James White - Zawód - Wojownik
Здесь есть возможность читать онлайн «James White - Zawód - Wojownik» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1986, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Zawód: Wojownik
- Автор:
- Издательство:Iskry
- Жанр:
- Год:1986
- Город:Warszawa
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Zawód: Wojownik: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zawód: Wojownik»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Zawód: Wojownik — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zawód: Wojownik», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Niemniej w przypadku Ziemi, która niczym się tu od innych planet nie różniła, ponad dziewięćdziesiąt pięć procent ludności stanowili Obywatele Galaktyki. A ci, oprócz niewielkiej liczby naukowców i lekarzy, wykonujących niewątpliwie użyteczną pracę, tworzyli w istocie zastępy nieproduktywnych, rozmiłowanych w przyjemnościach życia estetów, którym było wszystko jedno, co się dzieje i kto rządzi Galaktyką. Toteż Galaktyków tu na Ziemi i tych zamieszkujących inne planety Unii mógł nie brać pod uwagę jako realnej siły, wystarczy rozprawić się ze Strażą.
Dermod uśmiechnął się z goryczą: Wystarczy rozprawić się ze Strażą!
Ci, którzy stanowili prawa w Galaktyce, nie byli głupi. Galaktyków praktycznie nie kontrolowano, jako że z ich strony istniało niewielkie prawdopodobieństwo buntu. Za to w koloniach aż roiło się od Strażników w mundurach i po cywilnemu. Kolonie były źródłem kłopotów i potencjalnymi ogniskami buntu w całej Galaktyce, o czym Straż wiedziała, stosując konieczne w jej mniemaniu środki ostrożności. Dermod był jednak pewien, że tym razem nawet Strażnicy nie poradzą sobie z rozwojem wypadków.
Wyprostował się energicznie i zrzucił z siebie resztki przygnębienia: czekała go praca. Wszedł do innego baru i szybko zlustrował go wzrokiem. Dwóch podoficerów siedziało przy stole dyskutując półgłosem ze zmartwionymi minami. Dermod przysiadł się do nich. Spytał:
— Mogę wam postawić, koledzy?
Takim i innym sposobem w ciągu następnych trzech tygodni Dermod poznał sporą liczbę swoich żołnierzy. Nie był zachwycony. Ale ponieważ uważał się za niezłego psychologa, wierzył, że jego rozmowy z nimi przyniosły pewne korzyści. Zanim zdarzył się wypadek, który pozwolił mu zerwać ostatecznie z poprzednim życiem, studiował na Uniwersytecie Galaktycznym historię i psychologię — zupełnie jakby jako młody, niespokojny chłopak z tamtych dni posiadł dar jasnowidzenia, nie mógł bowiem wybrać przedmiotów dających lepsze przygotowanie do przyszłego zadania.
I raptem, wraz z zaokrętowaniem Ziemskiego Korpusu Ekspedycyjnego to zadanie przestało należeć do przyszłości, a stało się teraźniejszością.
Wznosząc się w górę na widmowo-niebieskich słupach napędu odrzutowego dwadzieścia siedem rakiet transportowych Straży wraz z żołnierzami i ich wyposażeniem opuściło Ziemię. W dziesięć dni później podczas których Dermod prośbą i groźbą nakłaniał poległych mu oficerów do przyjęcia jego nowej, śmiałej koncepcji prowadzenia wojny wylądowali na Planecie Wojennej nr 3, która została wybrana jako najbardziej odpowiednia do prowadzenia wojen pomiędzy ciepłokrwistymi i oddychającymi tlenem mieszkańcami Galaktyki. Ale minęły jeszcze dwa dni, zanim puste rakiety odleciały i ostatni propagandyści Straży, którzy upierali się towarzyszyć w podróży korpusowi ziemskiemu, oddalili się do swojej bazy, odległej o niecałe pięćset mil. Dopiero wtedy Dermod odetchnął z ulgą i wiedząc, że żadna część planu nie została odkryta przez Strażników, zaczął przygotowania do drugiego etapu.
Miał przynajmniej cztery tygodnie swobody poczynań. Był to okres dany oficerom i żołnierzom na rozlokowanie się, oswojenie z bronią i w ogóle wprawienie się w coś w rodzaju bojowego nastroju. Lub na odwrót: aż nazbyt liczna grupa mężczyzn, którzy wzięli na serio demoralizujące opowieści propagandystów, planowała sposoby dezercji. Pod koniec tego okresu, jak Dermod wiedział, przyjdzie kolejny psycholog Straży szerzyć dalszy defetyzm i dopiero potem zacznie się wreszcie wojna.
W każdym razie tak to wyglądało dotychczas…
Rozdział 3
Pierwszego dnia, kiedy zostali uwolnieni od towarzystwa Straży, Dermod zarządził generalny przegląd wojska. Mimo całej powagi sytuacji nie mógł powstrzymać uczucia rozbawienia, kiedy idąc wolno wzdłuż wyprostowanych szeregów żołnierzy widział w ich oczach zdumienie i niedowierzanie. Oczywiście wszyscy pamiętali go jako majora, który zemdlał podczas inspekcji wroga, dlaczego więc teraz kroczy z insygniami pułkownika na wyłogach? I dlaczego ten tak raptownie awansujący dowódca przeprowadza inspekcję tylko z dwoma podoficerami zamiast ciągnąć za sobą sznur młodszych oficerów? Dlaczego, skoro już o tym mowa, na całym placu apelowym nie widać ani jednego oficera?
