Kirył Bułyczow - Żuraw w garści

Здесь есть возможность читать онлайн «Kirył Bułyczow - Żuraw w garści» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1977, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Żuraw w garści: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Żuraw w garści»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Żuraw w garści — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Żuraw w garści», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Długo by trzeba tłumaczyć… Mam takie wrażenie, jakby przesunęła się skala wartości. To, co wydawało się ważne, zrobiło się teraz zupełnie małe.

Odwrócił się do mnie. Ku mojemu zdumieniu uśmiechał się.

— Przesunęła się, powiadasz? To znaczy, że wstrząsnęło tobą? Nie szkodzi, takie rzeczy człowiekowi wychodzą na zdrowie. Żeby tylko dotrzeć do domu. A potem wiesz, co zrobię? Wrócę tutaj.

— Trzeba się spokojnie nad tym zastanowić — odparłem. — Czasami wróbel w garści bywa lepszy…

— A po co nam wróbel? Dobra, pomyślimy. Przecież widzisz, że idę do domu. Masza tam od zmysłów odchodzi. To już drugi dzień… Wrócę. Bo tutejsi są zupełnie jak dzieci. Wiesz, dlaczego wczoraj tak wyszło? Postanowili zaatakować górę, a na tamtych z drugiego lasu nie zaczekali. Do czego to podobne?

Po tych słowach ruszył szybszym krokiem, jakby chciał jak najprędzej wrócić i na serio zająć się tutejszymi sprawami.

— A Masza? — zapytałem,

— Maszę zostawię tobie — odparł gajowy. — Nie rzucisz?

Kiedy mijaliśmy rozległą polanę, ujrzeliśmy z lewej słup dymu.

— Wieś palą — powiedział leśnik. — Żeby tylko nie naszą. Ślepy musi wyprowadzić ciotkę Agaszę.

Wyobraziłem sobie, jak zapalają się wyschnięte lepianki. Każdy stożkowy słomiany dach staje się okrągłym ogniskiem. A jeśli zajmie się palisada, ucierpi również sad.

— Byłeś tam w ogrodzie? — zapytałem.

— Gdzie?

— W maleńkim ogródku za jednym z domów.

— Ocknij się — powiedział gajowy. — Tam na całą wieś jest jedno drzewo, żeby mieli na czym mnie powiesić, a i to uschnięte.

Przed nami, w odległości jakichś stu metrów, przez drogę przebiegł niekul. Zdążyłem dobrze przypatrzyć się jego muskularnemu ciału na długich, smukłych nogach.

— Widziałeś?

— Nie chcę strzelać bez potrzeby — odparł gajowy. — Usłyszą.

— Uważasz, że mogą tu na nas czekać?

— Chyba nie, ale czy to można wiedzieć? Najgorzej, jak człowiek uważa wrogów za durni. Oni przecież wiedzą, z której strony przychodziłem do wsi.

Ta myśl wydała mi się pozbawiona sensu, należąca do innej warstwy snu, do nocnej części koszmaru. Tam nie mogło być strażników, gdyż oni znikają, kiedy kur trzy razy zapieje. Czy warto o nich myśleć, skoro obaj mamy tyle do zrobienia?

15

Wpadliśmy w zasadzkę tuż przed drzwiami do naszego świata.

Strażnicy nie ośmielili się do nas zbliżyć, tylko krzyknęli z daleka, bo nie byli pewni, kim jesteśmy. Zaczęliśmy biec. Od rozdwojonej sosny dzieliło nas jakieś trzysta metrów, ale Siergiej Iwanowicz nie kierował się wprost do niej, lecz biegł przez zarośla nieco w bok. Zdążył nawet krzyknąć:

— Nie ściągnij ich do nas, zacieraj ślady!

Żołnierze strzelali z łuków. Jedna ze strzał wbiła się w plecy gajowego. Biegł nadal, klucząc między pniami, a opierzenie strzały niczym jakaś dziwaczna ozdoba kołysało się z tyłu. Kiedy upadł, strażnicy stracili nas z oczu, bo do lasu obawiali się wejść.

— Co z tobą?

Leżał z policzkiem przyciśniętym do żółtej, wypalonej trawy.

Chwyciłem drzewce strzały, chciałem ją wyciągnąć, ale przypomniałem sobie, że tutejsze groty są zębate niczym ostrza harpunów.

— Głęboko siedzi — wychrypiał gajowy. — Głęboko, pod samym sercem. — W kąciku ust ukazała się kropelka krwi. — Nie ciągnij… Ułam…

Ktoś wyszedł na polankę. Odwróciłem się i zacząłem macać ręka po ziemi szukając topora, ale nie zdążyłem. Mocne uderzenie trafiło mnie w hełm i ramię. Nie straciłem przytomności, lecz upadłem skręcając się z bólu. Czułem się tak, jakbym nigdy już nie miał odetchnąć… Wydało mi się, że jednak wstaje, aby obronić leśnika, gdyż nie możemy zginąć tutaj, o dwa kroki od domu.

W oczach nieco mi się przejaśniło i wtedy zobaczyłem, że nad gajowym, odrzuciwszy ciężką gałąź, pochyła się Masza. Gładziła go po policzku, szeptała coś w swoim języku, płakała. Jeszcze nie zdając sobie sprawy z tego, że to właśnie ona mnie uderzyła, biorąc mnie za strażnika, pomyślałem, że Siergiej umarł — tyle bólu było w całej jej postaci. Zanim wstałem i podszedłem do niej, zacząłem ściągać mrówczy hełm, omal nie urywając sobie ucha. To wszystko jednak nie było ważne. Nieważne było, że nie słuchają się ręce i że kręci się w głowie. Masza spojrzała na mnie przelotnie i odwróciła się.

