James White - Zawód - Wojownik
Здесь есть возможность читать онлайн «James White - Zawód - Wojownik» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1986, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Zawód: Wojownik
- Автор:
- Издательство:Iskry
- Жанр:
- Год:1986
- Город:Warszawa
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Zawód: Wojownik: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zawód: Wojownik»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Zawód: Wojownik — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zawód: Wojownik», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Nazajutrz, po kolejnym raporcie Cliftona, Dermod skierował swój pierwszy i drugi batalion na południe, żeby odciąć tamtym odwrót choć na razie jego ludzie nic jeszcze nie wiedzieli o wrogim oddziale. Szkolenie trwało nieprzerwanie. Trzeciego dnia, kiedy mięśnie i stawy zaczęły protestować przeciw takiemu niecodziennemu wysiłkowi, ćwiczenia straciły aspekt nowej, podniecającej zabawy. Między czwartym a szóstym dniem widoczne już były pierwsze wyniki musztry: żołnierze szybciej reagowali na rozkazy, byli bardziej wytrzymali i coraz pewniejsi siebie, ale jednocześnie tak obolali i zmęczeni, że niemal bliscy buntu.
Jednakże Dermod nie dawał im wytchnienia. Kiedy grupa ludzi z trzeciego batalionu znalazła skrzynię z dziwnymi klamrami o osobliwym kształcie, zdecydował, że bez względu na to, do czego służyły w przeszłości, teraz doskonale posłużą do okopywania się, a więc do programu szkolenia włączono instruktaż, jak wykopać sobie jamę pod ogniem przeciwnika — usypując przed sobą kopczyk ziemi i pod tą prowizoryczną osłoną kopiąc dalej. Żołnierze nie sarkali nawet zbytnio na dodatkowy wysiłek czy brud związany z tą robotą, ale tutejsza gleba roiła się od insektów, które niemiłosiernie gryzły.
Kierowcom łazików zwiadowczych powodziło się najlepiej z całej armii, dopóki jeden z nich nie znalazł na wpół zasypanej, rozbitej cysterny z jakiegoś poprzedniego konfliktu zbrojnego. Dermod odzyskał z niej dość blachy, aby opancerzyć kabiny samochodów zwiadowczych przeciwko wszelkiej broni oprócz granatu rzuconego z bliskiej odległości. Ale przez to w południe w środku było niemożliwie gorąco, a przez resztę dnia niewiele lepiej. W rezultacie kierowcy czuli się znacznie bezpieczniej, dzięki czemu wykonywali swoje zadania o wiele pewniej, ale przepełniała ich równie mordercza wściekłość jak całą resztę wojska.
Dziewiątego dnia wszyscy byli tak zmęczeni, obolali i podenerwowani, że niewiele brakowało, aby rzucili się sobie do gardeł. Ale na ten dzień Dermod przygotował im małą potyczkę z wrogiem…
Rozdział 5
Na pierwszy rzut oka cały plan przedstawiał się tak łatwo — według słów Cliftona odznaczał się klasyczną prostotą — że Dermod czuł się nawet nieco zawstydzony. Od sześciu dni miał kolumnę pełzaczy pod tak ścisłą obserwacją, że mógł przepowiedzieć kierunek i odległość, jakie wróg przebędzie, z dokładnością do kilku mil i paru stopni łuku. Znał nie tylko zamiary wroga, ale i każde wzgórze, wąwóz i potencjalnie użyteczną kępę roślin w okolicy, którą wybrał na pierwsze starcie. Pułapka, jaką zastawił — kryjąc żołnierzy z drugiego batalionu w zaroślach po obu stronach doliny, gdzie powinna pójść kolumna wroga — była niezawodna, a dochodził jeszcze element zaskoczenia i przewaga liczebna jego ludzi wynosząca aż sześć do jednego!
Ale aby uzyskać całkowitą pewność, że wróg wybierze tę dolinę, a nie trochę trudniejszą przełęcz na południu albo wyschnięte koryto rzeki na północy, pułapka musi mieć przynętę.
Dermod długo myślał nad tym, kto by najlepiej spełnił rolę sera; w pułapce na myszy. Wszystko zależało od powodzenia tego pierwszego ataku. W końcu zdecydował, że jedyną osobą, której zdolnościom i wyczuciu sytuacji może zawierzyć, jest on sam.
I dlatego właśnie dziewiątego dnia, po wyjściu z bazy, dwie godziny przed południem leżał nieruchomo w krzakach wraz z sierżantem, kierowcą ukrytego z tyłu łazika, obserwując zbliżającą się kolumnę pełzaczy. Sierżant o nazwisku Davis co chwilę wygłaszał szeptem uwłaczające i krytyczne uwagi: Kelgianie przypominają wielkie, obrzydliwe ślimaki, wprost skóra na nim cierpnie, gdy widzi ich wygięte w kabłąk grzbiety, i jak takie powolne, niezdarne i ogólnie rzecz biorąc ohydne stworzenia mają czelność mierzyć się z ludźmi, to przechodzi jego, sierżanta, wyobrażenie.
