Kirył Bułyczow - Żuraw w garści

Здесь есть возможность читать онлайн «Kirył Bułyczow - Żuraw w garści» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1977, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Żuraw w garści: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Żuraw w garści»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Żuraw w garści — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Żuraw w garści», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Cały statek opleciony jest przewodami energetycznymi, kablami łączności, wężami zasilającymi, otoczony pulpitami sterowniczymi i całym mrowiem przyrządów. Stanowi on jądro pozornego laboratoryjnego chaosu, który może wydać się chaosem jedynie laikowi, gdyż dla fachowca pełen jest surowej logiki, wzorem celowości.

Opodal statku za przenośnym pulpitem siedzi na okrągłym obrotowym taborecie Leżawa z teką dokumentów w rękach. Przekłada je, tasuje, wyciąga spinacze i spina dokumenty w innych kombinacjach. Obok grzebią się w papierach Siedow i Razdolin. W rozkładzie zajęć cała ta kancelaria nosiła nazwę „Pracy nad dokumentacja”. Teraz jednak, kiedy zjawili się Amerykanie i nieoczekiwanie rozpoczęli tę rozmowę o przerwach w łączności radiowej, wszyscy naturalnie odłożyli swoje papierki. Pretensje Amerykanów były tak zaskakujące, że Razdolin początkowo nie wiedział, jak na nie zareagować.

— Jestem geologiem i zupełnie się na tym nie znam — powiedział zmieszany.

— Ja również nie jestem specjalistą w dziedzinie łączności, ale nie trzeba być fachowcem, żeby zorientować się, że ktoś robi z ciebie durnia — rzucił ostrym tonem Steinberg.

— Chyba niepotrzebnie poruszyliśmy tę sprawę — powiedział ugodowo Lennon.

— Jak w ogóle mogłeś coś podobnego pomyśleć! — Leżawa napada na Steinberga z całym swym gruzińskim temperamentem. — Uważasz, że robimy z ciebie durnia?!

— Cicho, panowie! Cicho — przywołuje ich do porządku Siedow. — Allan, jestem ci wdzięczny za to, że zwróciłeś się do nas ze swymi wątpliwościami. Chciałbym, żeby również w przyszłości wszystkie niedopowiedzenia między nami były rozstrzygane w ten właśnie sposób. Rzeczywiście nie wiem, co się dzieje z łącznością. Daję ci na to słowo honoru. Uważam, że trzeba zapytać o to Zujewa.

Popatrzył pytająco na przyjaciół. Anzor energicznie kiwnął głową.

— Idziemy — powiedział Razdolin. Amerykanie nie spodziewali się takiego posunięcia.

— Ale czy Zujew znajdzie teraz dla nas chwilę czasu? — powiedział powątpiewająco Lennon.

— Uważam, że nas przyjmie — odparł Siedow.

Szli długimi korytarzami Ośrodka Marsjańskiego, mijali niezliczone drzwi, za którymi pracowały setki ludzi. Ludzie ci pracowali dla nich, dla tej szóstki: kreślili, liczyli, myśleli i niepokoili się o nich, chociaż większość załogi ośrodka nigdy nie widziała żadnego z kosmonautów. Robota nagliła i nie było czasu na zaspokajanie własnej ciekawości.

Redford zatrzymał się na chwilę przy automacie z wodą sodową, wyjął z kieszeni monetę i zaczął szukać otworu, do którego mógłby ją wrzucić. Siedow nacisnął guzik i woda popłynęła do aluminiowego kubka. Redford wziął kubek, który okazał się przykuty do automatu cieniutkim stalowym łańcuszkiem. „Tak, czasami istotnie trudno jest zrozumieć Rosjan” — pomyślał, odstawiając lekko pogięty kubek na myjkę urządzenia.

Wreszcie podeszli do sekretariatu Zujewa. Przed chwilą zakończyła się kolejna narada techniczna i jak zawsze po tego rodzaju zebraniach na korytarzu pod drzwiami sekretariatu i w samym sekretariacie kłębili się ludzie. Jedni z nich oburzali się, inni zdumiewali, inni wreszcie wyraźnie się cieszyli z wyników narady. Kosmonauci przedarli się do drzwi gabinetu przez zadymiony sekretariat, w którym zewsząd słychać było podniecone głosy.

— Byłem przekonany, że Ilja Iljicz nas poprze, bo tylko ślepy nie zauważy, że urządzenie przestaje pracować, jeśli przechył przekracza 8 stopni…

— Czemu się oburzacie? — To już inny głos. — Zujew ma rację. My tu zostaniemy na zielonej trawce, a oni muszą dwa lata lecieć…

— Czy Walery Pietrowicz zdąży czy nie zdąży, to nie jest temat do dyskusji. Zmuszą go do tego, żeby zdążył…

— Może ja się nie znam na technologii, bo przecież to nie moja specjalność, ale dlaczego nie można było wszystkiego zawczasu przewidzieć? Dlaczego Amerykanie niczego nie przerabiają?!

