— O, dobrze, że jesteś — ucieszył się Richard, wtykając głowę w drzwi. — Musiałem przełożyć pierwszą sesję pana Sage’a na dzisiejsze popołudnie. To nie powinno długo potrwać. Tish już go przygotowała.
Richard się mylił. Sesja zdawała się nie mieć końca. Nie dlatego, że pan Sage miał tak wiele do powiedzenia. Przeciwnie, nakłanianie go do powiedzenia czegokolwiek przypominało wyrywanie zębów.
— Powiedział pan, że było ciemno — przypomniała Joanna po kwadransie wypytywania. — Widział pan cokolwiek?
— Kiedy?
— Kiedy znajdował się pan w ciemnościach.
— Nie. Powiedziałem pani, było ciemno.
— Przez cały czas?
— Nie. — Zapadła głucha cisza, Joanna oczekiwała bowiem, że jej rozmówca coś doda.
— Co się stało po tym, jak zniknęły ciemności?
— Zniknęły?
— Tak, powiedział pan, że nie było ciemno przez cały czas.
— Nie było.
— Czy przez pewien czas było jasno?
— Tak.
— Może pan opisać to światło?
— Światło jak światło. — Wzruszył ramionami.
Na pytania dotyczące odczuć podczas doświadczeń granicznych pan Sage odpowiadał w takim samym stylu.
— Odczucia? — powtórzył, jakby pierwszy raz usłyszał to słowo.
— Czuł się pan szczęśliwy, smutny, zaniepokojony, podniecony, spokojny, było panu ciepło albo zimno?
Ponownie wzruszył ramionami.
— Czy mógłby pan powiedzieć, że czuł się pan dobrze albo źle?
— Kiedy?
— W ciemnościach. — Joanna zgrzytnęła zębami.
— Dobrze albo źle w związku z czym? — I tak dalej, przeszło godzinę.
— O rany — sapnął Richard, kiedy pan Sage wyszedł bez pożegnania. — Nie żartowałaś, mówiąc, że nie każdy człowiek ma rozwiniętą zdolność opisywania.
— Przynajmniej ustaliliśmy, że było ciemno, a potem jasno. — Joanna pokręciła głową.
Pozostali sami w laboratorium. Tish posiedziała z nimi do połowy wywiadu, a potem wyszła, na pożegnanie zwracając się do Richarda.
— Idę do imprezę w Rio Grande z kilkorgiem znajomych, jeśli to pana interesuje. Albo panią — dodała po namyśle.
— Przykro mi, że nie udało mi się niczego z niego wydobyć na temat odczuć, o ile w ogóle cokolwiek odczuwał — stwierdziła Joanna. — Nie sądzę, aby czuł coś złego. Nie zareagował, kiedy spytałam go, czy był zaniepokojony lub smutny.
— Na nic nie reagował — uzupełnił Richard, podchodząc do pulpitu. — Przynajmniej możemy się przyjrzeć jego zdjęciom. — Zaczął wstukiwać cyfry. — Chcę porównać poziom endorfin u niego i u Amelii Tanaki.
Tyle tytułem imprezy w Rio Grande, przebiegło Joannie przez myśl, ale to bez znaczenia. Miała nagranie wywiadu z panem Sage’em i bez względu na wartość rozmowy musiała ją przepisać. Poza tym czekały na nią wszystkie pozostałe taśmy. Wróciła do gabinetu.
Na sekretarce pulsowało światełko. Byle tylko nie pan Mandrake, pomyślała i włączyła urządzenie. „Mówi Maurice Mandrake”, oznajmił głośnik. „Chciałem tylko przekazać pani, jak bardzo się cieszę, że nawiązała pani współpracę z doktorem Wrightem. Jestem przekonany, że wywrze pani na niego korzystny wpływ. Kiedy możemy się spotkać w celu opracowania strategii?”
Dzwoniły jeszcze pani Haighton i Ann Collins, pielęgniarka, która asystowała przy sesji pana Wojakowskiego. Obydwie prosiły o kontakt. I udział w zabawie w telefonicznego berka, pomyślała ze znużeniem Joanna. Mimo to oddzwoniła natychmiast. Nie zastała żadnej z nich. Zostawiła wiadomości na automatycznych sekretarkach, a potem siadła przy komputerze i spisała treść rozmowy z panem Sage’em.
Praca zajęła jej pięć minut. Wyciągnęła taśmę z magnetofonu i wsunęła następną. „Było…” długa przerwa, „…ciemno…” kolejna, „…wydaje mi się…”, opowiadała pani Davenport, „…że byłam…” bardzo długa przerwa, „…w jakimś…” wyjątkowo długa przerwa, potem pytająco: „…tunelu?” To niedorzeczne. Mogła zacząć przewijać taśmę i jednocześnie spisywać jej treść szybciej, niż opowiadała pani Davenport. Zresztą, czemu nie, pomyślała, sięgając do magnetofonu. Nawet gdyby musiała czasem cofnąć, żeby wyłapać wszystkie słowa, praca i tak przebiegałaby szybciej.
