Arkadij Strugacki - Trudno być bogiem

Здесь есть возможность читать онлайн «Arkadij Strugacki - Trudno być bogiem» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1974, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Trudno być bogiem: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Trudno być bogiem»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Grupa historyków z XXI wieku trafia do królestwa Arkanaru, w którym panuje ziemskie średniowiecze. Czy podołają trudnej roli miłosiernych i światłych bogów, czy mają prawo ingerować w obcy świat, choćby był nie do przyjęcia niesprawiedliwy i okrutny? I czy ktokolwiek ma prawo przyspieszać ewolucję jakiegokolwiek społeczeństwa?

Trudno być bogiem — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Trudno być bogiem», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— „Sprzyjanie…” — przeczytał. — Mądrale, ho, ho! — Upuścił papier na podłogę i wstał. — Pilnuj, by twoja uczona zgraja nie zrobiła im tu jakiej krzywdy. Wpadnę któregoś dnia i jeżeli się dowiem… — Podsunął Kinowi pięść pod nos. — No, dobrze już, dobrze, nie bój się…

Kin zachichotał z należytym szacunkiem. Rumata skinął mu głową i wyszedł rysując ostrogami podłogę.

Na ulicy Arcydziękczynienia wstąpił do sklepu z bronią, kupił nowe pierścienie do pochwy na miecze, wypróbował kilka kindżałów (rzucał nimi w ścianę, przymierzał do dłoni, ale nie spodobały mu się), następnie przysiadłszy się na ladzie wdał się w pogawędkę z właścicielem, ojcem Haukiem. Hauk miał smutne, poczciwe oczy i małe, blade ręce upstrzone plamami z atramentu. Rumata podyskutował z nim chwilę o walorach wierszy Curena, wysłuchał interesującego komentarza do wersu: „Jako liść zwiędły opada na duszę…”, poprosił Hauka o przeczytanie któregoś z najnowszych utworów własnych i powzdychawszy wraz z autorem nad niewypowiedzianie smutnymi strofami, zadeklamował mu przed odejściem „Być albo nie być” w swoim przekładzie na język irukański.

— Święty Miko! — wykrzyknął rozpromieniony ojciec Hauk. — Czyje to wiersze?

— Moje — odpowiedział Rumata i wyszedł.

Wstąpił do „Szarej Radości”, wypił szklankę arkanarskiej kwaśnicy, uszczypnął w policzek oberżystkę, przewrócił, sprytnie zawadziwszy mieczem, stolik etatowego informatora wybałuszającego nań baranie oczy, następnie powędrował w najdalszy kąt lokalu i odszukał tam brodatego obszarpańca z kałamarzem zawieszonym na szyi.

— Witaj, bracie Nanin — powiedział. — Ile próśb napisałeś dzisiaj?

Brat Nanin odsłonił w nieśmiałym uśmiechu drobne zepsute zęby.

— Ludzie mało piszą teraz próśb, szlachetny panie. Jedni uważają je za bezcelowe, drudzy zaś liczą na to, że w najbliższym czasie wezmą sobie bez pozwolenia.

Rumata nachyliwszy się szepnął mu na ucho, że w Szkole Patriotycznej wszystko załatwione.

— Masz tu dwa dukaty — dodał na zakończenie. — Przyodziej się, doprowadź do przyzwoitego wyglądu i bądź bardzo ostrożny… przynajmniej w pierwszych i dniach. Ojciec Kin to człowiek niebezpieczny.

— Przeczytam mu mój „Traktat o pogłoskach” — rzekł wesoło brat Nanin. — Dziękuję, szlachetny panie.

— Czegóż się nie robi dla pamięci ojca! A teraz powiedz mi, gdzie mogę znaleźć ojca Tarrę?

Nanin przestał się uśmiechać i z konsternacją zamrugał powiekami.

— Wczoraj wybuchła tu bijatyka — powiedział. — Ojciec Tarra wypił trochę za dużo. A poza tym jest przecież rudy… Złamali mu żebro.

Rumata chrząknął z irytacją.

— Ładna historia! i dlaczego wy tyle pijecie?

Chwilami nie sposób wytrzymać — odparł smutno Nanin.

— To prawda. No, trudno, masz tu jeszcze dwa dukaty. Pilnuj go.

Nanin schylił się szukając jego ręki. Rumata cofnął się.

— No, no — powiedział. — Nie jest to najlepszy z twoich żartów, bracie Nanin. Żegnaj.

