Kirył Bułyczow - Żuraw w garści

Здесь есть возможность читать онлайн «Kirył Bułyczow - Żuraw w garści» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1977, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Żuraw w garści: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Żuraw w garści»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Żuraw w garści — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Żuraw w garści», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Proszę wybaczyć mi lapidarność, ale musimy znaleźć się na statku… — patrzy na zegarek — za dwadzieścia dziewięć minut. Jak wiecie, zamierzaliśmy lecieć na Marsa. Nasza trasa uległa zmianie, co nie znaczy, że stała się łatwiejsza. Z wielu tysięcy punktów poprzedniego programu w obecnym został tylko jeden — zrozumieć. Głęboko wierzę, że nam się to powiedzie. Nasza załoga pozdrawia Ziemię. Do widzenia.

Wolno popłynął w stronę śluzy wyjściowej…

Zujew nacisnął kilka guzików na pulpicie zainstalowanym w małym gabineciku roboczym i powiedział pospiesznie, głosem pełnym zatroskania:

— Połączcie mnie z Siedowem, tylko szybko!

Kiedy jednak na ekraniku zapalił się napis „Proszę mówić”, ton Ilji Iljicza uległ całkowitej zmianie, stał się wesoły, a nawet beztroski:

— Aleksandrze Matwiejewiczu! Czemuś taki smętny? — odezwał się głos Zujewa w selektorze stacji orbitalnej.

Siedow jest sam w śluzie. Sprawdza wskazania przyrządów na tabliczkach rozrządczych plecakowych silników odrzutowych, a dopiero później pieczołowicie umieszcza je w miękkich pojemnikach. Odkłada sprawdzany właśnie silnik i mówi tonem, jakim przed chwilą zwracał się do kamery telewizyjnej:

— A niby czemu mam się cieszyć? Przecież czeka nas przerażająca robota…

Zujew, zaskoczony nieoczekiwaną odpowiedzią, przez dłuższą chwilę milczy.

— W jakim sensie przerażająca? — pyta wreszcie.

— W najdosłowniejszym. Przeraża nas odpowiedzialność. Przecież losy całej Ziemi zależą teraz od nas… — mówi spokojnie Siedow.

Znów następuje długa pauza. Potem Zujew odzywa się już nie tym dziarskim, wesołym głosem, lecz wolno, z niezachwianym przekonaniem:

— Masz rację, Aleksandrze Matwiejewiczu. Rad jestem, że to rozumiesz i że mi to powiedziałeś.

30 października. Czwartek. Ziemia — Kosmos

Czarna otchłań upstrzona mrowiem nieruchomych gwiazd. Głęboki cień pomostu cumowniczego stacji orbitalnej, przy którym spoczywa „Gagarin”, widoczny jest tylko dlatego, że w tym cieniu nie ma gwiazd. Jedynie łańcuszek świateł pozycyjnych statku kosmicznego błyszczy obok oświetlonych iluminatorów stacji. Nagle ogniki te drgnęły i wolno ruszyły z miejsca. Dziwaczny w kształcie kolos zaczął wypełzać z czarnego cienia, błyszcząc oślepiająco w promieniach słońca. Statek odbijał wolno i majestatycznie, niczym wielki okręt liniowy. Żadnych strumieni odrzutu, jakie niezmiennie towarzyszą startowi rakiet z Ziemi. Całkowita cisza, jedynie wewnątrz „Gagarina” słychać przenikliwy, wysoki gwizd silników magnetoplazmowych, dźwięk zupełnie nam jeszcze nie znany, melodia startu orbitalnego statku międzyplanetarnego. „Gagarin” rozpoczął swą drogę ku tajemnicy.

Kabina dowodzenia. Dość ciasne pomieszczenie z wielkim, łukowato wygiętym pulpitem, przed którym stoją trzy fotele. W środku siedzi Siedow, po jego lewej stronie Redford, a po prawej Steinberg. Siedow prawą ręką ujmuje rękojeść steru, przypominającą krótki lewarek zmiany biegów w samochodach sportowych, i wolno odchyla ją od siebie. W iluminatorach widać fragment stacji orbitalnej na tle rozmytej, błękitnawej tarczy Ziemi. Z głośnika, niezauważalnego wśród mnóstwa przyrządów na pulpicie, rozlega się równy, spokojny głos Zujewa:

— „Gagarin”, tu dwudziesty. Wystartowaliście bardzo dobrze. Miękko, płynnie. Na razie nie włączajcie skrajnego silnika, gdyż jego strumień plazmowy może wytrącić stację z orbity. Nie róbcie im kłopotów. Kąt penetracji ustalcie po odejściu na większą odległość, zgodnie ze standardowym programem lotu.