— Przerabiają — rzuca w przelocie Redford. — Bardzo często przerabiają!

— Nie sądzę! — wykrzykuje oburzony dyskutant, nie odwracając nawet głowy.

— Pan nie sądzi, a ja jestem Amerykaninem i wiem — odpowiada dowódca „Mayflowera”.

Sześciu kosmonautów wchodzi do gabinetu, na którego drzwiach widnieje malutka tabliczka: „Członek Akademii Nauk I. I. Zujew”.

Duże biurko z pulpitem selektora. Mała tablica z różnokolorowymi kredami i gąbką. Drewniane uchwyty do zawieszania rysunków technicznych i tablic. Wielki stół konferencyjny ze stojącymi na nim niklowymi ciężarkami, którymi przyciska się arkusze kalek i bristolu. Globusy Ziemi, Księżyca i Marsa. Makieta statku międzyplanetarnego „Gagarin” i przestrzenna podobizna amerykańskiego ładownika „Mayflower”. Na ścianach dwa portrety: Ciołkowskiego i Korolewa.

Zujew siedzi za biurkiem, a w fotelu obok niego Siedow. Lennon przysiadł na bocznym oparciu sąsiedniego fotela. Razdolin kręci globus marsjański, Redford z rękami skrzyżowanymi na piersi stoi pod oknem, a Leżawa bezszelestnie przechadza się po dywanie, strzelając palcami rąk. Tylko Steinberg w pozie grzecznego ucznia siedzi przy wielkim stole konferencyjnym.

Wszyscy milczą. Zujew zdejmuje okulary, przeciera oczy, zakłada je z powrotem, wstaje i mówi zwracając się do Siedowa:

— A w ogóle to oni mają rację. Rzeczywiście kręcimy…

Kosmonauci nie oczekiwali takiej odpowiedzi i teraz siedzą w milczeniu, nie spuszczając oczu z Zujewa.

Szef programu kosmicznego ponownie siada za biurkiem i zwracając się już do wszystkich, mówi:

— Tak, kręcimy. Kręcimy, bo wstydzimy się powiedzieć prawdę. Liczyłem się z wieloma rzeczami, wielu niespodzianek oczekiwałem, bo istotnie mieliśmy do rozwiązania masę różnych trudności, ale żeby potknąć się na łączności!.. To przecież podstawowa rzecz! Zamęczyliśmy astronomów, Instytut Atmosfery, powołaliśmy trzy komisje radiowców, konsultowaliśmy się z Ministerstwem Obrony i nikt niczego nie potrafi rozsądnie wytłumaczyć…

— Ale to przecież niemożliwe — wzrusza ramionami Lennon.

— Właśnie! — wykrzykuje Zujew.

— Nie wierzę w duchy, mister Zujew — mówi ironicznie Steinberg, — Nie chciałbym również uczestniczyć w wyprawie, której łączność nie zależy od naszego Ośrodka Dyspozycyjnego w Houston.

Zujew patrzy mu prosto w oczy i mówi wolno:

— Doskonale pana rozumiem i nie nalegam. Przygotowałem się do spotkania z ludźmi, którzy postarają się zrozumieć moje kłopoty. Nie chciałem rozmawiać z wami na ten temat, zanim sam nie wyrobię sobie poglądu na to, co się dzieje. Jest to kwestia prestiżu naukowego. Ale skoro doszło do tej rozmowy…

— Słuchaj, Allan — zwraca się Siedow do Redforda. — Czy nie sądzisz, że to dyskusja nie na temat?

— Chyba masz rację — odpowiada Redford.

— Czy przynajmniej wiadomo, gdzie znajduje się źródło zakłóceń? — pyta Siedow.

— Przestań skrzypieć — szepcze ze złością Leżawa do Razdolina, który zatrzymuje wirujący marsjański globus.

— Źródło jest atmosferyczne, a właściwie nawet pozaatmosferyczne, bardzo silne, aperiodyczne, z niezmiernie szerokim i nieostrym widmem częstotliwości…

— Może to jakiś pulsar? — pyta Razdolin bez przekonania.

Lennon śmieje się niewesoło. Na czym jak na czym, ale na pulsarach się zna.

Redford gwałtownie odwraca się do niego i wykrzykuje po angielsku:

— Przestań, Michael!

Potem podchodzi do biurka Zujewa.

— Nie chcielibyśmy, żeby wam… został, jak to będzie?… — denerwuje się i nie może znaleźć właściwych słów. — Został… mud… Jak to będzie po waszemu? — patrzy błagalnie na Razdolina.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Żuraw w garści»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Żuraw w garści» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Żuraw w garści»

Обсуждение, отзывы о книге «Żuraw w garści» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x