— Kiedy porównałem poziomy kortyzolu u pani Troudtheim ze standardowymi wskazaniami, zauważyłem, że poziomy acetylocholiny odpowiadają fazie snu REM, a gdy sprawdziłem pozostałych badanych, okazało się, że ich poziomy były tak samo wysokie.
— Więc myślisz, że doświadczenia graniczne są zbliżone do snu, wbrew temu, co mówią pacjenci?
— Nie, ponieważ nie zaobserwowałem zbliżonego spadku noradrenaliny, który następuje we śnie. Nie wiem, co o tym myśleć. Poziomy endorfin są niestabilne, a we wszystkich badaniach pana Wojakowskiego pojawił się kortyzol, chociaż on sam twierdzi, że nie odczuwał żadnego lęku.
— Ale za to w kółko opowiada o zerach i zabijanych ludziach — przypomniała Joanna.
— Dostrzegłem kortyzol także o ostatnich skanach Amelii. Nie mam pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi.
Joanna też nie wiedziała, co o tym myśleć. Wczorajsza sesja Amelii była najbardziej euforyczna ze wszystkich jej dotychczasowych badań. Kiedy Joanna poprosiła Amelię o opisanie swoich odczuć, ta spojrzała promiennie na Richarda i oznajmiła radośnie: „Ciepło, bezpiecznie, cudownie!”
Żaden z pozostałych badanych również nie okazywał jakichkolwiek oznak niepokoju. Joannie wreszcie udało się nawiązać kontakt z Ann Collins, pielęgniarką, która asystowała przy sesji, kiedy pan Wojakowski coś mruknął, dochodząc do siebie.
— Powiedział: „Na stanowiska!” — przypomniała sobie Ann, a niespecjalnie zdziwiona Joanna zapytała jeszcze, jakim tonem wygłosił te słowa.
— Był podniecony i radosny — odparła pielęgniarka.
Zatem kortyzol nie tłumaczył, dlaczego Amelia powiedziała „O nie”. Nie wiadomo też, dlaczego Greg Menotti wykrzyknął „pięćdziesiąt osiem” — ta liczba wciąż nie dawała Joannie spokoju. Po drugiej wizycie u pani Woollam (z konieczności bardzo krótkiej, pacjentka bowiem musiała iść na prześwietlenie klatki piersiowej), Joanna udała się do szpitalnej kaplicy, wzięła Biblię i przejrzała Psalm 58, lecz dotyczył on grzechów niegodziwców, którzy „niech się rozejdą jak spływające wody”.
Pełna poczucia winy Joanna spędziła kilka minut na przeglądaniu reszty Biblii i odkryła, że większość rozdziałów nie ma wersu 58, a te, w których go zamieszczono, głosiły coś w rodzaju: „Obszerny mur Babilonu zwali się doszczętnie, Wysokie jego bramy spłoną w ogniu, Na próżno więc trudzą się narody, i z powodu ognia wysilają się ludy”, co niespecjalnie przyczyniło się do rozwiązania zagadki. Zwłaszcza fragment o pracy na próżno.
Chociaż nie udawało się znaleźć odpowiedzi w Biblii, gdzieś jednak musiała się kryć. Joanna wciąż miała świadomość, że ją zna, a niekiedy, wsłuchując się w częste przerwy w wypowiedziach pana Sage’a lub chowając w windzie na widok pana Mandrake’a, czuła, iż ma odpowiedź na końcu języka. W takich chwilach dochodziła do wniosku, że wystarczyłoby pół godziny nieprzerwanej koncentracji, aby wszystko sobie przypomniała.
Nie mogła jednak liczyć na pół godziny wolnego. Pani Haighton zadzwoniła, aby obwieścić, że czwartek nie wchodzi w grę, a Vielle i Maisie skontaktowały się z nią, bo dziewczynka wróciła do szpitala.
— Znowu miałam migotanie przedsionków — oświadczyła rzeczowo Maisie. — Siedziałam tu cały dzień. Czy pani nigdy nie odpowiada na wiadomości z pagera?
Nigdy, pomyślała Joanna. Zawsze okazywało się, że dzwonił pan Mandrake, który chciał się dowiedzieć, kim byli jej pacjenci i czego doświadczyli.
— Natychmiast muszę się z panią zobaczyć — stwierdziła Maisie. — Jestem w tym samym pokoju, co ostatnio.
Joanna obiecała, że przyjdzie zaraz po zakończeniu sesji z panem Sage’em. Widział tunel (ciemny), światło (jasne) i ludzi (chyba), a wydobycie z niego tych informacji trwało półtorej godziny. Rozmowa z Maisie okazała się przyjemną odmianą.
