James White - Zawód - Wojownik
Здесь есть возможность читать онлайн «James White - Zawód - Wojownik» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1986, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Zawód: Wojownik
- Автор:
- Издательство:Iskry
- Жанр:
- Год:1986
- Город:Warszawa
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Zawód: Wojownik: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zawód: Wojownik»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Zawód: Wojownik — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zawód: Wojownik», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Słusznie i sprawiedliwie byłoby złożyć ciężar przygotowań na barki mężczyzn jadących na wojnę zamiast dawać im trzy tygodnie wolnego na zamartwianie się tym, co ich czeka.
To nie to, co w dawnych czasach, pomyślał Dermod, i po raz któryś z rzędu pochwycił go dławiący żal. Spróbował sobie wyobrazić, że ryk helikopterów transportowych to grzmot tysięcy ciężkich bombowców zaciemniających niebo, pocięte białymi smugami artylerii przeciwlotniczej, lub groźny huk ognia zaporowego. Poniosła go fantazja i cofnął się myślą do tej odległej, na wpół legendarnej przeszłości, kiedy życie było bujne, burzliwe i ekscytujące.
Strumienie powietrza wyły w szczelinach osłony kabiny rozbitej pociskami strzelca tylnego wrogiego samolotu, a zalane olejem gogle utrudniały obserwację przyrządów jego małego myśliwca. Ale miał pod kciukiem duży czerwony przycisk na drążku sterowym i liczył się tylko rosnący obraz bombowca w celowniku, jakby trzymało go tam na uwięzi osiem białych linii pocisków smugowych. Ogień jego działek bombardował, szarpał, rozrywał kadłub nieprzyjaciela. Odpadły stateczniki, rozdarte na strzępy, i nagły, oślepiający, pomarańczowy blask ognia przy jednoczesnym wybuchu paliwa i ładunku bomb oznajmił koniec bombowca. Maleńki myśliwiec zakołysał się i zadygotał gwałtownie, wleciawszy w obręb rozszerzającej się eksplozji; Dermod, miotany na wszystkie strony, przywarł do fotela w zatłoczonym wnętrzu czołgu i poprzez hałas, kurz i swąd gorącego oleju wykrzykiwał rozkazy swojej załodze. Fontanny żwiru i kamieni wznosiły się w niebo wokół jego pancernego rumaka, odłamki skał i szrapnele nie imały się opancerzonych boków, a seria z pikującego samolotu rozdarła ziemię parę jardów od jego miażdżących grunt, metalowych gąsienic. Działko Dermoda waliło teraz nieprzerwaną, serią w kadłub samolotu i cały wszechświat zdawał się składać z grzmotu piorunów i kłębów gryzącego sinego dymu. Teraz Dermod przechadzał się po mostku ciężkiego krążownika grzmiącego salwami ze wszystkich burt i patrzył z dumą na najpiękniejszy z możliwych widoków: na ogromną, niezwyciężoną flotę, zmierzającą na spotkanie z wrogiem…
Tamte wojny, pomyślał Dermod z nostalgią, wracając niechętnie do chwili obecnej, to było coś.
Gdy znalazł się z powrotem w kwaterze, próbował się zdrzemnąć, ale bezskutecznie. Czuł przemożną potrzebę ponownego omówienia planów z generałem, a zwłaszcza Wielkiego Planu. Najbardziej jednak brakowało mu przyjaznej dłoni na ramieniu i spokojnego, rzeczowego głosu, który raz jeszcze zapewniłby go, że to, co zamierza zrobić, zaowocuje prawdziwym dobrem dla ogromnej większości istot obdarzonych inteligencją. Niestety, generał, który miał wielki dar przekonywania, był w tej chwili na Kelgii, wybierając do walki najgorsze z możliwych egzemplarze gąsienic, i nie spodziewano się go na Ziemi wcześniej niż za tydzień.
Podjąwszy nagłą decyzję, Dermod zmienił mundur na cywilny kombinezon: utopi wątpliwości i niepewność w pracy. Zdawał sobie dobrze sprawę, że pośród ubogiej, nieraz błądzącej, ale przywiązanej do tradycji mniejszości, z której składała się najniższa warstwa społeczna współczesnej ziemskiej cywilizacji, był kimś wyjątkowym, gdyż posiadał znajomość taktyki i strategii wojskowej zastrzeżoną normalnie dla studiujących Galaktyków. Co więcej, zdawał też sobie sprawę, że sposób w jaki rozegra się ta wojna, będzie zależeć od morale jego żołnierzy, a znając Straż wiedział, że sam musi dopilnować, aby to morale zostało jak najmniej nadszarpnięte do chwili wyjazdu. A potem… cóż, miał parę pomysłów na potem, ale na razie wolał je zatrzymać dla siebie.