* * *

W porcie cuchnęło jak nigdzie w Arkanarze. Słoną wodą, zatęchłym mułem, przyprawami, smołą, dymem, zleżałą peklowiną, z tawern buchał odór czadu, smażonej ryby, skwaśniałego piwa W dusznym powietrzu kłębiły się różnojęzyczne przekleństwa. Na molo, w ciasnych przejściach między składami, wokół tawern tłoczyły się tysiące ludzi o najbardziej osobliwym wyglądzie — rozchełstani marynarze, nadęci kupcy, rybacy z ponurymi twarzami, handlarze niewolników, handlarze kobiet, wymalowane dziewki, pijani żołnierze, jakieś podejrzane, obwieszone bronią indywidua, fantastyczni oberwańcy ze złotymi bransoletami na brudnych łapach. Wszyscy byli podnieceni i wściekli. Z rozkazu don Reby już trzeci dzień żaden statek ani czółno nie mogły opuścić portu. U pomostów szarzy szturmowcy bawili się zardzewiałymi rzeźnickimi toporami, spluwali obrzucając tłum bezczelnym, złośliwym wzrokiem. Na zasekwestrowanych statkach siedzieli w kucki grupami po pięć, sześć osób miedzianoskórzy ludzie, odziani w skóry zwierzęce i miedziane kołpaki. Byli to najemnicy barbarzyńscy, nic nie warci w walce wręcz, natomiast bardzo groźni na odległość z powodu swej broni — długachnych rurek wyrzucających zatrute kolce pod naporem sprężonego powietrza. A za lasem masztów na otwartej redzie czerniały w martwym bezwietrzu długie galery królewskiej floty wojennej. Od czasu do czasu tryskały z nich czerwone strumienie ognia zmieszanego z dymem — to podpalano na postrach ropę naftową.

Rumata minął urząd celny, gdzie przed zamkniętymi drzwiami stała gromada posępnych wilków morskich, daremnie oczekujących na pozwolenie wyjścia w morze, przepchnął się przez krzykliwy tłum handlujący czym popadło (od niewolnic i czarnych pereł do narkotyków i tresowanych pająków), wyszedł na molo spostrzegłszy kątem oka ułożone rzędem na widok publiczny rozdęte trupy w marynarskich bluzach, wreszcie opisał łuk przez zaśmiecone pustkowie i zapuścił się w cuchnące uliczki dzielnicy Portowej. W drzwiach nędznych spelunek drzemały półnagie dziewki, na skrzyżowaniu ulic leżał twarzą w dół Pijany żołnierz z kieszeniami wywróconymi podszewką na wierzch, pod ścianami domów skradały się podejrzane typy o wybladłych twarzach.

Rumata znalazł się tu po raz pierwszy w biały dzień, toteż był początkowo zdziwiony, że jego osoba nie wzbudza zainteresowania — przechodnie spoglądali zapuchniętymi oczami gdzieś obok lub jak gdyby skroś niego, aczkolwiek ustępowali mu z drogi. Ale gdy skręcając w boczną ulicę obejrzał się przypadkowo, zdążył zauważyć, jak kilkanaście głów różnego kalibru, męskich i kobiecych, kudłatych i łysych, znika błyskawicznie w drzwiach, oknach i podsieniach. Dopiero wtedy uświadomił sobie dziwną atmosferę tego ohydnego miejsca, nie tyle wrogą czy niebezpieczną, ile pełną jakiejś niedobrej, wyrachowanej ciekawości.

Pchnął ramieniem drzwi i wszedł do jednej ze spelunek. W mrocznej salce drzemał za bufetem długonosy staruch z twarzą mumii. Przy stołach było pusto. Rumata podszedł cicho do bufetu i już miał wymierzyć staremu prztyczka w długi nos, gdy nagle spostrzegł, że tamten wcale nie śpi, lecz spod zmrużonych bezrzęsych powiek uważnie mu się przygląda. Rumata rzucił na ladę srebrną monetę i oczy starucha natychmiast rozwarły się szeroko.

— Czym mogę służyć, szlachetny panie? — spytał rzeczowo. — Ziołami? Tabaką? Ślicznotką?

— Nie udawaj — odpowiedział Rumata. — Wiesz dobrze, po co tu przychodzę.

— Oo, ależ to don Rumata! — wykrzyknął staruch z niezwykłym zdumieniem. — Właśnie tak patrzę, coś mi znajomego…

Wyrzekłszy te słowa, znów przymknął powieki. Sprawa była jasna. Rumata okrążył bufet i przez wąskie drzwi wsunął się do sąsiedniego pokoju. Ciasno tu było i ciemno, w powietrzu stał kwaśny, śmierdzący zaduch. Pośrodku za wysokim kantorkiem pochylał się nad papierami starszy pomarszczony człowiek w płaskiej czarnej mycce. Na kantorku migotał kaganek, w półmroku ledwie majaczyły twarze ludzi siedzących nieruchomo pod ścianami. Rumata przytrzymując miecze również namacał stołek pod ścianą i usiadł. Obowiązywały tu swoiste prawa i swoista etykieta. Nikt nie zwrócił uwagi na wchodzącego — skoro ktoś przyszedł, to znaczy, że tak być powinno, a jeśli nie powinno, wystarczy jedno mrugnięcie okiem i już po nim. Szukaj wiatru w polu… Pomarszczony mężczyzna skrzypiał gorliwie piórem, ludzie pod ścianami tkwili nieruchomo. Tylko od czasu do czasu któryś wydawał przeciągłe westchnienie. Po ścianach biegały z leciutkim stukotem niewidoczne jaszczurki muchołówki.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Trudno być bogiem»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Trudno być bogiem» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arkadij Strugacki - Piknik pored puta
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Biały stożek Ałaidu
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Pora deszczów
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Piknik na skraju drogi
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Przenicowany świat
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Alfa Eridana
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Fale tłumią wiatr
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Poludnie, XXII wiek
Arkadij Strugacki
libcat.ru: книга без обложки
Arkadij Strugacki
Отзывы о книге «Trudno być bogiem»

Обсуждение, отзывы о книге «Trudno być bogiem» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x