Przez następne dziesięć minut Joanna usiłowała naprowadzić pana Wojakowskiego na właściwy trop i wreszcie dowiedziała się od niego, że tunel był w rzeczywistości przejściem, a na jego końcu znajdowały się drzwi. Za nimi świeciło intensywne światło i stali ubrani na biało ludzie.
— Światło tak się od nich odbijało, że zupełnie nic nie widziałem.
Joanna spytała go, jak się czuł podczas śmierci klinicznej.
— Czuł? Nie wiem, czy cokolwiek czułem. Zbytnio skoncentrowałem się na wpatrywaniu w to, co się działo. Było tak jak wtedy, gdy Japonce po raz pierwszy zaatakowali nas na Morzu Koralowym. Wydawało mi się, że powinienem bać się jak jasna cholera, ale nie czułem strachu. Obok mnie stał Mac McTavish i… — Joanna wykorzystała wszystkie swoje umiejętności i poświęciła dziesięć minut na powstrzymanie swojego rozmówcy przed opowiedzeniem kolejnej historii. Nie udało się jej ustalić, co czuł pan Wojakowski.
— Przepraszam — odezwała się, kiedy pan Wojakowski wreszcie wyszedł. — Nie chciałam ryzykować, pytając go o to samo.
— Szkoda, że jego doświadczenia graniczne nie były tak barwne jak opowieść o uratowaniu przez Yorktown.
— Trochę się od niego dowiedzieliśmy — sprzeciwiła się Joanna. — Przypomniał sobie o tym, jak zaatakowały go zera, więc wiemy, że odczuwał lęk, chociaż temu zaprzeczał.
— Poza tym przypomniał sobie o swoim najpiękniejszym cholernym dniu w życiu. Stwierdził, że światło było jaśniejsze niż poprzednio. Czy Amelia powiedziała cokolwiek na temat porównywalnej jasności lub promieniowania w doświadczeniach granicznych?
— Nie pamiętam. Mogę sprawdzić jej relację. — Wstała, jakby chciała od razu iść do gabinetu.
— Nie potrzebuję tego w tej chwili — powstrzymał ją Richard. — Zastanawiałem się tylko, bo poziom endorfin u pana Wojakowskiego tym razem się podniósł i przyszło mi do głowy, że to one mogą wywoływać wrażenie światła.
— „…błyszcząca, biała substancja, od której odbijało się światło” — odczytała z notatek Joanna. — Nie to mnie zastanowiło w jego opowieści. Ciekawe było to, że otworzył drzwi.
— Otworzył drzwi? — powtórzył Richard, zastanawiając się, co w tym nadzwyczajnego.
— Tak, po raz pierwszy mam do czynienia z osobą po śmierci klinicznej, która zachowuje się zgodnie z własną wolą. Ludzie, występujący w każdym wysłuchanym przeze mnie wcześniej opisie, zawsze zachowywali się biernie. Po prostu obserwowali i doświadczali tego, co robiły inne postaci, a pan Wojakowski nie tylko otworzył drzwi, ale w dodatku przystanął i świadomie wsłuchał się w dźwięk. — Joanna skierowała się do drzwi. — Muszę wyjaśnić sprawę tej jasności.
Wróciła po półgodzinie, aby stwierdzić, że w opisie Amelii nie ma ani słowa na temat porównywania stopnia jasności.
— …dlatego zadzwoniłam i spytałam ją, a ona powiedziała, że światło było znacznie jaśniejsze niż podczas pierwszej sesji. Poza tym zapytałam jeszcze o wrażenie ciepła i miłości, które opisywała, a ona odparła, że czuła je podczas wszystkich trzech sesji, choć najmocniej w trakcie pierwszej. Oczywiście, nie wolno zapominać, że od czasu pierwszej sesji minęło przeszło dziesięć dni, a od ostatniej cztery, więc trudno całkowicie polegać na pamięci Amelii.
Mimo to jej wspomnienia pasowały do skanów ukazujących znacznie wyższy poziom aktywności endorfin podczas pierwszej sesji niż w trakcie drugiej, co potwierdziła analiza neuromediatorów. Wyższe poziomy zarówno beta-, jak i alfa-endorfin pojawiły się podczas pierwszej sesji. Poza tym NPK występował przy pierwszej sesji, a przy drugiej już nie.
Richard porównał te wyniki ze skanami przed chwilą uzyskanymi od pana Wojakowskiego. Zarówno NPK, jak i beta-endorfiny pojawiły się w większych ilościach niż w wypadku którejkolwiek sesji Amelii. Kiedy Joanna zjawiła się na sesję pani Troudtheim, poprosił ją, aby sprawdziła wywiady z pacjentami po doświadczeniach granicznych z ostatnich dwóch lat i wyszukała wypadki wrażenia jasnego światła i ciepła.