— Nie powiedziałaś mi, dlaczego mnie spytałaś o ogród zwycięstwa — przypomniała Joanna, usiłując powstrzymać przerażenie na widok paskudnie opuchniętej twarzy Maisie. Zatrzymanie płynów w organizmie, pomyślała. Zły znak.
— Ach, to z powodu Emmetta Kelly’ego, to taki klaun z bardzo smutną miną i w podartym ubraniu. Mam jego zdjęcie — jest w tej dużej czerwonej książce z wulkanem — wyjaśniła. — Leży w mojej torbie z Barbie.
— Jak widzę, pani Sutterly przyniosła ci książki. — Joanna zajrzała do torby. 100 największych katastrof w historii ludzkości , z eksplodującym Hindenburgiem na okładce, Katastrofy świata , z mapą pokrytą czerwonymi punktami, Wielkie katastrofy , z czarno-białym zdjęciem trzęsienia ziemi w San Francisco. Oto ona. Katastrofy XX wieku z rzucającym się w oczy, czerwono-czarnym rysunkiem wulkanu.
— Co to takiego? — Joanna przyniosła książkę do łóżka. — Pompeje?
— Pompeje to miasto — poprawiła ją Maisie. — Wulkan nazywa się Wezuwiusz. Ale to jest rysunek Mount Pelee. W dwie minuty zabił trzydzieści tysięcy ludzi. — Otworzyła książkę i zaczęła przewracać strony wypełnione zdjęciami, mapami i nagłówkami z gazet. Pożar w fabryce bluzek Triangle, zatonięcie Morro Castle, huragan Galveston.
— O, jest. — Maisie lekko się zasapała. Tylko dlatego, że przewracała strony? Dziewczynka pokazała Joannie dwie strony pełne fotografii. Na górze jednej z nich widniał Emmett Kelly, z pomalowaną na biało, wykrzywioną w smutnym grymasie twarzą, w pogiętym kapeluszu i ogromnych, rozczłapanych butach. Klaun biegł w stronę cyrku z wiadrem wody, z twarzą pełną grozy i rozpaczy, widocznymi nawet pod grubą warstwą makijażu. Na szczęście Maisie najwyraźniej nie dostrzegała potwornego przerażenia klauna.
— Emmett Kelly pomógł wydostać z ognia te wszystkie małe dzieci — wyjaśniła Maisie. — Uratował też jedną dziewczynkę, a kiedy wybiegł z nią z płomieni, powiedział: „Idź tam, do ogrodu zwycięstwa, i zaczekaj na swoją mamę”. Nie chciał, żeby przeszkadzała.
— Rozumiem, a ty myślałaś, że to jakieś specjalne miejsce, które wówczas znajdowało się przy każdym cyrku?
— Nie — zaprzeczyła Maisie. — Myślałam, że tam się uprawia warzywa. — Obróciła książkę, dzięki czemu druga połowa podwójnej strony znalazła się przed oczyma Joanny, i wskazała na mężczyznę w wysokim kapeluszu dyrygenta orkiestry. — To dyrygent. Kiedy wybuchł pożar, kazał muzykom grać Gwiaździsty sztandar . Zna pani tę piosenkę?
— Tak. — Joanna zamruczała kilka taktów.
— O, poznaję — ucieszyła się Maisie. — To piosenka kaczek. „Bądź dobry dla swoich przyjaciół z płetwami na nogach”. Jeśli znajdzie się pani w cyrku i usłyszy tę piosenkę, musi pani jak najszybciej uciekać. Oznacza ona, że wybuchł pożar, uciekł lew albo coś podobnego.
— Nie wiedziałam.
— To taki sygnał — wyjaśniła mądrze Maisie. — Kiedy orkiestra zaczyna go grać, wszyscy pracownicy cyrku wiedzą, że muszą przyjść z powodu niebezpieczeństwa. To tak, jakby musieli kogoś reanimować. Dlaczego ubrania Emmetta Kelly’ego są takie podarte?
Joanna wyjaśniła, że klaun chciał wyglądać jak włóczęga, i później przypomniała sobie o Carlu Śpiączce, który mruczał tak, jak ona przed chwilą, więc poszła go odwiedzić.
Jego żona stwierdziła, że chory dobrze się miewa, co oznaczało, że nie wyrwał sobie kroplówki, wymachując rękami, i nie znalazł się w zasadzce Wietkongu. Joanna uznała, że Carl wygląda znacznie szczuplej. Kiedy poszła do stanowiska pielęgniarek, Guadalupe wręczyła jej kartkę ze spisanymi pomrukami pacjenta.
— Ostatnio niewiele mówił — wyjaśniła pielęgniarka.
Читать дальше