— Lusz — powiedziałem — trzeba uciekać…

Nie chciałem myśleć, że leśnik umarł, wiedziałem tylko, iż trzeba jak najszybciej przenieść go z powrotem do domu i że jeśli to zrobimy, wszystko będzie dobrze…

— Uciekać… — powtórzyła Masza.

Ułamałem strzałę tuż przy samej bluzie, gorącej i mokrej od krwi. Ciągnęliśmy Siergieja twarzą do dołu, bo ani ja, ani Masza nie mieliśmy dość sił, aby go podnieść. Kiedy wreszcie całkowicie wyczerpani upadliśmy na ziemię przy samym szałasie, leśnik powiedział cicho, ale wyraźnie:

— Nie zostawiaj broni.

— Mój Boże — wykrzyknęła Masza. — Po co ci broń…

A ja zmusiłem się do tego, żeby wstać, dowlec się po zmiętej trawie do miejsca, gdzie upadł gajowy, znalazłem dubeltówkę, podniosłem nie wiadomo po co topór z dwoma ostrzami, a kiedy wróciłem, Masza już do połowy wciągnęła Siergieja do szałasu. Wtedy niezręcznie, starając się nie upaść, pomogłem jej przepchnąć go i samej wcisnąć się w czarna kurtynę, nieskończoną i krótką jak mgnienie oka, i przywrócić Siergieja jego światu, bagnom, sosnom.

Wiedziałem, że jeśli to nie jest sen, to tam, u siebie, już nie zdołam zrobić nawet kroku i Masza sama będzie musiała biec przez las do drogi, do szpitala, do lekarza, i że może nie zdążyć.

Kontakt

14 marca. piątek. Nowy Jork

Szeroką betonową autostradą mknie biały policyjny dodge z czerwonym migaczem na dachu. Za nim ciągnie kawalkada długich, czarnych cadillaków. Głos syreny urywa się na wysokiej, histerycznej nucie, gdy samochody po przebyciu błękitnego tunelu zatrzymują się u podnóża siedziby ONZ. Sześciu młodych, eleganckich mężczyzn, uśmiechając się zdawkowo w obiektywy fotografów, szybko wbiega po stopniach, wchodzi do wieżowca, gdzie w rozległym hallu, pod wysokim stropem unosi się nasz pierwszy sputnik — stary, jeszcze z lat pięćdziesiątych, dar rządu ZSRR dla Organizacji Narodów Zjednoczonych.

Ogromna sala posiedzeń jest wypełniona po brzegi. Dziennikarze z ciekawością wpatrują się w szóstkę mężczyzn, siedzących za osobnym stołem. Reporterzy filmowi i telewizyjni wycelowali w nich długie obiektywy swoich kamer.

Rozpoczyna się konferencja prasowa.

— Ladies and gentlemen — mówi przewodniczący. Wspaniała współpraca kosmiczna dwóch wielkich mocarstw — Związku Radzieckiego i Stanów Zjednoczonych — wkracza dziś w nowy etap. Bliski już jest dzień, kiedy pierwsza wyprawa radziecko — amerykańska na Marsa wystartuje ze stacji orbitalnej „Mir–4”. Czuję się niezmiernie szczęśliwy, że z upoważnienia Akademii Nauk Związku Radzieckiego i Agencji Aeronautyki i Przestrzeni Kosmicznej USA mogę przedstawić państwu załogę wyprawy marsjańskiej. Jej skład został ostatecznie zatwierdzony dopiero wczoraj. Na Marsa polecą sławni bohaterowie kosmosu i wybitni uczeni. Dowódcą wyprawy i statku kosmicznego „Gagarin” jest generał major Aleksander Siedow; dowódcą ładownika „Mayflower” i szefem grupy desantowej — generał brygady Allan Redford; obowiązki inżyniera pokładowego pełni doktor John Steinberg, laureat Nagrody Wienera, znany zapewne wszystkim jako konstruktor robota ZOOE, zdolnego do samoreprodukcji. Poza tym w wyprawie uczestniczy zastępca dyrektora Instytutu Problemów Medyczno — Biologicznych Kosmonautyki, doktor habilitowany nauk biologicznych Anzor Leżawa; astrofizyk, autor nowej teorii pulsarów, profesor Michael Lennon Junior i wreszcie geolog wyprawy, profesor Uniwersytetu Leningradzkiego, doktor habilitowany nauk geologiczno — mineralogicznych Jurij Razdolin. Załoga, po zakończeniu wszechstronnych treningów na terenie USA, jutro wylatuje do Związku Radzieckiego w celu kontynuowania przygotowań startowych, a następnie wypoczynku… Nie ulega najmniejszej wątpliwości — mówi dalej przewodniczący — że współpraca obu państw w dziedzinie organizacji pierwszej w historii wyprawy międzyplanetarnej stanowić będzie wspaniały przykład dobrej woli, triumf polityki pokoju dla dobra wszystkich narodów Ziemi… Szanowne panie i panowie! Szczegóły przyszłego lotu znacie już z posiadanych materiałów informacyjnych, proponuję więc przejść do pytań… Proszę! Widzę, że najszybszy był mister Jackson z United Press International…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Żuraw w garści»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Żuraw w garści» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Żuraw w garści»

Обсуждение, отзывы о книге «Żuraw w garści» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x