— Wciąż jeszcze pływa łódką po jeziorze?
— Nie — zaprzeczyła Guadalupe.
Joanna zerknęła na kartkę. „Nie”, powiedział Carl, „…muszę…, mężczyzna… łaty…”, a na końcu widniało słowo „czerwony”, napisane innym charakterem pisma.
Joanna przepisała słowa do komputerowych akt Carla, wraz ze słowami „woda” oraz „o rety” i komentarzami Guadalupe na temat jego ruchów. Przeglądając zapiski, stwierdziła, że nie przepisała pomruków. Musiały być zarejestrowane na jednej z kilkudziesięciu zgromadzonych w pudełku po butach kaset, do których jeszcze nie zajrzała i w najbliższym czasie na pewno nie zajrzy. W pierwszej kolejności musiała się zajmować nagraniami związanymi z projektem badawczym, poza tym miała na głowie wywiady i ustalanie terminarza spotkań. A także jego zmiany.
Pani Haighton nie mogła przyjść w piątek — tego dnia przypadała uroczystość w Muzeum Sztuki. Poza tym Amelia chciała przełożyć sesję. Przygotowywała się do następnego ważnego egzaminu i jej profesor ustalił termin zajęć powtórzeniowych, których nie mogła opuścić. Nie, czwartek także nie wchodził w grę. Tego dnia czekał ją test ze statystyki.
— Ile oni teraz muszą zdawać tych egzaminów? — wybuch Richard, kiedy Joanna przekazała mu nowiny. — Zdawało mi się że półrocze już minęło. Co się dzieje? Znalazła sobie nowego chłopaka?
Raczej odpuściła sobie podrywanie ciebie, bo jej nigdy nie zauważasz, pomyślała Joanna. Chociaż Amelia robiła się coraz bardziej radosna i uśmiechnięta, Richarda interesowało wyłącznie niepowodzenie związane z wprowadzeniem pani Troudtheim w stan śmierci klinicznej.
— Nie mam pojęcia, co jeszcze mógłbym zrobić — w rozpaczy wyznał Joannie.
Przypadek pani Trodutheim był o tyle niekorzystny, że gdyby dysponowali dużą grupą ochotników, mogliby po prostu uznać ją za osobę nieodpowiednią do dalszych badań i skoncentrować się na innych. Tymczasem nie mieli nikogo w zamian. Tracili nadzieję, że Joannie uda się kiedykolwiek umówić z panią Haighton na wywiad, nie mówiąc już o sesji, a pan Pearsall zadzwonił z informacją, że jego ojciec, całe życie zdrowy jak koń, miał udar mózgu. W związku z tym pan Pearsall musiał lecieć do Ohio i nie wiedział, kiedy wróci. Tak więc pozostał jedynie małomówny pan Sage, coraz trudniej osiągalna Amelia Tanaka oraz pan Wojakowski. Przynajmniej on przychodził na każde wezwanie. I coraz chętniej rozmawiał.
— Znajdowałem się w tunelu — rozpoczął swoją piątą relację. Siedzieli w laboratorium sami, gdyż Richard postanowił sam zanieść próbkę krwi do zbadania: albo chciał szybko poznać wyniki, albo raczej uniknąć perspektywy kolejnej wojennej opowieści pana Wojakowskiego.
— Było ciemno, nic nie widziałem, ale się nie bałem. Ogarnął mnie spokój, jak wtedy, gdy wiadomo, że coś się wydarzy, ale nie wiadomo co i kiedy. Takie jak w dniu, w którym zbombardowali Pearl.
Wiedziałam, że jakoś wplącze w to Yorktown, stwierdziła w duchu Joanna.
— Wciąż pamiętam tamten ranek. Była niedziela…
Joanna zastanawiała się, czy powinna skierować jego opowieść na właściwe tory, czy też darować sobie, gdyż pan Wojakowski i tak zawsze przejdzie do innej historii. Zwykle samodzielnie wracał do zadanego pytania. Oparła więc brodę na dłoni i uzbroiła się w cierpliwość.
— Wracam z przepustki na Virginia Beach — Yorktown stał w Norfolk — i widzę marynarza na pomoście wyspowym… — Sięgnął do kieszeni i wydobył pogięte zdjęcie Yorktown. — To jest pomost wyspowy. — Wskazał na wysoką wieżę pośrodku okrętu. Umieszczono na niej trzy maszty z poprzecznymi belkami, które zgodnie z przypuszczeniami Joanny były antenami radiowymi lub radarami, a także najrozmaitsze drabiny.
— Widzi pani, to jest maszt radarowy, a to mostek — wytłumaczył pan Wojakowski, wskazując palcem zdjęcie. — No więc ten marynarz wygląda, jakby zaraz miał skręcić kark, tak szybko schodzi z pomostu, a w prawej ręce trzyma kartkę.
