Kirył Bułyczow - Żuraw w garści

Здесь есть возможность читать онлайн «Kirył Bułyczow - Żuraw w garści» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1977, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Żuraw w garści: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Żuraw w garści»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Żuraw w garści — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Żuraw w garści», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Jeśli masz rację — mówi gorąco Leżawa do Lennona — to wytłumacz mi, dlaczego i po co grzebiemy się z tą anteną?

— Po to, żebyśmy mogli porozumiewać się z Ziemią, gdyż „Proteusz” zagłuszy nasze transmisje radiowe — mówi Razdolin, odkrawając sobie solidny kawał konserwowanej szynki.

— Ale jeżeli polecimy na Marsa, emiter nie powinien nam przeszkadzać! — zauważa Redford. — Michael, wytłumacz mu, jesteś przecież astronomem.

— Wystarczy, aby „Proteusz” przesunął się o piętnaście stopni na swej obecnej orbicie i już będzie mógł nas zagłuszać wzdłuż całego toru — cedzi beznamiętnie Lennon. — O czym ty zresztą mówisz! Gdy tylko zechcą, to dysponując emiterami o takiej mocy nie dadzą nam nawet pisnąć! Ani w pobliżu Ziemi, ani w okolicach Marsa.

— Mówcie sobie, co chcecie, a ja jestem pewien, że wylecimy jej naprzeciw — potrząsa głową Razdolin.

— Nie jestem wprawdzie znawcą języka rosyjskiego — zauważa mimochodem Steinberg — ale dziwi mnie fakt, że o jednym i tym samym raz mówicie „on”, a raz znów „ona”.

— Wiele bym dał za to, żeby się dowiedzieć, czy to jest „on”, pilotowany statek kosmiczny, czy też „ona”, automatyczna stacja badawcza! — wykrzykuje Leżawa.

— A jeżeli to jest „ono”? — śmieje się Razdolin. — Coś trzeciego, coś zupełnie nam nie znanego?

Redford wstaje od stołu, podchodzi do telewizora i włącza tylko obraz. Czerwoni i biali piłkarze bezszelestnie biegają po zielonym boisku.

— Chcę sprawdzić zegarek — mówi nie odwracając głowy od ekranu.

Obraz telewizyjny nagle drgnął, zamigotał i rozpadł się na strzępy. Wszyscy spojrzeli na wielki zegar ścienny.

— Zgadza się co do sekundy — spokojnie mówi Redford i wraca do stołu.

— Zdumiewająca rzecz! Zachowujemy się tak, jakby nic nie zaszło. Przywykliśmy już do tego, że telewizor nie może dobrze działać — mówi Leżawa. — Czasami wydaje mi się, że ci „Marsjanie” byli zawsze.

— Zdolność adaptacji do zmieniających się warunków bytowania nie jest słabością, lecz silą rodzaju ludzkiego — mówi Steinberg. — A poza tym ludzie wierzą, że przybyszami zajmują się różni uczeni, którzy nie pozwolą skrzywdzić szarego człowieka. Już dziś wiele wiemy, a jutro będziemy wiedzieć jeszcze więcej…

— A pojutrze jeszcze więcej — samymi wargami uśmiecha się Lennon. — Jak ja nienawidzę biurokratów! Kongres nie może dogadać się z NASA, NASA nie chce podejmować decyzji bez Senackiej Komisji do Spraw Kosmosu, komisja uzgadnia swoje wnioski z Komitetem Astronautycznym Izby Reprezentantów…

— A w rezultacie my tutaj rozkoszujemy się życiem, natomiast „Proteusz” spokojnie sobie lata, co zresztą mało już kogo obchodzi — konkluduje ze smutkiem Redford. — Zainteresowanie „Proteuszem” skończyło się po tygodniu. Gdyby nie zakłócenia w łączności radiowej, dziś nikt by nawet o nim nic nie wspomniał. Dziewięćdziesiąt procent ludzi nawet nie potrafi sobie wyobrazić wagi tego wydarzenia. „Proteusz” w zasadzie nie przeszkadza im w robieniu interesów, dlaczego więc miałby ich obchodzić? Twojemu biznesowi przeszkadza, no to się denerwujesz.

Biznes Johna również jest zagrożony, wobec czego John także trochę się niepokoi…

— Słuchaj, Allan, co tu ma do rzeczy czyjś biznes? — krzywi się niechętnie Razdolin. — „Proteusz” nie jest problemem ekonomicznym ani technicznym, tylko moralnym. Wierzymy, że wszechświat jest skończony i poznawalny, że za prawdę nadal warto oddać życie, a tym bardziej cząstkę swego dobrobytu. Wolimy mieć jeden samochód mniej, jeśli w zamian znajdziemy się o centymetr bliżej prawdy!

