James White - Zawód - Wojownik
Здесь есть возможность читать онлайн «James White - Zawód - Wojownik» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1986, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Zawód: Wojownik
- Автор:
- Издательство:Iskry
- Жанр:
- Год:1986
- Город:Warszawa
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Zawód: Wojownik: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zawód: Wojownik»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Zawód: Wojownik — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zawód: Wojownik», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Myli się pan głęboko! — przerwał mu gwałtownie Strażnik. Każdy z was może zostać Obywatelem Galaktyki, pod warunkiem, że skończy studia i potrafi bez konfliktów współżyć z istotami pozaziemskimi.
— Większość z nas uważa, że niewarta skórka za wyprawkę — uciął sucho Dermod, wprawiając rozmówcę w konsternację, co go bardzo ucieszyło. Chcąc zakończyć dyskusję wyskoczył z samochodu i ruszył szybko z powrotem w kierunku środka kolumny. Nic nie wskórał. Strażnik deptał mu po piętach i nie dawał za wygraną, choć z trudem łapał oddech starając się jednocześnie mówić i dotrzymać mu kroku. Dermod musiał przyznać, że co jak co, ale facet łatwo nie rezygnuje…
— Duża część Galaktyków zamieszkujących Ziemię rzeczywiście się degeneruje — przyznał Strażnik otwarcie — lecz to dlatego, że najbardziej wartościowi ziemscy Obywatele Galaktyki już w młodości opuszczają naszą planetę, a pozostali deklasują się z pokolenia na pokolenie drogą małżeństw w obrębie tej samej grupy. Ale przynajmniej nie trzeba ich nieustannie pilnować, żeby nie narobili kłopotów i można pośród nich znaleźć paru największych myślicieli Galaktyki. Jednakże większość Obywateli — tłumaczył dalej — nie tylko na Ziemi, ale w całej Galaktyce, czuje niechęć do podejmowania nieprzyjemnych z konieczności działań związanych z przestrzeganiem prawa; są tak wrażliwi, inteligentni i nastawieni pacyfistycznie, że myśl o wzięciu udziału w jakiejś akcji, choćby policyjnej, jest im wstrętna. Niemniej niektóre jednostki pojedynczo czy nawet zbiorowo schodzą czasem na złą drogę i trzeba podjąć kroki prewencyjne, żeby utrzymać ład i porządek. Dlatego właśnie Straż…
W tym momencie Dermod stanął, żeby zamienić parę słów z dowódcą audiokompanii na temat muzyki, jaka ma nazajutrz przygrywać do walki. Porucznik o szczupłej twarzy, gorliwy i bardzo przejęty, był zwolennikiem tematu Marsa z suity Holsta „Planety”, ale Dermod się nie zgodził, chciał coś głośniejszego, mniej subtelnego i z mocną perkusją. Pierwszy Audiomistrz zaproponował „Rok 1812” Czajkowskiego. Dermod odparł, że to już lepsze, ale dzwony katedralne byłyby trochę nie na miejscu. Czy mają coś Wagnera?
Strażnik korzystał z każdej okazji, żeby wtrącić swoje, a kiedy Dermod poszedł dalej dowcipkując z leżącymi w cieniu żołnierzami i rzucając im słowa zachęty, jego więzień ruszył za nim kontynuując swój wywód. A wszystko, co mówił, było tak logiczne, tak przekonujące, tak przeraźliwie słuszne!
Obecną wojnę wywołała tak zwana misja handlowa złożona z Ziemian nie mających obywatelstwa Galaktyki. W zasadzie przyznał Strażnik, tylko Galaktycy powinni mieć prawo stykać się z przedstawicielami innych kultur, ale zakazanie podróży międzyplanetarnych kolonistom, których na to stać, byłoby pogwałceniem naczelnej zasady Straży przyznającej każdej jednostce maksimum wolności. Toteż pozwolono misji handlowej jechać na Kelgię. Kelgiańscy Galaktycy nie chcieli naturalnie mieć z nimi nic wspólnego. Uważali, i słusznie, że koloniści są z reguły chciwi i brak im kupieckiej etyki. Wobec tego Ziemianie byli zmuszeni handlować ze swoimi kelgiańskimi odpowiednikami podobnymi im samym. Szereg nieporozumień wynikłych po prostu z niewiedzy, wymiana ostrych słów i pewna ilość obustronnych machlojek doprowadziły do bójki, w której zginęło dwóch ludzi i przynajmniej tyluż Kelgian, a wielu innych uczestników zostało rannych. Po tym wypadku rozgorzały takie namiętności, że obie strony zażądały wojny jako jedynego satysfakcjonującego je rozwiązania. Straż spełniła ich życzenie niechętnie, powiedział psycholog poważnie, bo tak wysoko ceni życie.