Zgiął zdjęcie i pieczołowicie ukrył je w portfelu.
— Powinienem był się domyślić, że coś wisi w powietrzu — na górze tej drabiny znajdowała się wyłącznie kabina radiotelegrafisty — ale to mi nawet nie przyszło do głowy. Po prostu stałem sobie i zastanawiałem się, czy skręci sobie kark, a kiedy okazało się, że nie, zszedłem pod pokład, aby zrzucić cywilne łachy. Wtedy usłyszałem z głośników radiowęzła wiadomość, że Japońce zbombardowali Pearl Harbor, i domyśliłem się, że radiowiec musiał trzymać w ręku telegram.
Pokręcił głową na znak dezaprobaty wobec swojego braku spostrzegawczości.
— To samo czułem w tunelu, czekałem, że coś się stanie, ale nie wiedziałem co i kiedy.
Zerknął z wyczekiwaniem na Joannę, ale ona nie słuchała. Starała się odtworzyć w pamięci, co pan Wojakowski powiedział pierwszego dnia, kiedy spytała go o wiek. Bez wątpienia stwierdził, że zaciągnął się dzień po Pearl Harbor.
— Niektórzy w ogóle nie mogli w to uwierzyć, nawet kiedy usłyszeli wiadomość przez głośniki. Wchodzi Woody Pikeman i pyta: „Co to za mądrala?”, mając na myśli gościa przemawiającego z głośników. „Cesarz Hirohito”, odpowiadam.
— Panie Wojakowski — przerwała mu Joanna. — Właśnie sobie przypomniałam, że muszę się zjawić na pewnym zebraniu.
— Wstała i wyłączyła dyktafon. — Jeśli pan pozwoli…
— Jasne, pani doktor. Mam przyjść później?
— Tak. Nie. Nie wiem, jak długo potrwa to zebranie. — Podniosła magnetofon i notatnik.
— Mam jeszcze wiele do opowiedzenia — oświadczył.
— Zadzwonię do pana, aby ustalić inny termin spotkania — stwierdziła stanowczo.
— Kiedy tylko pani zechce — zgodził się i wolno wyszedł. Gdy zniknął za drzwiami, podniosła telefon z zamiarem przesłania Richardowi wiadomości na pager, ale zmieniła zdanie. Musiała sprawdzić notatki, zanim wysunie oskarżenie.
Położyła dyktafon i znieruchomiała, nie odrywając od niego ręki. Usiłowała przypomnieć sobie, co dokładnie powiedział pan Wojakowski na temat swojego wstąpienia do wojska. Jego wojennych opowieści słuchała jednym uchem, lecz nie miała wątpliwości, że zgodnie ze swoją wcześniejszą wersją pan Wojakowski zaciągnął się dzień po Pearl. Nikt nie wiedział, gdzie leży ta wyspa, poza jego młodszą siostrą, która poprzedniego wieczoru oglądała w kinie kronikę filmową.
Zeszła do gabinetu. Jeszcze nie spisała relacji pana Wojakowskiego. Przetrząsnęła pudełko po butach i po chwili wydobyła z niego odpowiednią kasetę, wrzuciła ją do magnetofonu i przewinęła do środka. „Po tym, jak wypłynęliśmy z Rabaul…” Za daleko. Cofnęła. „Był trupem, zanim ktokolwiek się zorientował…” Do przodu. „…Zabawne pisemko”. Jest: „…jedna pani, leżąca dwie sale dalej, biegnie zadyszana i mówi: Japońce właśnie zbombardowali Pearl Harbor!«”
Joanna przewinęła taśmę do przodu. Młodsza siostra, kronika, Desperadoes . „A następnego dnia pojechałem do śródmieścia do punktu rekrutacyjnego i zaciągnąłem się do marynarki wojennej”.
Położyła rękę na ustach i zamyśliła się. Mój Boże, on zmyślał. Ale w którym wypadku? Może obie wersje są nieprawdziwe? A może wszystko, co mówił, to kłamstwo? To nie miało znaczenia. Nawet jeśli choćby część jego wspomnień była konfabulacją, wszystkie relacje z doświadczeń granicznych nie nadawały się do wykorzystania.
Chyba że historię o zaciągnięciu się po Pearl Harbor opowiedział po to, aby ukryć swój prawdziwy wiek. Kiedy po raz pierwszy go ujrzała, pomyślała, że musi mieć pod osiemdziesiątkę. Istniała możliwość, że zmyślał, żeby nie zorientowali się, ile ma lat, a potem, kiedy opisywał doświadczenia graniczne, zapomniał się i wyznał prawdę. Jeśli kłamstwo wiązało się wyłącznie z wiekiem, wszystko inne mogło być prawdą.
Читать дальше