Joanna już przystąpiła do pracy.
— Nie zauważyłam żadnej korelacji — oświadczyła. — Trudno to jednoznacznie stwierdzić na podstawie opisów z drugiej ręki, zwłaszcza że jasność jest pojęciem względnym, lecz badani, który opisują swoje odczucia jako „wrażenie otoczenia miłością i spokojem” albo: „głębokie poczucie bezpieczeństwa”, wskazują także na obecność bardzo jasnego światła, a niekiedy tylko i wyłącznie światła, jakby jego jasność była tak silna, że nie dostrzegali niczego innego.
— „Zupełnie nic nie widziałem”. — Richard zacytował pana Wojakowskiego. — Ciekawe. Musimy się przekonać, co pani Troudtheim będzie miała na ten temat do powiedzenia.
Okazało się jednak, że pani Troudtheim nie ma nic do powiedzenia. Nie była „jak dotąd naszym najlepszym obserwatorem”, jak to określiła Joanna, zanim Tish podała ochotniczce dithetaminę. Przeciwnie, ogromnie rozczarowała oboje badaczy.
Nie w tym rzecz, że wypowiadała się nierozsądnie lub nieprecyzyjnie. Bez problemu się rozebrała i wdrapała na stół do badań, sama poprawiła maskę, gdy zsunęła się z jej oczu, i niezwykle starannie opisała wszystko, czego doświadczyła.
Problem w tym, że właściwie niczego nie doświadczyła. Wcale nie weszła w fazę doświadczeń granicznych. Zamiast tego, po pięciu minutach płytkiego snu skaner raptownie wskazał obraz budzącego się mózgu.
— Co się stało? — Richard zwrócił się do Tish. — Wszystko w porządku z, panią Troudtheim?
Zaniepokojona Joanna spojrzała na badaną, a Tish odpowiedziała:
— Wszystkie wskazania w normie.
— Ona jest przytomna — zaczął mówić Richard, lecz przerwał mu głos pani Troudtheim.
— Możemy zaczynać?
Gdy Joanna szczegółowo wypytała ochotniczkę o to, co się stało, okazało się, że pani Troudtheim zdrzemnęła się na chwilę i „obudziła”, gdy Tish położyła rękę na jej przegubie, aby zbadać tętno.
— Bardzo przepraszam, następnym razem postaram się nie zasypiać — obiecała badana.
— Pamięta pani, w którym momencie pani zasnęła? — spytała Joanna.
— Nie, po prostu leżałam i było tak cicho i ciemno… — odpowiedziała, ewidentnie usiłując sobie wszystko przypomnieć. — Nie wiem, co się ze mną stało. Zwykle nie zasypiam tak niespodziewanie.
— Czy cisza i ciemności zmieniały się w jakikolwiek sposób? Może coś panią obudziło? Jakiś dźwięk?
Dalsze pytania nie miały jednak sensu. Pani Troudtheim powiedziała im wszystko, co zapamiętała.
— Bardzo chętnie spróbuję jeszcze raz i obiecuję, że postaram się nie zasypiać — oznajmiła.
Richard wyjaśnił jej, że nie mogą zbyt szybko poddać jej kolejnemu badaniu.
— Ale to mnie nie dyskwalifikuje, prawda? — niepokoiła się badana.
— W żadnym wypadku — zaprzeczył Richard. — Zazwyczaj na początku mamy pewne kłopoty przy ustalaniu odpowiedniej dawki. Chciałbym umówić się z panią na kolejną sesję jeszcze w tym tygodniu. Czy może pani przyjść pojutrze? — W ten sposób miałby czas przyjrzeć się zdjęciom oraz danym i zadecydować, w czym tkwił problem. Prawdopodobnie chodziło tylko o to, że pani Troudtheim musiała przyjąć silniejszą dawkę leku, aby osiągnąć stan śmierci klinicznej. Tak czy owak, jedno badanie przepadło, a wraz z nim kolejny zestaw zdjęć do porównania intensywności wydzielania endorfin.
— Właśnie coś mi przyszło do głowy — oświadczyła Joanna, gdy tylko zamknęły się drzwi za panią Troudtheim. — Przedwczoraj przeszła zabieg dentystyczny. Czy środek znieczulający przyjmowany przez nią podczas zabiegu może wchodzić w reakcję z dithetaminą?
Читать дальше