Wyszedł z obozu i pojechał do oddalonego o parę mil miasta. Zmierzchało i na ulicach roiło się od cywili, żądnych sensacji Galaktyków i sporych gromadek żołnierzy, których szerokie białe pasy obwieszczały fakt, że wezmą udział w nadchodzącej wojnie. Gdzie rzucić okiem, tam u boku każdego munduru szła przynajmniej jedna wpatrzona weń z podziwem przedstawicielka płci żeńskiej, tu więc na razie nie było niebezpieczeństwa obniżenia morale. Dermod zaparkował i skierował się do najbliższego baru.
Nalewając sobie drinka z konsoli z napojami zauważył od razu kilkunastu żołnierzy, w większości pośrodku głośnych ożywionych grupek. Ale przy sąsiednim stoliku siedział markotny porucznik, słuchający z uwagą słów cywila o potężnej tuszy i potężnym basie, który stawiał mu kieliszek za kieliszkiem. Dermod sam został mimowolnym słuchaczem.
— Pamiętam, jak się biliśmy z Brelthianami parę lat temu — snuł głośno wspomnienia grubas. — To był niewielki konflikt w porównaniu z tym teraz, ale w owym czasie mocno dał nam się we znaki. Te ośmiornice z Brelthi są tak wielkie i ciężkie, uważasz, że Straż zezwoliła im na pasy antygrawitacyjne, po jednym na łepka, oczywiście z określonym udźwigiem, żeby zwiększyć im swobodę ruchu. I jak myślisz, co te skunksy zrobiły? Zaczęły pożyczać sobie pasy. Jedne chodziły bez nich, a inne wkładając trzy lub cztery naraz, wznosiły się w górę i waliły do nas z powietrza! Ale i tak wygralibyśmy tę wojnę, gdyby ci przeklęci Strażnicy nie…
Patrząc na weterana konfliktu brelthycko-ziemskiego Dermod doszedł do wniosku, że to jeden z tych bezwartościowych typów, którym zawsze udaje się prześliznąć przez wojnę i nic z siebie nie dać. Albo też to zwykły nicpoń, bo jego wywody zaczęły zmierzać w kierunku, który wcale się Dermodowi nie podobał.
— Jeśli chcesz, posłuchaj mojej rady, przyjacielu, i postaraj się o miłe, bezpieczne zajęcie w Kwaterze Głównej, a najłatwiej coś znaleźć w zaopatrzeniu, i siedź tam cicho jak mysz pod miotłą. Generalicja boi się o swoją skórę jak wszyscy inni i możesz być pewien, że poprowadzi wojnę z bezpiecznej odległości. — Zamilkł, przysunął się bliżej i znacząco obniżył głos: — Nie powinienem właściwie tego mówić, ale jeśli nie uda ci się załatwić nic na tyłach, a zrobi się naprawdę gorąco, to podobno można skontaktować się ze Strażą i…
— Mogę panu postawić, poruczniku? — przerwał mu szybko Dermod, wskazując na opróżnioną w dwóch trzecich szklaneczkę na stole i wystukując na konsoli dwa razy to samo. Do grubasa zaś rzekł ostro: Słyszałem, co pan tu wygadywał, i wstyd mi za pana! Porucznik ma zamiar walczyć, a nie siedzieć z założonymi rękami, prawda, poruczniku? Jeśli tylko reszta naszych żołnierzy wygląda równie mężnie i kompetentnie, to wojna nie potrwa długo! — I dodał z wściekłością A w ogóle kim pan jest? Tajniakiem ze Straży? Wygląda mi pan na takiego!
Grubas z oburzeniem zaprotestował przeciwko tej insynuacji, ale porucznik, wciąż zdumiony, że ktoś uważa go za mężnego i kompetentnego, kazał mu odejść. Kiedy ujrzał przed sobą napełnioną szklaneczkę, uśmiechnął się niewyraźnie i powiedział:
— Dziękuję
Rozdział 2
Porucznik przedstawiał się imponująco: jego wysoka, szczupła sylwetka dobrze prezentowała się w szarobrązowym mundurze, zaprojektowanym dla Ziemskich Sił Zbrojnych, w błyszczących wysokich butach z cholewami i w białym, szerokim pasie, stanowiącym pamiątkę po tradycyjnym parcianym pasku przy dawnym mundurze polowym — ogólnie biorąc przyjemnie było na niego popatrzeć. Tylko twarz wieńcząca ten elegancki mundur nie pasowała do całości i nosiła, mówiąc najoględniej, wyraz głębokiego niepokoju. Dermod ponownie przeklął grubasa pod nosem, i chcąc choć po części naprawić zło wyrządzone przez jego gadaninę, powiedział głośno:
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Zawód: Wojownik»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zawód: Wojownik» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Zawód: Wojownik» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.