Wiaczesław Rybakow - Trudno stać się Bogiem

Здесь есть возможность читать онлайн «Wiaczesław Rybakow - Trudno stać się Bogiem» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 2001, Издательство: Rebis, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Trudno stać się Bogiem: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Trudno stać się Bogiem»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Trudno stać się Bogiem — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Trudno stać się Bogiem», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Za co władca uśmiercił bohatera?” Czuje pan podejście, Dmitriju? To jest nasze podejście! Freud mawiał: poeci zawsze wszystko wiedzieli! To prawda! Zainteresowanie budową Wszechświata jako takiego dzieli się na zainteresowanie jego budową fizyczną i zainteresowanie jego budową etyczną. Dla Tsui Yuana są to kategorie jednego rodzaju. Niesprawiedliwość zachodzącą w świecie ludzi już wtedy postawił w jednym szeregu z innymi, nie wyjaśnionymi na tym poziomie wiedzy zjawiskami przyrody. Ale my już dzisiaj wiemy, dlaczego w słońcu jest jasno i gdzie się ono chowa nocą! Może potrafimy również zrozumieć, dlaczego władca uśmiercił bohatera?

Zamilkł. Zmęczył się.

Strony otwartej książki trzepotały w jego ręku — ręce mu drżały.

— Milczy pan — powiedział Głuchow martwym głosem i odłożył książkę na stolik. — Cóż, ma pan prawo… Ale niedawno przyszła mi do głowy jeszcze jedna myśl. Więc wypowiem ją. — Zaczerpnął tchu. — Kraj — powiedział. — Nasz kraj. Nie ma pan takiego wrażenia, że ktoś go umyślnie nie puszcza do przodu? Krok w lewo, krok w prawo, przewroty w miejscu, byle nie do przodu… — A co to znaczy: do przodu? — zapytał Malanow.

— Nie wiem… W tym rzecz, że tego na razie też nie wiem. Ale gdybyśmy wiedzieli, dlaczego nie puszczają, automatycznie pojawiłaby się odpowiedź, dokąd nie puszczają. Na razie mogę tylko powiedzieć: nie puszczają. To fakt. Fakt historyczny. Zawsze kiedy powstaje realna szansa… Albo zwariuje Iwan IV, albo przy sensownym Godunowie rok w rok nieurodzaj, albo wystrzelą z armaty humanistycznego i ekonomicznego Griszkę Otriepjewa, albo nagle Piotr Wielki wyskoczy ze swoim mussolinistycznym „Nic prócz państwa, nic poza państwem, nic bez państwa”, albo Wyzwoliciela rozpirzą bombą, albo bolszewicy zafundują krajowi, akurat zaczynającemu rozwijać ekonomikę na wzór europejski, wschodnio — feudalną tyranię… albo zupełnie niespodziewanie, wybrańcy całego narodu zadają wypełzać z każdej dziury z krzykami: dla mnie tez! Dla mnie też kęs!” Nie przyszło to panu do głowy?

Malanow milczał. Patrząc w bok, powoli powiedział: — Przyszło mi to do głowy.

Głuchow poderwał się.

— No i co?

— No i nic — uśmiechnął się Malanow. — Wie pan co, Władlen? Przyniosę może drugą puszkę, mam ją w kieszeni. Grzech marnować taką okazję. Jeśli już zaczęliśmy, nachlejmy się dzisiaj jak wieprze. Ma pan coś przeciwko temu?

Głuchow poklepał się po kieszeniach swetra, wymacał coś; wyjął, żeby sprawdzić.

Jakieś lekarstwo. Walidol, nitrogliceryna… w sumie, jak dojrzał Malanow, coś nasercowego. Trzymając opakowanie w wyciągniętej ręce jak dalekowidz, Głuchow dla pewności przeczytał nazwę i położył lekarstwo na stoliku obok swojego łokcia.

— Proszę przynieść — powiedział. — Nie mam nic prze…!

6. …ale nie jak wieprze. Pewne hamulce zadziałały. Przede wszystkim nie chciał martwić Irki.

Wylawszy resztki wódki do zlewu, żeby Głuchowa nie skusiło w nocy albo rano, przekonawszy się, że gospodarz zasypia na stojąco i starannie posłuchawszy, czy zamknął od wewnątrz drzwi, Malanow ruszył chwiejnie do domu. Na ciemnych, nieoświetlonych schodach, pląsających pod nogami jak batut, zwalił się i grzmotnął kością ogonową o stopień; z oczu bryznęły iskry.

Komunikacja ledwo działała, ale wbrew zwyczajowi tym razem się powiodło — wyciągnął z tego wniosek, że dzisiejsza bezładna rozmowa z Głuchowem nie została mu zaliczona do zbioru win. Milczał — był niewinny. Do diabła z tym wszystkim! Miał dość milczenia.

Dwie trzecie drogi do domu udało się przejechać w telepiącym się do zajezdni tramwaju.

Ostatnią część przemierzył na Piechotę. Drugą połowę tego odcinka już jako tako pamiętał; Poprzednie fragmenty podróży zostawiły w pamięci tylko ból w stłuczonym tyłku i uczucie czyjegoś uważnego spojrzenia na tyle głowy. Jakkolwiek by Malanow kręcił się na siedzeniu — to znaczy, że było jakieś siedzenie, siedział w tym czymś, w czym jechał, a to znaczy, że jechał — obce spojrzenie punktowało tył jego głowy i kropka. Paranoja.

