Kirył Bułyczow - Żuraw w garści
Здесь есть возможность читать онлайн «Kirył Bułyczow - Żuraw w garści» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1977, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Żuraw w garści
- Автор:
- Издательство:Iskry
- Жанр:
- Год:1977
- Город:Warszawa
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Żuraw w garści: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Żuraw w garści»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Żuraw w garści — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Żuraw w garści», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Nieprzyjemny osad — domyśla się Razdolin i natychmiast podpowiada po angielsku:
— We would not like you to have unpleasant memories…
— Tak, tak — przytaknął Redford.
— W porządku — odpowiada Zujew bez uśmiechu.
— Jeśli cokolwiek się wyjaśni, proszę nas zawiadomić — mówi Lennon.
— Obiecałem to już rano Catewayowi. Chciałbym to zrobić jak najwcześniej…
12 czerwca. czwartek. Wieś Kalikino
Skrajem rzadkiego lasu, miedzy polami i łąkami wije się droga gruntowa, którą jedynie na mapach samochodowych nazywa się „szosą”. W zakurzonym gaziku obok kierowcy, młodego rozczochranego chłopaka w kraciastej koszuli, siedzi Siedow, oparty o metalową poręcz. Oczy ma zamknięte, ale nie wiadomo, czy zmrużył je oślepiony słońcem czy też drzemie znużony drogą…
Wczesny ranek na wsi. Z nizin wypełza mgła, ale słońce przebija się przez nią, wygląda spoza gęstego świerkowego lasu. Siedow wybiega z chaty rozebrany do pasa, w zawiniętych do kolan spodniach od dresu. Oblał się z wiadra zimną, studzienną wodą, wstrząsnął się, niedbale wytarł starym ręcznikiem i ostrożnie stąpając białymi, delikatnymi, „miejskimi” bosymi nogami po mokrej od rosy trawie podszedł do obórki, wziął starą kosę, wyszedł na łączkę za domem i zaczął kosić.
…Przy ognisku stoi rozsiodłany koń. Odblaski płomienia kładą się na jego boki, na Siedowa, na chłopców, którzy wypędzili konie na nocne pastwisko i teraz spokojnie siedzą wokół ognia, czekając, aż dopieką się kartofle, i z ciekawością zerkają na milczącego kosmonautę. Twarzy niemal nie widać, gdyż ogień raczej zaciera ich rysy, zamieniając je w tragiczne maski. Siedow rozgrzebał patykiem gorące węgle i wybiera z popiołu parujące bulwy. Nie czekając, aż ostygną, kruszy je w palcach i dmuchając na poparzone dłonie wrzuca do ust kawałki kartofla.
…Siedow rzucił się do ciepłej, atramentowoczarnej wody i nurkując dotarł niemal do dna, znieruchomiał w gęstej, absolutnej ciemności…
— Towarzyszu generale, przyjechaliśmy — kierowca ostrożnie dotknął ramienia Siedowa.
Na skraju wsi stał niewysoki łuk, który miejscowy artysta najwyraźniej skopiował z paryskiego Łuku Triumfalnego. Na cała szerokość bramy rozciągał się czerwony transparent z napisem: „Serdecznie witamy naszego drogiego ziomka, bohatera Kosmosu, towarzysza Aleksandra Matwiejewicza Siedowa!”
Pod bramą triumfalną zebrali się już wszyscy rejonowi i kołchozowi notable, przestępowali z nogi na nogę członkowie amatorskiej orkiestry pod dyrekcją Lubow Timofiejewny, kierowniczki miejscowego klubu. Dyrygentka uniosła rękę do góry, opuściła ją energicznie i orkiestra huknęła jakąś uroczystą melodię.
Siedow ciężko westchnął i wysiadł z samochodu. Podeszły do niego wystrojone dziewczęta z chlebem i solą. Pionierzy wręczyli mu bukiet kwiatów. Towarzysze z komitetu rejonowego rozpoczęli przemowy. Siedow tymczasem szukał oczyma matki. Miała na sobie nową bluzkę, którą kupił jej w Sao Paulo, i śnieżnobiałą chustkę…
I oto już siedzą przy długim stole, uginającym się od jadła i napojów, a towarzysz z zaczerwienioną twarzą wygłasza długi toast. Siedow prawie go nie słyszy, gdyż wokół krzątają się i rozmawiają nieznajomi ludzie, dzielący go od siedzących na przeciwległym krańcu przyjaciół, krewnych i sędziwej nauczycielki Nadieżdy Iwanowny…
Aleksander Matwiejewicz je obiad wraz z matką i dwoma bratankami. W kącie pokoju świeci niebiesko ekran telewizora. Idzie akurat program dla dzieci i bratankowie nie wiedzą, gdzie patrzeć, na ekran czy na stryjka.
— Szura, zapomniałam ci powiedzieć — mówi matka, dokładając kiszonej kapusty na talerz syna. — Rano, kiedy jeszcze spałeś, przyszli do ciebie pionierzy. Powiedziałam im, żeby wpadli po obiedzie. Wszystkie twoje fotografie już dawno ode mnie wyciągnęli i teraz chcą cię zobaczyć żywego!
