Nagle panującą ciszę przerwał niewyraźny szmer. Vyasa odwróciła się i ujrzała gramolącego się zza skały Sem3Seta — Uniwersalnego Robota Towarzyszącego.
Sem3Set poradził sobie wreszcie ze skalną przeszkodą, poruszył anteną, mrugnął drobnym czerwonym okiem kamery wmontowanym w otaczający jego „głowę” pierścień, przystanął i powiedział matowym głosem:
— Przekazuję ci sygnał wezwania.
Vyasa spojrzała machinalnie na pierścień informacyjny robota, zeskoczyła ze skały i szybkim krokiem podążyła w stronę umieszczonej u podnóża jednej z anten wieży kontrolnej kosmodromu.
Sem3Set poczłapał natychmiast za nią. Vyasa wyprzedziła go jednak o dobrych kilkaset metrów. Robot ze zdumieniem pokiwał antenami:
— Ona jest znacznie ruchliwsza niżby wskazywały na to dane charakterystyczne dla jej czterdziestu cykli. I do tego ten wapienny kurz wznoszący się, gdziekolwiek się nie ruszyć. Wygląda na to, że żywe organizmy przejawiają do niego swoiste zamiłowanie. A mnie on po prostu szkodzi…
Dotarłszy do wieży Vyasa wspięła się natychmiast na położony na najwyższym piętrze taras obserwacyjny. Stanowisko kontroli zostało podczas jej nieobecności uruchomione, a pulsujące na ekranie tachdaru krzywe wskazywały wyraźnie na zbliżanie się do planety jakiegoś statku przestrzennego. Zdziwiło ją to. Sixta była najdalej w przestrzeń kosmosu wysuniętą planetą układu, przeznaczoną jedynie na stację przesiadkową i laboratorium. Toteż statki komunikacji wewnątrzukładowej nie zawijały tu prawie nigdy, a w żadnym wypadku nie przybywały nie zapowiedziane. Nie mogło też być mowy o nagłym powrocie którejkolwiek z dalekosiężnych wypraw. Stróżujące na peryferiach układu satelity dawno przekazywałyby już meldunki stęsknionych za ojczystymi stronami kosmonautów. Bliższe zapoznanie się z danymi nadesłanymi przez automatycznych strażników wskazywało na jedno tylko logiczne rozwiązanie — zbliżający się do układu statek nie był wytworem żadnej z eridańskich stoczni — musiał więc należeć do Obcych.
Natychmiast uruchomione zostały ukryte w skale, na szczycie której wznosiła się wieża, analityczne kolumny cybernetyczne, a wewnętrzny układ sygnalizacyjny powiadomił o tym niecodziennym fakcie wszystkich znajdujących się na stacji.
Dziewczyna z coraz większym zainteresowaniem wpatrywała się w napływające informacje. Wynikało z nich niezbicie, że niezidentyfikowany statek przestrzenny przekroczył już orbitę Sixty i stale zmniejszając szybkość kierował się w stronę planet centralnych układu. Poruszany archaicznym, od dawna nie stosowanym już w eridańskiej flocie silnikiem fotonowym nie reagował na żadne sygnały i wskazówki, wciąż od nowa przesyłane na jego pokład przez pilnujące ruchu satelity. Zebrawszy wszystkie przekazy Vyasa już miała przystąpić do sporządzenia wstępnego raportu, gdy nagle część przestrzeni pomieszczenia zakrzywiła się i ukazał się w niej teleport Hyp Sara — myśliciela i administratora Sixty, który przekazać miał Radzie sprawozdanie o niezwykłym wydarzeniu w okolicach planety.
Stojący we wnęce robot towarzyszący Sem3Set niespokojnie poruszył się. Wizyta, nawet teleportyczna, myśliciela, jednego z długowiecznych, jednego z tych, których oczy oglądały tysiące gwiazd, wróżyła coś niezwykłego. Przełączył więc swój układ logiczny na program — „sytuacja awaryjna” i na wszelki wypadek wzmógł stopień inteligencji dziewczyny o sto punktów.
— Co o tym sądzisz? — Hyp Sar wskazał na widniejący na ekranie punkt.
— Tor jego lotu wskazuje na przybycie z sąsiedniego systemu, w którym już wcześniej stwierdziliśmy istnienie prymitywnej cywilizacji — odparła po chwili namysłu dziewczyna — ale istnieje przecież prawdopodobieństwo, że statek ten już kilkakrotnie zmieniał kierunek swego lotu, toteż nie zdziwiłabym się wcale gdyby przybywał na przykład z krawędzi galaktyki.
