawód: Wojownik: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zawód: Wojownik»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Zawód: Wojownik — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zawód: Wojownik», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
A dla wszelkiej pewności wysoko na granicach rozlokuje się w pewnych odstępach wzdłuż całej doliny oddziały Czwartego Batalionu, które będą strzelały z zasadzki do uciekinierów i rzucały granatami do tych, co zechcą wydostać się górą w kilku miejscach, gdzie to jest możliwe. Czwarty Batalion ma się również zająć ewentualnymi wartami, jakie nieprzyjaciel mógł wystawić nad doliną, choć Dermod był zdania, iż nic tu nie będą mieli do roboty, jako że pełzacze nie spodziewają się kontaktu z wrogiem jeszcze przez parę tygodni.
— Jedynie trzecia i największa grupa może zechcieć stawiać nam opór — zakończył Dermod. — Ale nie sądzę, zwłaszcza, że Dowling rozpoznał ich jako tych, którzy podczas ćwiczeń z bronią podpalili poligon! Nie powinniśmy mieć kłopotów z tak głupią i nieuważną bandą.
— Zapewne — odparł Strażnik.
Dermod spojrzał ostro na psychologa. Ton jego odpowiedzi był zupełnie suchy i beznamiętny, a twarz pozostała bez wyrazu. Czyżby Dermod powiedział coś ważnego i teraz Strażnik stara się to przed nim ukryć? Czy też demonstruje taką reakcję na pokaz, żeby odebrać mu pewność siebie i skłonić do zmiany decyzji? Najpewniej to ostatnie, zdecydował.
— Oczywiście nie wszyscy zostaną zabici — podjął wątek rozmyślnie godząc w słaby punkt Strażnika. — Mam nadzieję, że kilku ucieknie siejąc panikę i zniechęcenie wśród pozostałych pełzaczy i tym samym ułatwiając nam następne bitwy.
Strażnik przez dłuższą chwilę siedział w milczeniu, a potem powiedział poważnie:
— Kelgia to wysoce cywilizowana, kulturalna, zaawansowana naukowo i technicznie planeta, z której dziewięćdziesiąt siedem procent populacji to Obywatele Galaktyki. Ci, z którymi walczycie, to oczywiście tylko kelgiańskie odpowiedniki was samych, ale i oni czują i myślą podobnie jak wy. Na przykład ich system małżeński i stosunki rodzinne są dokładnie takie same, co gdy się pan bliżej zastanowi, pokazuje, jak niewiele się między sobą różnimy. Czy nie spędza panu snu z oczu myśl o odebraniu życia tylu inteligentnym istotom?
Dermod rzekł krótko:
— Wojna to nie zabawa.
— A więc przyznaje pan to wreszcie? — rzucił sarkastycznie Strażnik i wtem wypalił: — Ale czy zawsze pan tak myślał? Czy może wyobrażał pan sobie, że wojna to romantyczna, podniecająca przygoda? Dermod nie odpowiedział.
— Jest pan niepospolitym i utalentowanym człowiekiem, pułkowniku Dermod — ciągnął z namysłem Strażnik. — Prawdę mówiąc, można by pomyśleć, że nie jest pan tym, za kogo się pan podaje, że w jakiś sposób udało się panu podszyć pod nazwisko prawdziwego Dermoda…
Dermod bezwiednie wrócił myślami do miejsca i chwili, w której odrzutowiec pasażerski, straciwszy nośność na skutek wybuchu w jednym z silników, spadał koziołkując prosto do morza. W fotelu obok siedział drobny, nieśmiały młodzieniec nazwiskiem Jonathan Dermod, który interesująco i żarliwie opowiadał o swoim wstąpieniu do szkoły oficerskiej. Młody człowiek zginął podczas wodowania i z jakieś przyczyny może chcąc zawiadomić najbliższą rodzinę — zdjął mu wtedy plakietkę identyfikacyjną. Ale kiedy się okazało, że nie miał on żadnej rodziny, a nikt z ocalałych nie znał go poprzednio, przywłaszczył sobie osobowość Dermoda razem z jego plakietką. Teraz czuł, jak tężeje na myśl, że Strażnik był tak blisko odkrycia jego sekretu.
Zaraz jednak uznał, że i tak nie robi to większej różnicy. Zabrnął już za daleko.