Pomysł nie zdał egzaminu. Kiedy wcisnęła przycisk przewijania, rozległ się głośny pisk. Usiłowała przytrzymać jednocześnie klawisze odtwarzania i przewijania, ale wtedy ten drugi wyskoczył i z głośnika wydobyło się ogłuszające wycie.
— I wyłączcie ten cholerny alarm — rozległ się męski głos. Nagle zapadła zupełna cisza i ten sam głos zażądał: — Pokażcie mi wykres tętna.
Reanimacja Grega Menottiego, przypomniała sobie Joanna. Musiałam zostawić włączony dyktafon. Wyciągnęła rękę, żeby przewinąć taśmę do początku.
— Ona jest za daleko — rozległ się daleki i głuchy głos Grega, a Joanna cofnęła rękę i nadstawiła uszu. — Nigdy nie zjawi się tutaj na czas.
Joanna porwała pudełko po butach, pełne taśm oczekujących na przepisanie i przetrząsnęła je, sprawdzając daty. Dwudziesty piąty lutego, dziewiąty grudnia.
— Będzie za kilka minut — odezwała się z taśmy Vielle, a po niej kardiolog: — Ciśnienie? — Dwudziesty trzeci stycznia. Marzec — to tutaj. — Osiemdziesiąt na sześćdziesiąt — odpowiedziała pielęgniarka, a Joanna wcisnęła przewijanie i potem odtwarzanie. — Pięćdziesiąt osiem — oznajmił Greg, a Joanna zatrzymała taśmę. Wyciągnęła ją z magnetofonu i w jej miejsce wsunęła inną, którą przewinęła do połowy.
— Było piękne — oznajmiła Amelia Tanaka. Za daleko. Joanna cofnęła, posłuchała, znowu cofnęła i włączyła odtwarzanie.
— Obudziła się? — spytał głos Richarda. Joanna się nachyliła. — O nie — zaprotestowała Amelia. — O nie, o nie, o nie.
Joanna dwukrotnie przesłuchała ten fragment, potem wyciągnęła kasetę i zastąpiła ją poprzednią, chociaż wiedziała już, co usłyszy, zdawała sobie sprawę, dlaczego w głosie Amelii rozbrzmiewał niepokój. Słyszała go już wcześniej.
— Ona jest za daleko. — Greg mówił z takim samym przerażeniem, taką samą rozpaczą.
Wcisnęła przewijanie i jeszcze raz odsłuchała jego słowa, lecz miała już pewność. Taki sam ton słyszała dzisiaj dwukrotnie, po raz pierwszy przy odczytywaniu fragmentu Biblii. „Gdy pójdziesz przez wody, Ja będę z tobą, i gdy przez rzeki, nie zatopią ciebie. Gdy pójdziesz przez ogień, nie spalisz się i nie strawi cię płomień”.
Gdyby nagrała panią Woollam na taśmę magnetofonową, wszystkie głosy zabrzmiałyby jednakowo. Tak samo, jak Maisie, mówiąca: „Myśli pani, że to boli?”
„Rety, człowieku, oni nie trafiliby słonia z takiej odleg…”
Ostatnie słowa generała Johna Sedgwicka, poległego w bitwie o budynek sądu w Spotsylvanii podczas wojny secesyjnej
Następnego ranka pan Wojakowski zjawił się dokładnie o umówionej godzinie.
— To jedna z rzeczy, których człowiek uczy się w marynarce, punktualność — poinformował Richarda i przystąpił do opowiadania historii o GeeGaw Rawlinsie, permanentnie spóźnialskim artylerzyście. — Zginął na Iwo. Pocisk smugowy prosto w oko — zakończył radośnie i podreptał do przebieralni, żeby włożyć szpitalną koszulę.
Richard wyświetlił zdjęcia pana Wojakowskiego z poprzedniej sesji. Jeszcze nie zdążył zapoznać się z jego poziomami endorfin. Ostatnie dwa dni spędził na analizie poziomu endorfin na skanach Amelii Tanaki z jej dwóch ostatnich sesji. Zgodnie z jego oczekiwaniami, poziom aktywności okazał się znacząco niższy podczas najnowszej sesji, zaobserwował także działanie mniejszej liczby receptorów, chociaż badana otrzymała taką samą dawkę dithetaminy. Czy wskutek wielokrotnego podawania tego samego środka ochotnicy zaczynali się na niego uodparniać?
Читать дальше