Według niego Straż to grono pełnych poświęcenia ludzi, bez których rozpadłaby się obecna cywilizacja galaktyczna. Tworzą ją wyłącznie ludzie, ponieważ jedynie ten gatunek ma w sobie pewną wewnętrzną twardość, która pozwala im robić rzeczy nieprzyjemne, a nawet złe w imię wyższego dobra. Niektóre ich posunięcia osobom niezorientowanym mogą wydawać się brutalne, ale przecież…
Nagle Dermod poczuł, że nie zniesie tego dłużej.
— Sierżancie! — zawołał gwałtownie, a siedzący w pobliżu podoficer zerwał się na równe nogi i szybko podszedł. — Trzymajcie tego człowieka pod strażą — powiedział, wskazując na psychologa — i pod żadnym pozorem nie pozwólcie mu mówić. Gdyby nie chciał milczeć, zastrzelcie go.
Kiedy odprowadzano Strażnika, Dermod uświadomił sobie ze zdumieniem, że trzęsie się z gniewu i wydał ten rozkaz całkiem poważnie. Poszukał cienistego miejsca, żeby odpocząć do zmierzchu, ale nie mógł zasnąć. Za każdym razem kiedy wyrzucił z myśli tysiące szczegółów związanych z nadchodzącą bitwą i zamykał oczy, widział skłębione, sflaczałe ciała dwustu pięćdziesięciu trzech Kelgian i zastanawiał się, co by czuł, gdyby to byli ludzie. Myślał o pięknym i prostym przedsięwzięciu, jakim był Wielki Plan. Przypuśćmy, że mu się powiedzie i wygra wojnę, a wówczas generał znów obejmie dowództwo. Jaki bałagan i bezhołowie zaprowadzi wtedy ta słaba, chwiejna, stara baba?
Przez cały czas uparcie dźwięczał mu w głowie głos tego przeklętego Strażnika. Kłócił się, przekonywał, nalegał. Ale tym razem Dermod nie mógł go uciszyć.
Rozdział 8
Następnego ranka przed świtem Dermod ze swoim Drugim Batalionem zablokował wylot doliny i zapewne pozostałe oddziały też już zdążyły zająć swoje pozycje. Nieco w przodzie, bezpiecznie ukryte w najlepszych kryjówkach, znajdowały się cztery plutony specjalne, złożone z ludzi, którzy okazali największą zręczność w posługiwaniu się bronią zabraną wrogowi i Dermod miał nadzieję, że ich karabiny z amunicją dum-dum będą wystarczającą odpowiedzią na nieznaną broń, którą chowają w zanadrzu Kelgianie. Za plecami Dermoda dolina rozszerzała się w kotlinę o stromych, nieprzystępnych ścianach, po czym zwężała gwałtownie w następną dolinę, niewiele szerszą od parowu.
Dermod ponownie wziął ze sobą Strażnika, który przedstawiał sobą obraz zupełnej rezygnacji. Przez całe trzy godziny nie odezwał się ani słowem. W końcu pierwszy nawiązał rozmowę Dermod, po prostu, żeby zabić czas i nie myśleć za dużo.
— Jeszcze jedno, co mi się w was nie podoba, to wasze zachowanie — powiedział. — Jak na klikę rządzącą Galaktyką jesteście dziwnie rozgoryczeni, zgryźliwi i wiecznie niezadowoleni. Czy nigdy się nie śmiejecie?
Przez chwilę zdawało się, że psycholog odetnie się gniewnie, ale tylko przygarbił się z przygnębieniem. Znużonym głosem odparł:
— Musi pan wiedzieć, że jesteśmy ludźmi bardzo zgorzkniałymi. Chętnie ukrócilibyśmy poczynania tych lub owych i ucięli pewne sprawy, ale nam nie wolno. Niektórych z nas gnębią też wyrzuty sumienia z powodu grzechów przeszłości.
— Wyobrażam sobie — rzekł Dermod.
— Nie, nie wyobraża pan sobie — uciął Strażnik i na tym rozmowa się skończyła.
W miarę jak dniało, Dermod coraz częściej spoglądał na zegarek nadsłuchując pierwszych odgłosów walki z drugiej strony doliny, gdzie Pierwszy i Trzeci Batalion miały rozpocząć natarcie. Tymczasem zaś dobiegł go warkot samolotu!
Klnąc w żywy kamień Dermod spojrzał z wściekłością w niebo. Dał przecież Briggsowi i Dowlingowi wyraźny rozkaz, żeby trzymali się dzisiaj z daleka od tej okolicy — mieli dla odwrócenia uwagi od doliny skoncentrować swoją obserwację na oddziale pełzaczy pięćdziesiąt mil dalej. A teraz jeden z tych przeklętych głupców zjawia się nagle w najmniej odpowiednim momencie. Raptem warkot samolotu ucichł i Dermod zobaczył, że samolot zniża się ku nim ponad skałami. Ten cymbał zamierza tu lądować!
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Zawód: Wojownik»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zawód: Wojownik» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Zawód: Wojownik» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.