Wiaczesław Rybakow - Trudno stać się Bogiem
Здесь есть возможность читать онлайн «Wiaczesław Rybakow - Trudno stać się Bogiem» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 2001, Издательство: Rebis, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Trudno stać się Bogiem
- Автор:
- Издательство:Rebis
- Жанр:
- Год:2001
- Город:Poznań
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Trudno stać się Bogiem: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Trudno stać się Bogiem»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Trudno stać się Bogiem — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Trudno stać się Bogiem», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Malanow wycofał się, zatrzymał na ulicy nieopodal. Oparł się plecami o ścianę domu, żeby nie stracić równowagi — w pijanym łbie kołowało, szczególnie gdy go podniósł, a jeszcze bardziej, gdy odrzucił do góry, ale patrzył w niebo dziesięć minut, piętnaście, dwadzieścia — póki w końcu ciężarówka…
ROZDZIAŁ 3
7. …z ciężką głową. Nie można otworzyć oczu. W ogóle nie chce się żyć. Po co odżywać.
Druga strona tapczanu był pusta i zimna — czyli Irka wstała i to dawno. Jakiś czas Malanow wiercił się z boku na bok, usiłując znaleźć przytulną pozycję, żeby jeszcze podrzemać. Z doświadczenia wiedział, że jeśli obudzi się po jedenastej, to praktycznie w zwojach nie pozostaną żadne ślady wczorajszego zatrucia. A jeśli przed dziewiątą, to cały dzień zmarnowany. Co z tego — ani nie udało się zdrzemnąć, ani nawet nie chciało się leżeć. Wstawać się nie chce i leżeć się nie chce. Jak w całym naszym mętnym życiu: i żyć się nie chce, i umierać szkoda… Otworzył oczy.
Od razu zobaczył wiszącą na ścianie naprzeciwko wezgłowia taniutką i już nieźle spłowiałą, ale mimo to przepiękną, delikatną jak klawesynowa sonata Madonnę. Malanow kupił tę reprodukcję dla Irki na ósmego marca za chyba pięć rubli, może nawet za trzy, w dziale reprodukcji sklepu na Sadowej Linii. Dawno temu. Zupełnie zgrzybiałem, pomyślał Malanow.
To, co było dawno temu, pamiętam w najmniejszych szczegółach… Jak podczas zimowych ferii piątego roku, zupełnie zwariowani, jeździliśmy na nartach w Jagodnym i strasznie się popisywaliśmy, demonstrując swoje mizerne sportowe umiejętności — czarowaliśmy się wzajemnie, chociaż całe otoczenie wiedziało już, że oczarowaliśmy się do oporu, taka biła z nas łuna… Były mrozy, a ja męczyłem się ze swoją kamerą Kwarc, ponieważ taśma na mrozie stawała się krucha i łamliwa, trzeba było na śniegu zdejmować rękawiczki, włazić zgrabiałymi paluchami do lodowatych trzewi, wyrywać połamane kawałki i ponownie wpychać taśmę do kasety wciągającej, a Walka mówił: „Jesteś podobny do szpiega, który, gadzina, czuje, że zaraz go pojmą, więc gorączkowo naświetla swoje materiały fotograficzne”. I Fil, i Walka ze Swietką chichotali, i myśmy z Irką chichotali… A następnego dnia znowu biegaliśmy rzędem po bajecznie oszklonym w słonecznym chłodzie niemym lesie, głośno chrobotały narty na śniegu, i widząc walające się na śniegu skrawki taśmy, Walka patetycznie oświadczał: „Tutaj miała miejsce beznadziejna walka amerykańskiego szpiega z syberyjskim pionierem Wasią!” — i znowu chichotaliśmy… Ale nie tak, jak dziś. A późnym wieczorem — właściwie wczesną nocą, kiedy wszyscy już rozpełzli się po pokojach — w korytarzu, przy oknie, pocałowaliśmy się z Irką po raz pierwszy i pamiętam, jak pachniały jej perfumy, pamiętam, jak chowała oczy i podstawiała wargi… A Madonna była tu od siedemdziesiątego siódmego. Irka już była w ciąży, a ja czekałem na zatwierdzenie doktoratu. Rok wielkich zmian… Wydawało się, że wszystkie bariery zostały zmiecione, wszystkie bilety kupione i otwarta przed nami nasza droga, po której my, utalentowani, kochający, pracujący, będziemy pędzić jak na sankach z amerykańskich górek: wrzeszcząc z podniecenia i zachwytu. Naprawdę wrzeszczałem z podniecenia i zachwytu, kiedy przekazywałem bujnie rozkwitłej — nie tak jak teraz — Irce wszystkie gratulacje i pochwały, jakie spadły na mnie w trakcie obrony; a ona patrzyła urzeczona, oddana, zakochana.
„Nadmierne fotony — pośredni dowód nierejestrowalnej przez współczesne środki obserwacji wymiernej ciągliwości Wszechświata”. Jak to było u Strugackich w Stażystach?
