Wiaczesław Rybakow - Trudno stać się Bogiem
Здесь есть возможность читать онлайн «Wiaczesław Rybakow - Trudno stać się Bogiem» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 2001, Издательство: Rebis, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Trudno stać się Bogiem
- Автор:
- Издательство:Rebis
- Жанр:
- Год:2001
- Город:Poznań
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Trudno stać się Bogiem: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Trudno stać się Bogiem»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Trudno stać się Bogiem — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Trudno stać się Bogiem», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Nie o tym myślisz, Malanow. Najpierw odszyfruj, potem będziesz oceniał poziom.
Trzeba wyjść. Irka się denerwuje. Pomyślę podczas odkurzania. Nie sądzę, żeby pół godziny w tę czy we w tę odegrało jakąś…
8. …blisko bagien, myślał Malanow, kręcąc tarczą telefonu. Blisko bagien, blisko bagien, blisko bagien. Bagien mamy od czorta… Blisko torfowych bagien. Nie do befsztyków, lecz do maaaleńkich befsztyków… — Daj spokój z tym telefonem — powiedziała Irka, odrywając wzrok od programu telewizyjnego, który starannie studiowała. — Albo jeszcze śpi, albo poleciał po dodatek… A jak nie odpowie, to co, polecisz do niego? I tak nie masz klucza.
— Nie odpowie, to będę czekać, a potem znowu zadzwonię — odpowiedział Malanow, wsłuchując się w długie sygnały. Blisko torfowych bagien… Po co? I skąd będę wiedział, co mam robić: analizy torfowe czy jakieś inne?
— Nie jest to twój najlepszy przyjaciel — rzekła Irka, ponownie zagłębiając się w wykaz wieczornych programów.
— Ale jednak przyjaciel — podkreślił Malanow. — Nawiasem mówiąc, opowiedział mi przypowieść o tym swoim Konfucjuszu. Konfucjusz odwiedził przyjaciela, któremu zmarła matka, przyszedł więc on z tymi ichnimi chińskimi pokłonami i zwrotami, aby przekazać swoje najgłębsze i najszczersze kondolencje. A ten jego koleś wesolutki skacze, rży jak hipopotam w ciąży. Pewnie coś chlapnął. Konfucjusz wykonał wszystkie należne pokłony i zwroty i oddalił się, a sąsiedzi pytają go potem: Jak mogłeś takiemu niewychowanemu, można powiedzieć amoralnemu człowiekowi bić przynależne pokłony? A Konfucjusz powiada: Do więzów przyjaźni nie można odnosić się lekkomyślnie.
Irka tylko kiwnęła głową. W słuchawce w końcu coś szczęknęło i rozległ się cierpiętniczy głos: — Tak?
— Władlen, to ja, Malanow. Postanowiłem się dowiedzieć, co słychać… Już pierwsza, pomyślałem, że chyba pana nie obudzę.
— Dopiliśmy drugą puszkę?
— Oczywiście — skłamał Malanow.
— Dobrze… Wydawało mi się, że nie dopiliśmy… Lezę po nią o piątej rano: pusto. I dobrze, bo bym… — A teraz jak? — zapytał Malanow, wiedząc, że nie doczeka końca zdania.
— Jako tako. Tylko smętek na duszy.
— To normalne.
— Jasne. Pospacerowałem po wybrzeżu. Pogoda fatalna… ale wiaterek taki odświeżający.
Chyba się naderwaliśmy wczoraj.
— Chyba.
— Też chciałem do pana dzwonić, Dmitrij, dowiedzieć się, jak pan wrócił… — Dojechałem bez problemu. Nawinął się tramwaj.
— Zabłąkany tramwaj? — Właśnie.
— Dmitrij, czy… — Głuchow niezręcznie, lękliwie zawahał się — …nie mówiłem wczoraj niczego… niepotrzebnego?
— Nie, skąd — z prostoduszną konsternacją odpowiedział Malanow. — Gadaliśmy o tym i owym, chińskie wiersze… Mnie się podobały. Tylko dużo imion, trudno się połapać.
— A bo to zupełnie inny typ kultury! — od razu ożywił się Głuchow. — Apelowanie do historycznego precedensu, za którym ciągnie się cały sznur trwałych skojarzeń i aluzji, do kulturowego bloku…
9. …i zadudnił zmieszany: — Tato, nie masz niepotrzebnej dychy?
— Masz ci los. — Malanow opuścił ręce. Wąż, który zamierzał wetknąć w odpowiedni otwór prehistorycznego odkurzacza Wicher, plasnął o podłogę. — A co się stało?
— Rozumiesz, taka sprawa… Wieczorem chciałem pójść do Wołodki… — A tam trzeba płacić za wejście — kpiąco dodał Malanow, niemal nie kryjąc niechęci.
Wołodka bardzo mu się nie podobał. Cały czas gadał o baksach-szmaksach. Sądząc po latorośli, tamta rodzinka cała była taka, drobni nowi panowie życia.