Kiedy Dermod dał komendę „spocznij” i wszedł na podium, określenie „skupił na sobie niepodzielną uwagę zebranych” byłoby niewystarczające. Stał bez słowa przed kilka minut i patrząc na żołnierzy przekładał mikrofon z ręki do ręki. Wreszcie przemówił:
— Zapewne zastanawiacie się, kim właściwie jestem — zaczął spokojnie — i macie ku temu powody. Nie zamierzam zadośćuczynić w tej chwili waszej ciekawości, oficerowie zajmą się tym wieczorem. Dość będzie, jeśli powiem, że pewne sprawy trzeba było trzymać w sekrecie przed Strażnikami, ale teraz przed wami nie musimy już zachowywać tajemnicy. Chcę obecnie pomówić o naszym wrogu, jego budowie fizycznej, broni i najefektywniejszych sposobach zabijania go. Omówię także pewne zasady taktyki i strategii, które zapewnią nam zwycięstwo w tej wojnie.
Niejedne usta otworzyły się ze zdumienia na to chłodne założenie, że mogą osiągnąć coś, co było nieosiągalne od wieków. Dermod udał, że tego nie widzi, i ciągnął dalej:
— W bezpośrednim pojedynku pełzacz nie ma szans z żadnym z nas. Kelgianie to nic więcej, tylko wielkie, niekształtne, futrzane worki, wypełnione krwią i innymi płynami fizjologicznymi, praktycznie pozbawione szkieletu. Przy każdej głębszej ranie wymagają specjalnej pomocy medycznej, inaczej szybko wykrwawiają się na śmierć. Natomiast my jesteśmy bardziej wytrzymali i dlatego Straż, chcąc wyrównać szanse obu stron, dała im pociski rozrywające, a nam — zwykłą amunicję. Jednak nawet mimo przewagi w uzbrojeniu uważam, że nie mogą się z nami równać…
Wcale im się to nie podobało, ani trochę. Przypominał im w ten sposób, że sami narażają się na krwawą śmierć. Dermod szybko zmienił temat na nieco mniej drażliwy, myśląc przy tym z goryczą o innych historycznych głównodowodzących, którzy przemawiali do żołnierzy przed bitwą: Henryk V w Azincourt, Montgomery w El Alamein, Klaudiusz przed ostateczną bitwą, która miała dać mu całą Brytanię. Ci dowódcy wzbudzali taką miłość, lojalność i idealistyczny zapał, że ich poddani z chęcią oddaliby za nich życie.
Ale w dzisiejszych czasach nie należało mówić o ideałach, o śmierci czy chwale. Dzisiaj trzeba przyrzec wojsku opiekę i gwarantować nie tyle chwałę, ile bezpieczeństwo.
— Uprzedzam was, żołnierze — ciągnął Dermod — strategia, jaką przyjąłem, będzie kosztowała niejedno życie, ale życie wroga. Jeśli zaś chodzi o wasze i moje bezpieczeństwo, bo zamierzam walczyć na froncie razem z wami, a nie siedzieć w bazie, to skwituję to powiedzeniem odpowiednim do okoliczności: Nikt nie może żyć wiecznie, ale przynajmniej może spróbować! Tak, będziecie bezpieczni — kontynuował poważnym tonem. — Ale bezpieczeństwo nie polega na unikaniu bezpośredniego kontaktu z wrogiem, na ucieczce czy dezercji. Polega na zlikwidowaniu przeciwnika, zanim on nas zlikwiduje: szybko, skutecznie i przy minimum wysiłku. Musicie napadać na wroga, gdy najmniej tego oczekuje, gdy je lub śpi, a zwłaszcza gdy jest święcie przekonany, że nic mu nie grozi w obrębie setek mil. Musicie wyrastać przed nim spod ziemi i zabijać, nim zauważy, co się święci. Popatrzcie!
Na dany znak nieobecni dotąd oficerowie wkroczyli gęsiego na plac apelowy, wywołując chóralny, gromki śmiech. Świecący zwykle przykładem i nienagannie ubrani, szli teraz ciężkim, nierównym krokiem, lekko zgarbieni, kiwając niespokojnie głowami z boku na bok. Tworzyli groteskowy widok przez swoje zaczernione twarze i bezkształtne, bure, a jednak dziwnie znajome mundury, których krój znikł pod przypadkowymi plamami brązowej, zielonej i ziemistożółtej farby, nie mówiąc już o brudnej siatce udrapowanej wokół hełmów i przyozdobionej dziwnymi strzępkami roślin. Tylko broń mieli czystą i lśniącą.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Zawód: Wojownik»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zawód: Wojownik» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Zawód: Wojownik» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.