— Jedyna rzecz, jakiej nam jeszcze do szczęścia brakowało — uśmiecha się krzywo Steinberg — to dyskusja na tematy polityczne.

— Och, nie mogę! — wykrzykuje Leżawa. — Nie mogę już dłużej! Jakże mi obrzydły takie rozmówki! O czym my tu gadamy? Jak długo to będzie trwało? Zamiast działać, ciągle tylko przelewamy z pustego w próżne…

— Czego jeszcze chcesz? — przerywa mu Lennon. Powiedzieliśmy Zujewowi, że chcemy lecieć do emitera, rozmawialiśmy z Catewayem… Decyzja należy do nich.

— A to niby dlaczego! Dlaczego to oni maja decydować? — wybucha ponownie Leżawa. — Porozmawialiśmy! Czyżbyś nie znał Catewaya? A twój ukochany Zujew znów zamknął nas na dnie morza, żebyśmy mu się nie plątali pod nogami. Siedzimy, jemy, gramy w szachy, oglądamy telewizję! Wypisz — wymaluj dom weteranów sceny. Mnie nie jest potrzebna imitacja nieważkości, rozumiesz? Ja żyłem w nieważkości przez bite dwa miesiące! I te idiotyczną antenę mogę w warunkach prawdziwej nieważkości sam zamontować w ciągu dziesięciu minut!

— Pogratulować — uśmiecha się Redford.

— Najbardziej oburza mnie to, że zachowujemy się tak, jakby absolutnie nic się nie zmieniło. A skutki tego wydarzenia mogą być straszliwsze od wszystkich naszych wojen razem wziętych.

— Nie dopuszczasz możliwości, że to wydarzenie równie dobrze może przynieść nam niewyobrażalne korzyści? — przerywa mu Lennon.

— Dopuszczam taką możliwość, ale bez względu na rodzaj następstw zanosi się na przewrót w losach cywilizacji ziemskiej. Czy nie możecie tego zrozumieć?

— Słuchaj, Anzor, czym ci się naraziliśmy, że tak na nas krzyczysz? — pyta z udawanym spokojem Steinberg.

— Naraziłeś się tym, że ćpasz jajecznicę ze skwarkami, zamiast lecieć w kierunku emitera!

— To ty ją ćpasz — zauważa z niezmąconym spokojem Steinberg. — Ja ją smażę…

Redford podchodzi do regału, przekłada na nim jakieś papiery, znajduje pojedynczą kartkę i wraca z nią do stołu.

— Spróbujmy spokojnie zastanowić się nad całą sprawą — mówi. — Coś już tu naszkicowałem…

Wszyscy obracają się ku niemu.

— Co to jest? — pyta Lennon.

— Zarys programu lotu w kierunku emitera. Naturalnie bardzo pobieżny…

— Jak zastanawiać się, to wszyscy razem! Na dźwięk tego wesołego, dobrodusznego głosu kosmonauci odwracają się jak na komendę. W sztolni wejściowej podwodnego domu wystaje z wody ludzka głowa o twarzy zasłoniętej maską do nurkowania. W domku zapada taka cisza, że słychać skrzypienie gumy, gdy przybysz ściąga maskę.

— Sasza, to ty? — pyta szeptem Redford.

— Ja — odpowiada z uśmiechem Siedow. Redford zamyka oczy, nabiera pełne płuca powietrza i krzyczy ze wszystkich sił:

— Hura! Sasza wrócił! Hura!

Pięciu wesołych, półnagich mężczyzn tarmosi i ściska mokrego Siedowa.

— No, mów! Wszystko w porządku?

— Przywiozłeś jakieś wiadomości?

— Wiadomości niedługo będą — uśmiecha się Siedow.

Głośno dzwoni telefon.

— Tu „Atlantyda”… Sasza, do ciebie — mówi Razdolin, który podniósł słuchawkę.

— Słucham. Tak… Dziękuję. Wszystko w porządku. Tak, przywitali mnie nieźle. — Zerka na kolegów. — Rozumiem… A porządek dzienny? Ach tak! — wykrzykuje radośnie. — Dziękuję… — Naturalnie, naturalnie… Do widzenia.

Odkłada słuchawkę i z uśmiechem patrzy na stłoczonych wokół niego kosmonautów.

— No?! — nie wytrzymuje Razdolin.

— Są wiadomości — mówi Siedow. — O godzinie dwunastej w czwartek odbędzie się narada radzieckoamerykańska. Będzie na niej omawiana sprawa zmiany programu naszego lotu. Skończyły się wasze wczasy!

11 września. Czwartek. Krym

Trzy jednakowe samochody pędzą górską drogą w stronę pięknego, białego pałacyku, którego malownicze wieżyczki i arkady kryją się wśród drzew bujnego parku.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Żuraw w garści»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Żuraw w garści» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Żuraw w garści»

Обсуждение, отзывы о книге «Żuraw w garści» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x