— Do pionierów mogę się wybrać — powiedział Siedow. — Oni przynajmniej nie zmuszają do picia…
Nieoczekiwanie obraz na ekranie telewizora drgnął, rozpadł się na wąskie pasma i zniknął, a z głośnika rozległ się ogłuszający, przenikliwy ryk. Siedow podszedł szybko do aparatu i przekręcił potencjometr. Po kilku sekundach równie nieoczekiwanie obraz powrócił.
— Nie mogę jakoś uregulować — westchnęła matka. — Codziennie ryczy jak wściekły. Czasami tak wrzaśnie, że wszystko człowiekowi leci z rąk. Nasza Luba, która kieruje klubem, dzwoniła do rejonu i skarżyła się na to. Odpowiedzieli jej, że wiedzą i niedługo naprawia… U was pewnie w Moskwie czegoś takiego w telewizorach nie ma…
— Mamo, muszę już jechać — powiedział cicho Siedow.
1 sierpnia. piątek. Tbilisi
Dom Anzora Wachtangowicza Leżawy stoi u podnóża Mtacmindy. Obszerne mieszkanie z wielką oszkloną werandą wychodzi na zbocze góry, gdzie w gęstej, kędzierzawej zieleni kryje się wielka, hałaśliwa i droga restauracja, do której Anzor za żadne skarby świata nie chciał zaprowadzić swoich gości, przekonując ich, że prawdziwe gruzińskie przyjęcie można urządzić jedynie w domu.
Kilku przyjaciół Anzora stoi wokół wielkiego, pięknie nakrytego stołu, podczas gdy; jego żona i siostra Lija krzątają się w kuchni, przyrządzają barani udziec, szaszłyki i kurczęta tabaka, kończąc przygotowania, na które nawet najlepszym gospodyniom zawsze zabraknie przynajmniej kwadransa.
Trzy malutkie dziewczynki, córki Anzora, wystrojone z okazji przyjęcia siedzą cichutko w kąciku, zmęczone po trzech dniach nieustannych ćwiczeń w grzecznym dyganiu i na śmierć przerażone wykładami mamy i ciotki, które uczyły je prawideł dobrego tonu.
Nareszcie rozlega się dzwonek u drzwi. Cała piątka kosmonautów wpada do mieszkania i po nieuniknionym zamieszaniu siada wreszcie za stołem.
Anzor mówi cicho po angielsku, że jeśli którykolwiek z toastów wznoszonych przez tamadę będzie można pominąć, da znak, kładąc palec na krawędzi kielicha.
Rozpoczyna się gruzińska uczta. Tamada mówi długo i kwieciście. Po każdym jego toaście goście patrzą z nadzieją na Leżawę, ale Anzor ani razu nie daje im umówionego znaku. Lekko się czerwieni i rozkłada ręce. Steinberg po każdym wypitym kielichu stawia długopisem „ptaszka” na białej, papierowej serwetce, na której widać już całe stado tych „ptaków”.
Przy stole jest bardzo wesoło i Tamada z największym trudem zmusza gości do słuchania swych oracji.
— Podczas gdy my tu bawimy się i radujemy — mówi — nasz przyjaciel i towarzysz Aleksander Matwiejewicz Siedow jęczy na torturach, zadawanych mu przez lekarzy. Jest nam niewymownie przykro, że nie ma tu tego wspaniałego człowieka. Proponuję wypić toast za jego zdrowie, za to, aby wyszedł zwycięsko ze wszystkich prób na Ziemi, żeby podołał wszystkim przeciążeniom w kosmosie!
Redford wstaje z kielichem w ręku, za nim powstają pozostali.
— Zauważyłem już — mówi Redford — że w Gruzji jest zwyczaj uzupełniania toastów. Chcę więc powiedzieć parę słów na temat Saszy. Cieszę się niezmiernie, że go spotkałem, i bardzo chciałbym razem z nim pracować…
Noc w mieszkaniu Leżawy. W sypialni, na kanapie w saloniku, w gabinecie ojca i na szerokim tapczanie na tarasie śpią goście, których Anzor nie puścił do hotelu.
Lija wraz z żoną Anzora cicho, starając się nie brzęczeć naczyniami, sprzątają ze stołu. Podchmielony Anzor usiłuje im pomagać. Kobiety próbują go namówić, aby poszedł spać, ale on czeka na ojca, którego jeszcze nie widział i z którym koniecznie „musi wypić odrobinkę wina”. Ojciec Anzora jest majstrem zmianowym w walcowni blach w hucie żelaza. Wreszcie na dole pod tarasem cicho szczękają drzwi samochodu i do pokoju wchodzi Wachtang Gieorgiewicz. Całuje syna, myje się, a potem cicho, zerkając na drzwi, za którymi śpią goście, siada przy stole i nalewa wina.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Żuraw w garści»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Żuraw w garści» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Żuraw w garści» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.