— Taak, oba te wnioski są bardzo słuszne — pokiwał głową Hyp Sar — problem tylko w tym, który z nich jest prawdziwy? Prymitywne kultury z sąsiedniego systemu dawno już mogły poczynić znaczne postępy. Właściwie powinniśmy byli tam już dawno polecieć powtórnie i przekonać się o tym.
— A czy nie istnieje możliwość, że owe błyski fotonów nie mają nic wspólnego z napędem? — spytała nagle Vyasa.
— Sądzisz, że mogą to być po prostu przesłane w naszym kierunku sygnały? Ale przecież w takim wypadku musieliby wiedzieć o naszym istnieniu.
— Może więc polecimy satelitom odnalezienie kodu — śmielej już zaproponowała dziewczyna.
— Dobrze — zgodził się Hyp. — Ja tymczasem zwołam naradę naukowców. Tak czy tak, trzeba zaistniałą sytuację rozpatrzyć pod kilkoma kątami. — Aha — dodał — i niech satelity w dalszym ciągu przesyłają na pokład tego obiektu wskazówki nawigacyjne. Jeśli szukają oni kontaktu, to może też będzie potrzebny im materiał do znalezienia kodu naszego języka. No, to na razie wszystko. Jutro znowu się zobaczymy. Chyba… chyba że się wcześniej odezwą. — Przyłożył rękę do czoła w charakterystycznym geście pożegnania i rozpłynął się bez śladu.
* * *
Seig Prem obudził się. Półprzytomnym wzrokiem rozejrzał się po dużym, zajmującym pół piętra wieży pokoju.
— Nareszcie w domu — pomyślał. — No, może jeszcze nie całkiem w domu, ale przynajmniej w rodzinnym Układzie. A poza tym, to tu przecież jest Vyasa. Już nie długo kończy swój dyżur na stacji i znowu będziemy mogli razem rozgościć się w swoim domu na OasisVitrze. Przeciągnął się leniwie, wstał, przespacerował do okna…
— Zaraz powinna wrócić z centrum — przypomniał sobie. Zamiast jednak wziąć się za jakie takie uprzątnięcie pomieszczenia, z przyjemnością przyglądał się roztaczającemu się za oknem widokowi. Tuż u stóp wieży mieszkalnej rozciągał się przedziwny park. Można w nim było dojrzeć rośliny przywiezione tu ze wszystkich planet układu. Wśród morza roślin tu i ówdzie rzucał się w oczy ukryty zmyślnie w zieleni domek któregoś z pracowników stacji. Park urządzony był jednak tak, że długo wpatrywać się musiał w przysłonięte konarami i pergolami ścieżki, nim udało mu się wypatrzeć na jednej z nich poruszającą się postać jakiegoś naukowca, czy może robota.
Sixta nie była zbyt częstym celem podróży turystów. Przeznaczona na placówkę naukową stanowiła jednocześnie miejsce wypoczynku dla tych, którzy na pewien okres pragnęli oderwać się od zgiełku codziennego życia na tętniących gwarem planetach wewnętrznych.
Rozważania te przerwało wejście Vyasy. Seig odwrócił się od okna i z radością objął dziewczynę.
— Witaj! — wykrzyknął. — Czy bardzo ciężko zniosłaś okres naszej rozłąki? — Mówiąc to przyglądał jej się z radością.
— Nie patrz tak — skarciła go Vyasa — Tam, po drugiej stronie planety jest taka dolina, którą nazywamy doliną fiołkowych kamieni. Przebywają tam kosmonauci po dalekich lotach, gdy powoli przywyknąć chcą do starego świata. Teraz jest tam pusto. Zarezerwowałam więc dla nas samotny dom. Ty będziesz mógł łatwiej zaaklimatyzować się z powrotem, a poza tym — uśmiechnęła się przelotnie — będziesz mógł napatrzeć się na mnie aż do znudzenia…
— Nie sądzę, żebym tak łatwo się znudził, wytrzymałem dziesięć cykli samotnej próżni… — roześmiał się Seig głośno.
Vyasa zadowolona, ale i trochę zażenowana odwróciła twarz w kierunku okna. Omiatając przelotnym spojrzeniem alejki parku dostrzegła zmierzającego pospiesznie w ich kierunku Hyp Sara.
— Muszę ci coś koniecznie opowiedzieć — powiedziała odwracając się gwałtownie. — Dziś zauważyliśmy lecący w pobliżu Sixty niezidentyfikowany statek kosmiczny. Musiało się wydarzyć coś niezwykłego, skoro sam Administrator idzie do nas.
Читать дальше