Dermod nie przerywał mu, wiedząc, że Davis po prostu dodaje sobie ducha umniejszając wagę przeciwnika, aż naraz pełzacze znalazły się dwieście jardów przed nimi. Z tej odległości w kolumnie, która dotąd przypominała leniwą rzekę rtęci, zaczęły się wyróżniać poszczególne jednostki, okryte srebrnym futrem, a niski niesamowity szum, który u istot posuwających się na brzuchu stanowił zapewne ekwiwalent miarowego szybkiego marszu, był już tak dobrze słyszalny, że włosy stawały na głowie.
Dopiero wtedy Dermod powiedział:
— Cicho, Davis. Biegiem do samochodu!
Z Dermodem na stanowisku obserwatora Davis wyjechał pędem z ukrycia na otwartą przestrzeń ukazując się w całej pełni nieprzyjacielowi. Zatrzymał się na moment, pozornie zaskoczony, po czym zawrócił i ruszył w kierunku doliny, gdzie Dermod założył pułapkę. Wyglądając po paru sekundach przez tylny otwór obserwacyjny Dermod spodziewał się ujrzeć pełzaczy w namiętnym pościgu za pojedynczym i najwyraźniej spłoszonym pojazdem zwiadowczym wroga. Tymczasem to pełzacze były najwyraźniej spłoszone i przerażone. Zamiast sprowokować pogoń, nagłe pojawienie się łazika wprawiło je w konsternację — zaczęły kręcić się niespokojnie w kółko, a niektóre nawet uciekać!
Dermod zaklął.
— Wysiadajmy, szybko! — rozkazał. — Kładź się pod wozem i udawaj, że majstrujesz coś przy silniku, udawaj, że mamy kłopoty. Albo jeszcze lepiej — poprawił się szybko, gdy Davis zeskoczył obok na ziemię — oblej te krzaki ropą i podpal…
Już po chwili nie było widać Kelgian zza żółtego, gęstego dymu Davis nie pożałował ropy! Dopiero teraz pełzacze pojęły, że Ziemianie są w tarapatach. Przez dym zaczęły śmigać pociski, które eksplodowały gdzieś przed nimi. Wtem dwie trafiły w opancerzoną kabinę nad ich głowami odrywając płat blachy.
— Wsiadamy! — krzyknął Dermod. Ale sierżant nie czekał na rozkaz i gdyby Dermod spóźnił się o ułamek sekundy, Davis od jechałby bez niego.
Pociski wybuchowe świszczały wokół, obsypując boki wozu gradem żwiru, odprysków kamieni i odłamków. Ale najgorsze były bezpośrednie trafienia — huk pocisków rozrywających się z całym impetem na metalowej osłonie kabiny rozsadzał Dermodowi głowę jak ogłuszający cios. Samochód podrygiwał i trząsł się rzucając nim na fotelu jak szmacianą lalką, w kabinie panował duszący upał i smród ropy wyciekającej z przebitego przewodu paliwowego.
Jakimś trzeźwym i obiektywnym zakamarkiem umysłu dziwił się, jak mógł być takim głupcem, żeby uważać coś podobnego za podniecającą przygodę, a jednocześnie spychał z gazu nogę Davisa, aby nie wyprzedzili zanadto wroga. Sierżant miał trzymać się tuż za zasięgiem granatów i prowadzić auto w taki sposób, aby wróg myślał, że jest sam i uległ panice. Będąc w tym momencie naprawdę w panice, Davis ignorował pierwszą część rozkazu, podświadomie wypełniając co da joty drugą. I tak trwała ta złowieszcza przepychanka na pedale gazu, aż w wizjerach mignęły zbocza doliny, obsadzone przez ludzi Dermoda; jednak łazik wciąż pędził przed siebie.
Dermod wielokrotnie z naciskiem podkreślał, że cała kolumna wroga ma znaleźć się w dolinie, zanim odkryje pułapkę. Teraz żałował, że nalegał na to tak stanowczo.
Grad pocisków dziurawił i rozrywał opancerzenie kabiny, i można sobie było wyobrazić ruinę nie zabezpieczonych części wozu. Zapach paliwa był teraz tak silny, że zatykał płuca jak dusząca smrodliwa mgła. Nagle rozległ się ostry szczęk. Coś metalicznie zazgrzytało o oparcie jego siedzenia, gwałtowne szarpnięcie za ramię obróciło go do tyłu, a jednocześnie ognisty błysk śmignął mu koło policzka. Jasne, oślepiające słońce wtargnęło raptem do wnętrza kabiny i Dermod ledwo zdążył w ogłuszonym umyśle zarejestrować widok wielkiej, ziejącej dziury w metalowej osłonie, kiedy autem zatrzęsło potężne, obezwładniające drżenie. Z jękiem rozpadającej się skrzyni biegów pojazd stanął.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Zawód: Wojownik»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zawód: Wojownik» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Zawód: Wojownik» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.