— Niech ci się wydaje, że trafiłeś. Zabawiamy się u niego komputerem. Ma czterechsetkę, system operacyjny w dechę. — Bobka szeroko rozłożył ręce i natychmiast napłynęło skojarzenie z niezapomnianym: „A u nas taki karaluch wylazł…” — I takie gry chodzą… po prostu… odlot.
Ale ten kmiot każe teraz sobie płacić. Za godzinę grzania do potworów: dyszka.
Dekapitalizacja, powiada, amortyzacja… Rzeczywiście, pomyślał Malanow. Nawet nie można się przyczepić. Wszystko zgodne z panującymi dzisiaj przekonaniami, wszystko uczciwe. Dekapitalizacja.
Amortyzacja. Cholerny rynek.
— No to nie grzej — poradził Malanow. — Weź książkę, uwal się w fotel i nie będziesz musiał nigdzie się szwendać.
Bobka popatrzył mu w oczy i przyznał: — Ale mam wielką ochotę.
— No — powiedział Malanow — na to nie ma za bardzo argumentów. Jeśli nie wolno, ale bardzo się chce, to można.
— Przecież i tak staram się robić to rzadko. Wiem, że z pieniąchami na styk… Blisko torfowych bagien… Samo lomo. Kurna, co to jeszcze za „samo łomo”?
Pierwsze sylaby akcentowane czy ostatnie? Czy różnie? Samozłamany? Wszyscy jesteśmy samozłamani ale może, z jego punktu widzenia, ja szczególnie? Może i racja’ Bobka milczy, zakłóca Homeopatyczny Wszechświat, stop A co do tego ma moje samozłamanie? Ogon ostrygi… Ależ na — mieszał! Hej, chłopy, może ja tu się bzdurami zajmuję, a tej kartki wcale nie napisał Fil?
— Jedno ci powiem — oświadczył Malanow. — Za moich czasów przyjaciele nie brali od przyjaciół pieniędzy. Takiemu człowiekowi nikt by ręki nie podał.
Może i podaliby, pomyślał. Zależy kto, zależy gdzie. Idealizuję. Stary kapeć… — Wiesz… — odpowiedział Bobka, rozkładając ręce, Malanow pożałował, że w ogóle gadał.
Co za sens mają słowa, które nie mają sensu. — Za twoich czasów pieniądze za cholerę nie były potrzebne. W sklepach i tak nic nie było, a na Majorkę tylko portwajngenosse jeździli. Normalni obywatele po prostu kołowali z pracy, co mogli, a potem zajmowali się barterem.
— Nie mów. Za cztery tysiące można było na przykład kupić samochód.
— A teraz jeden obśliniony sandwicz w rzygałówce — błyskawicznie skomentował Bobka.
— W siedemdziesiątym pierwszym, pamiętam, pół roku odkładałem ze stypendium i kupiłem kamerę filmową Kwarc za sto czterdzieści pięć rubli. Szczęśliwy byłem, nie masz pojęcia!
— Wiem, pokazywałeś młodą mamę i mnie, pełzaka. Przy okazji, z przyjemnością znowu bym na to popatrzył, fajnie tam wyglądacie na nartach.
— Obowiązkowo popatrzymy. A wiesz co, ciągle marzyłem, że jak dorosnę i zarobię dużo pieniędzy, to kupię za trzysta rubli kamerę z zoomem.
— Może jeszcze dorośniesz.
— Gnojek!
Bobka zachichotał zadowolony. Malanow lekko trącił go pięścią; Bobka udał, że jest załatwiony.
— Wiesz, gdzie wisi moja marynarka? — retorycznie zapytał Malanow. — W lewej wewnętrznej kieszeni jest portfel. Idź i weź dziesięć sztuk, ja jestem zajęty męskimi sprawami.
Wysysam kurz.
Bobka ożywił się. Zniknął jak zdmuchnięty wichrem; „Dzięki tato!” — doleciało już z korytarza.
Tak jest, panowie towarzysze, pomyślał Malanow, czując ciepełko na sercu. Żeby zobaczyć szczęśliwego syna, można plamić kawą warsztaty.
Bobka szperał po kieszeniach i wyraźnie usatysfakcjonowany mruczał jakąś młodzieżową bzdurę: „Lubię zadawać pytania szczególnie dotyczące odkurzania…” Potem wrócił, stanął obok Malanowa i głośno powiedział: — Wiesz co, tato. Mówisz: książki, książki… Czasem się trafiają ciekawe, jasna sprawa. Ale na ogół nędza. Po prostu za twoich czasów nie było innych rozrywek, więc czytaliście w dzień i w nocy, co się nawinęło. Są wiersze, dawaj wiersze. Jest fantastyka, dawaj fantastykę. Hesse jakiś niestrawny, dawaj Hessego… Malanow, który schylił się, żeby włączyć odkurzacz, wyprostował się znowu. Nie obyło się bez wysiłku i nieprzyjemnych odczuć — kość ogonowa pobolewała. Nieźle wczoraj gruchnął.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Trudno stać się Bogiem»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Trudno stać się Bogiem» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Trudno stać się Bogiem» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.