— Widzę, że miałem rację — powiedział Strażnik, który uważnie go obserwował. — Pańskie talenty wskazują na to, że był pan kiedyś zdolnym, choć leniwym studentem przygotowującym się do otrzymania Obywatelstwa Galaktyki, lecz znudziły pana takie suche i trudne wykłady jak historia innych światów, socjologia i etyka, podobnie jak i te wszystkie inne przedmioty, które trzeba opanować, aby zrozumieć obcych i czasem wizualnie odrażających współmieszkańców naszego wszechświata, i nauczyć się z nimi współżyć. Wobec tego poszukał pan ucieczki w zgłębianiu historii Ziemi. Będąc studentem miał pan dostęp do kronik i książek niedozwolonych innym jako niebezpieczne, ale zamiast ocenić je właściwie, zaczął pan nimi żyć, snuć oparte na nich marzenia i tak dalej. U zwykłego kolonisty taka lekka dewiacja nie miałaby znaczenia — ciągnął psycholog. — Ale pan był niedoszłym Obywatelem Galaktyki, który na zajęciach z psychologii i socjologii posiadł bardzo niebezpieczną wiedzę i umiejętność sterowania tłumem. Jak sądzę, mieszkańcy kolonii obudzili w panu romantyczne uczucia, podobnie jak rzeczywiste i zmyślone fakty z przeszłości, a już wstąpienie do ich armii było krańcową głupotą.
Ale teraz, kiedy przekonał się pan, że zabijanie cywilizowanych istot nie jest ani podniecające, ani romantyczne, dlaczego nie chce pan okazać odrobiny rozsądku czy może raczej człowieczeństwa i nie odwoła pan tego wszystkiego?
Przez chwilę Dermod czuł, że zaczyna się wahać. Zadał sobie pytanie, czemu miałby się narażać na fizyczne niebezpieczeństwo i coraz większe psychiczne udręki, starając się za wszelką cenę uratować Plan? Zwłaszcza że generał dostał pietra i wyglądało na to, iż sam chętnie by się wycofał. Z wywodów Strażnika jasno wynikało, że odwołanie wszystkiego byłoby jedynie słusznym i logicznym krokiem. Ale zaraz przypomniał sobie, że przecież mówi to Strażnik, a wiadomo, że Strażnicy potrafią wmówić każdemu cokolwiek zechcą.
— Traci pan tylko czas — powiedział Dermod. Wychylił się z auta i wydał rozkaz zatrzymania kolumny. Kiedy powoli przejeżdżali wzdłuż niej z powrotem, megafony audiomistrzów milkły jeden po drugim, a ciszę wypełniły odgłosy szurających nóg i prowadzonych półgłosem rozmów żołnierzy zbierających się wokół transporterów. W tej ciszy głos Strażnika zabrzmiał nienaturalnie głośno.
— Ale dlaczego?…
— Ponieważ wszystko, co pan mówi, uważam za bez znaczenia odparł Dermod spokojnie. — Jest pan hipokrytą, cała Straż to nic innego tylko banda hipokrytów, wyniosłych tyranów, którzy…
— Tyranów! — wybuchł Strażnik. — Ależ jesteś wolny, człowieku! Ludzie mają teraz większą wolność niż kiedykolwiek w historii. Mogą robić, co tylko zechcą. Jeżeli ktoś ma ochotę szybkim truchtem udać się do piekła, to proszę bardzo, dostarczymy mu nawet konia, ale pod warunkiem, że nie będzie ciągnął tam ze sobą nikogo wbrew jego woli. Tego nie tolerujemy…
— A co się dzieje, kiedy chcemy walczyć? — zapytał Dermod cierpko. — Inspekcja nieprzyjaciela dopuszcza do walki tylko najsłabszych. Psycholodzy Straży niszczą potem do reszty ich morale i wszystko obraca się w zwykłą farsę, w której zostajemy wystawieni na pośmiewisko. Pan to nazywa wolnością?
— Musi pan jednak przyznać, że skrupulatnie przestrzegamy reguł gry — zaznaczył szybko Strażnik. — Poza tym, skoro już nie da się wojen uniknąć, przyświeca nam w nich podwójny cel: dopilnować, aby jak najmniej ludzi zginęło, i strachem lub perswazją nauczyć żołnierzy rozumu. Nic tak nie przywraca zdrowego rozsądku i poczucia rzeczywistych wartości jak groźba śmierci, zwłaszcza w przypadku chwiejnych, ulegających wpływom jednostek, które do tego stopnia dały się omamić czyimś poczuciem krzywdy albo zranionej dumy, że chcą jakoby toczyć o to wojnę. Przy czym zwykle ten, którego duma tak ucierpiała, nie wyrusza jakoś na front, kiedy zaczynają się działania wojenne…
Dermod zniecierpliwiony uciszył go ruchem ręki. Powiedział:
— My i nam podobni przedstawiciele innych gatunków na innych planetach to prześladowana mniejszość, którą chcecie wytępić, bo jesteśmy dumni, uparci i niezależni, co stanowi źródło waszej nieustannej irytacji…
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Zawód: Wojownik»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zawód: Wojownik» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Zawód: Wojownik» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.