Deszcz ustał, a wiatr zawiewał coraz mocniej, coraz bardziej zły. Zrobiło się zimno. Pod nogami chlupotały i rozbryzgiwały się niewidzialne w ciemnościach kałuże. Na całej ulicy nie paliły się latarnie — nie wiadomo, czy to wiatr zerwał przewody, czy miasto oszczędzało energię elektryczną. Obywatele, przestrzegajcie zaciemnienia… Nie ma sprawy, będziemy przestrzegać, skoro światła nie ma. Nie ma świata lepszego od tego.

Wiatr jakoś porozdzierał chmury, w postrzępionych fruwających dziurach widniały ledwie żywe punkciki mrugających gwiazd. Tam, wśród tych gwiazd, rozbrzmiewał i trwał odgłos nowo narodzonego krzyku świata, wiał nie kończący się podmuch pozostawiony przez jego pierwsze westchnienie — promieniowanie szczątkowe. Odkryli je właśnie tu, w Pułkowie, ale spętani planami i socjalistycznymi zobowiązaniami z okazji czegoś tam, uznali je za odgłosy obrzydliwie nieusuwalnych zakłóceń, machnęli ręką, zabrali się do czegoś innego i dwadzieścia lat później Nobla za to odkrycie dostali Amerykanie Penzias i Wilson. A tam, pośród gwiazd, mieli to w nosie. Tam, wiek po wieku, milenium po milenium, kosmiczny wodór promieniował na fali o długości dwudziestu jeden centymetrów. Tam znajdowała się stała grawitacyjna.

Tam znajdowała się stała Hubble’a. Stałe, jak tylko może być coś stałego w tym nie przez nas wymyślonym Wszechświecie. Zupełnie nie zależały od obliczanych w baksach stawek za arkusze i od państwowego finansowania instytucji budżetowych, od tego, gdzie zostanie otwarty dewizowy kanał, od tego, jak się ubierze na kolejne posiedzenie Maryczew, od tego, jak się odbiją na pulchności policzków Ziuganowa głosy staruszków i co jeszcze palnie Jelcyn, od tego, w jakiej tym razem wsi pokojowi czeczeńscy zabójcy wyprują flaki z chłopców — ciemięzców zupełnie już nie rozumiejących, dlaczego ich tu zarzynają — od tego, czy będzie mi jutro trzeszczała głowa i czy Irka wypal1 jutro paczkę, czy jednak mniej.

Przypomniał sobie, jak jesienią siedemdziesiątego ósmego roku dumny i pełen lęku pchał tą ulicą wózek z nowo narodzonym Bobka, a na ramieniu dyndał mu tranzystor, i zupełnie młodziutka Ałła Borysowna śpiewała czule: „Ten świat wymyśliliśmy nie my, ten świat wymyśliłam nie ja…”

Jak to powiedział Głuchow? Poeci zawsze wszystko wiedzieli.

Z czego zrodziło się światło w mroku bez dna i brzegów?”

Miał ochotę uklęknąć przed tymi stałymi, przylgnąć do ich kolan i wyryczeć się.

Nie kalać swego bólu słowami; słowa wszak służą nam teraz tylko do polityki, płotek i dowcipów. Na trzeźwo w każdym razie. A my jesteśmy twardzi, mężni, dumni. Nie stali, ale dumni. Im mniej stali, tym bardziej dumni… Po prostu ryczeć na głos.

I żeby po prostu te stałe, pogłaskawszy nas po głowie, powiedziały: „Jakoś to będzie.

Będziecie z nami”.

Pod łukiem bramy jakby wierzgał uwięziony po szyję w trzęsawisku jakiś odyniec Y; ryczał, kłapał zębami, zgrzytał. Grzmocił kopytami. Wściekle jaskrawe światło reflektorów ukosem waliło na ulicę, wewnętrzna ściana łuku bramy jarzyła się martwym ogniem. To kolejny ciężki kraz, obciążony niewidoczną przyczepą, próbował, zająwszy całą szerokość przejścia, wykręcić na ulicę z podwórka i nijak mu się to nie udawało. Nie wystarczało miejsca.

Jakim sposobem znalazł się na podwórku? Zapewne wzniosła go anielska dłoń. Czy diabelska?

Ciężarówka cofała się, szamotała, ruszała do przodu, beznadziejnie i tępo ryczała, wystrzeliwując widoczne nawet w niepewnym, odbitym od ściany świetle własnych reflektorów gęste i ciężkie jak ciekłe błoto grudki czarnych dieslowskich spalin — ale przyczepa nie mieściła się w bramie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Trudno stać się Bogiem»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Trudno stać się Bogiem» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Máire Dhufaigh - An Garda Cósta
Máire Dhufaigh
STAŅISLAVS LEMS - SOLARIS
STAŅISLAVS LEMS
libcat.ru: книга без обложки
Džeks Londons
Staņislavs Lems - PETAURA medības
Staņislavs Lems
Staņislavs Lems. - BALSS NO DEBESĪM
Staņislavs Lems.
Arkadij Strugacki - Trudno być bogiem
Arkadij Strugacki
Janet Evanovich - Qué Vida Ésta
Janet Evanovich
libcat.ru: книга без обложки
Andrzej Drzewiński
Selma Lagerlöf - Gösta Berling
Selma Lagerlöf
Отзывы о книге «Trudno stać się Bogiem»

Обсуждение, отзывы о книге «Trudno stać się Bogiem» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x