„Nadchodzi cudowna chwila, otwierają się drzwi w ścianie i znowu jesteś Bogiem, Wszechświat masz na dłoni…”
Dwa lata później nasi wleźli do Afganistanu.
Żegnaj, szczęśliwy chłopcze.
Malanow zdecydowanie usiadł i opuścił nogi na podłogę. Pokój wyraźnie się zakołysał.
Malanow zaparł się i spojrzał podłogę.
— Ach, kurna — mruknął na głos. Posiedział chwilę i znowu legł.
Otworzyły się drzwi i ostrożnie wsunęła się głowa Irki.
Przez kilka sekund Malanowowie patrzyli na siebie. Potem Irka zapytała głosem świeżo poślubionej panny z telewizyjnej reklamy: — Może alkę seltzer?
Malanow jęknął i jak aktor Żarów, z cierpieniem w głosie, odpowiedział tekstem z Piotra I: — Katia, soku z ogórków!
Irka weszła i przycupnęła na brzegu tapczanu.
— Pacjent jest bardziej żywy niż martwy — stwierdziła cytatem z Pinokia. — Po co ci to było?
— Co? — zapytał Malanow.
— Tyle chlać.
— Och, Ir… — Żadnych „och” i żadnych „Ir”. Ja rozumiem, można wypić kieliszek, dwa, żeby się rozgrzać, wyluzować, żeby rozmowa… Co ja jestem, wiedźma? Baba Jaga? Rozumiem to.
Nawet sama tak mogę. Ale ty jesteś zielony! I świetnie wiedziałeś wczoraj, że rano będziesz zielony i do niczego.
— Ireczko, przestań… Coś niedobrze z Głuchowem, czy to firmę mu zamknęli, czy coś innego… Jest w dołku. No więc odgruzowaliśmy się! Ale kiedy człowiek tak się odgruzowuje z histerii, łatwo przekroczyć dawkę.
Irka zacisnęła wargi.
— Oczywiście, z Głuchowem — powiedziała sarkastycznie. — Głuchow ma dołek z histerią, a ty leżysz jak meduza.
— Właśnie, trzeba by do niego zadzwonić — powiedział zatroskany Malanow. — Czy żyje… — Nas przeżyje.
— Może później zadzwonię. Może śpi? Która godzina, Ireczko?
— Nie jestem gadającym zegarkiem. — Irka podniosła się. — Wstań, weź i popatrz.
Jeśli dasz radę. Jeśli nie możesz, to po co ci godzina.
Przy drzwiach zatrzymała się. Odwróciła.
— Jak domniemywam, nie jesteśmy dzisiaj w stanie pracować.
— Dlaczego nie… Do wieczoru jakoś dojdę do siebie.
— No to zobaczymy wieczorem. A na razie ogłaszam dzień gospodarczy. Przebieżka po straganach w celu zabezpieczenia tygodniowego zapasu żywności, pranie, sprzątanie mieszkania.
Co wybiera twoje obolałe z powodu przeciwności bytu, żądające alkoholowego odprężenia serce?
— Szczerze mówiąc, serce wybiera kilka butelek piwa, a potem jeszcze kilka godzin snu — zażartował Malanow z bladym uśmiechem.
Irka wyciągnęła obie ręce i pokazała dwie figi. — W takim razie, szefowo, serce nie ma wyboru. Zarządzaj, a ja wszystko przyjmę i wykonam.
— Umowa stoi. Wstawaj, póki co, a ja się zastanowię, jak by tu najlepiej cię wykorzystać.
Za drugim podejściem akt porzucenia łoża się powiódł. Malanow wsunął stopy w kapcie i zgarbiony podreptał niespiesznie do łazienki. Drzemiący na półeczce pod wieszakiem, wśród rękawiczek i szałi, Kalam niechętnie otworzył oko, ale nie poruszył się i nie wydał żadnego dźwięku. Z kuchni wysunął się Bobka, zatrzymał się z rękami w kieszeniach.
— No i jak, mocno wytrzepała? — zapytał cichym, łamiącym się basikiem.
Malanow machnął tylko ręką. Potem powiedział: — Sprawiedliwie wytrzepała. Mnie samego aż mdli… Bobka zarechotał krótko, ze zrozumieniem.
— Nie dziw, że mdli. Zajeżdża od ciebie, ojciec.
— Wyobrażam sobie… No, nic, Bob. Wezmę prysznic, wyczyszczę zęby, wciągnę kawę i na pewno się reanimuję. Jeszcze zaświeci nam niebo diamentowe.
— Działaj. Bo jak patrzę na ciebie, serce mi krwawi.
Malanow uśmiechnął się z wdzięcznością do syna i otworzył drzwi do łazienki.
— A! Jakiś dziwny list do ciebie przyszedł! — krzyknęła Irka z pokoju.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Trudno stać się Bogiem»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Trudno stać się Bogiem» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Trudno stać się Bogiem» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.