— Tu „Gagarin” — zrozumiałem — odpowiada Siedow. — Kąt penetracji dwadzieścia sześć sekund łukowych. Ustalimy go w odległości dwudziestu kilometrów. U nas wszystko w porządku, parametry lotu w normie. — I nagle dodaje głosem pełnym podniecenia i zachwytu: — Iljo Iljiczu! To się nazywa statek! Żeby taki ogrom dał się tak łatwo prowadzić!..

— A czyja to robota? — odpowiada z dumą w głosie Zujew.

Głos Steinberga: — Tu trzeci. Dziesiąta minuta lotu. Parametry plazmy w normie.

Głos Leżawy: — Tu czwarty. Układy bezpieczeństwa załogi w normie.

Głos Lennona: — Tu szósty. W dziesiątej minucie lotu odległość od stacji cztery tysiące osiemset trzydzieści cztery metry.

— Tu drugi — mówi Redford. — Dziesiąta minuta, raporty przyjąłem.

Radość, a nawet zachwyt wywołany posiadaniem tak sprawnego statku przytłumiona jest pełnym niepokoju napięciem, gotowością udzielenia natychmiastowej pomocy. W zasadzie „Gagarinem” może kierować jeden człowiek, a nawet komputer, który w rasie jakichkolwiek odchyleń od programu błyskawicznie zanalizuje przyczyny i w mgnieniu oka, nieporównanie szybciej od najlepszego pilota, znajdzie najskuteczniejszy sposób usunięcia dowolnych zakłóceń. Ale teraz, kiedy statek robi swoje pierwsze kroki, członkowie załogi zachowują się jak troskliwe niańki trzęsące się nad niemowlęciem. Siedow uważnie czuwa nad plazmowym sercem napędu. Razdolin pomaga mu siedząc przy rezerwowym pulpicie sterowniczym w głównym laboratorium fizycznym. Przełaz, na czas startu szczelnie zamknięty, łączy laboratorium fizyczne z komora śluzową, skąd przez łącznik można dotrzeć do „Mayflowera”, maleńkiego stateczku, który miał wylądować na powierzchni Marsa.

Przy pulpicie kontroli biologicznej siedzi Anzor Leżawa. Sterylna, szpitalną biel zespołu biomedycznego przyjemnie ożywia zieleń maleńkich cieplarenek. Wśród nich stoją klatki z białymi myszkami i świnkami morskimi, które już zdołały oswoić się z nieważkością i teraz siedzą na siatkach sufitowych lub śmiesznie pływają w powietrzu. W kardanowych uchwytach tkwią kuliste akwaria z rybkami, a pęcherzyki wtłaczanego do naczyń powietrza nie dążą jak zazwyczaj ku górze, lecz wirują wokół ścianek.

Michael Lennon, kontrolujący pracę automatycznych urządzeń nawigacyjnych, znajduje się w obserwatorium. Ta kabina różni się od pozostałych pomieszczeń „Gagarina” znacznie większymi iluminatorami i sposobem zainstalowania aparatury, która zdaje się przenikać na wylot przez ściany. Lennon siedzi — jak by najprecyzyjniej określić? — na bocznej ścianie, jeżeli przyjąć, że fotel Leżawy jest przymocowany do podłogi. „Gagarin”, zmontowany na orbicie stacjonarnej i przeznaczony wyłącznie do rejsów między planetami, nie zna pojęcia ciążenia, a więc także pojęcia „dołu” czy „góry”. Nic więc dziwnego, że konstruktorzy umieścili niektóre stanowiska robocze, wyjścia i wejścia jak na nasz ziemski gust dość dziwacznie. Na statku sześć kabin załogi ulokowano wokół szerokiej rury, pełniącej obowiązki korytarza. Jeśli wszyscy kosmonauci przymocują się pasami do swych posłań, to okaże się, że każdy z nich śpi w stosunku do któregoś z kolegów „do góry nogami”… Sens budownictwa prostokątnego zatraca się w warunkach nieważkości. Dlatego wielka mesa ma kształt kuli. Jedyna magnetyczna nóżka fotela, tocząc się po sferycznej powierzchni, może zająć w niej dowolne położenie, nic więc dziwnego, że Lennon może pracować „siedząc na ścianie”.

„Gagarin” legł na kurs prowadzący do tajemniczego emitera. Siedow wyprostował się w swym fotelu, przetarł pięściami oczy, musnął przycisk łączności wewnętrznej i powiedział wesoło:

— Przechodzimy na lot automatyczny. Dziękuję za dobrą robotę. Dyżur w sterowni obejmuje Steinberg. Pozostałych proszę na obiad…

Z różnych kabin i laboratoriów do kulistej mesy spływają kosmonauci. Po drodze wyjmują ze ściennych lodówek torebki i tuby z pokarmem, wsuwają je do podgrzewanych otworów w stole.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Żuraw w garści»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Żuraw w garści» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Żuraw w garści»

Обсуждение, отзывы о книге «Żuraw w garści» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x