— W przyszłym tygodniu mam bardzo ważny test z anatomii. — Amelia uśmiechnęła się przepraszająco do Richarda. — Czy możemy umówić się za dwa tygodnie?
— Bardzo mi zależy na wcześniejszym spotkaniu — burknął Richard.
— Dobrze, panie doktorze. — Amelia nie przestawała się uśmiechać. — Ale musi pan wiedzieć, że jest pan jedyną osobą, dla której jestem gotowa to zrobić, a jeśli zawalę anatomię, to będzie to wyłącznie pana wina.
Zanim ustalili termin, pojawił się pan Pearsall. Po wydarzeniach poprzedniego dnia Richard nieco się obawiał, czy uda mu się wprowadzić go w stan śmierci klinicznej, lecz okazało się, że pan Pearsall nie tylko przeżył doświadczenia graniczne, ale jeszcze miał sporo do powiedzenia. Skan odpowiadał standardowi niemal tak dokładnie, jak zdjęcie Tanaki, a podczas wywiadu pan Pearsall wymienił pięć zasadniczych elementów, między innymi opuszczenie ciała.
— Leżałem na stole i czekałem, aż państwo zaczną — poinformował Joannę. — Oczywiście niczego nie widziałem, z powodu maski i zamkniętych oczu, aż nagle stwierdziłem, że widzę. Unosiłem się nad stołem i widziałem wszystko, pielęgniarkę badającą mi tętno i panią z małym magnetofonem przy moich ustach, i pana doktora przy komputerze. Na ekranach pojawiały się kolorowe plamy, które wciąż zmieniały zabarwienie, z żółtego na pomarańczowy i z niebieskiego na zielony.
— Stwierdził pan, że się unosił nad stołem — odezwała się Joanna. — Może pan opowiedzieć coś więcej?
— Znajdowałem się tuż pod sufitem — opisał Pearsall. — Widziałem wierzchołki okien i szafek. — Ale nie to, co Joanna postawiła na szafce z lekarstwami, pomyślał Richard, a wszystko inne widział podczas rozmowy lub mógł dostrzec, wchodząc do pokoju.
Po raz kolejny podziwiał rozsądek Joanny. Nie chciał nawet myśleć, co by się stało, gdyby nie zaprosił jej do współpracy. Nagłówki w gazecie „Star”: „Naukowiec udowadnia istnienie życia po śmierci”, wraz z pozytywną opinią pana Mandrake’a i dodatkowymi wywiadami z doktorem Foxxem i panią Coffey, księżycowym medium. I koniec z finansowaniem dalszych badań, nawet przez Szpital Miłosierdzia. Koniec z wiarygodnością.
Joanna dodała badaniom wiarygodności wyłącznie dzięki swojemu zaangażowaniu. Siedziała w laboratorium w kardiganie oraz okularach w drucianych oprawkach i była oazą zdrowego rozsądku w dziedzinie zapełnionej szaleńcami i wariatami. Nie było możliwości, aby kiedykolwiek wziął do ręki „Stara” i przeczytał w nim, że Joanna uznała, iż Tamta Strona istnieje. Była nie tylko rozsądna, lecz także inteligentna i fantastycznie prowadziła rozmowy. Pozornie nic nie robiła, a udawało się jej wyciągnąć z ludzi znacznie więcej informacji niż jemu.
— Co się potem stało? — pytała pana Pearsalla.
— Usłyszałem dźwięk i znalazłem się w ciemnym miejscu.
— Może pan opisać ten dźwięk?
— To był taki… łomot, jakby jechała ciężarówka… albo jak grzechotanie.
Albo kule uderzające w skrzydło Wildcata, pomyślał Richard, zastawiając się, jak brzmiał dźwięk, którego opisanie nastręczało wszystkim tak wiele trudności. Czy ten odgłos był zupełnie nierozpoznawalny?
— Kiedy dotarłem do końca tunelu, drogę zagrodziła mi brama. Chciałem przez nią przejść, ale nie mogłem — opowiadał pan Pearsall, a w jego głosie nie pobrzmiewał niepokój. Kiedy Joanna poprosiła go o opisanie światła, stwierdził:
— Było jaśniejsze niż cokolwiek, co w życiu widziałem, ale mimo to sprawiło, że poczułem spokój, ciepło i bezpieczeństwo.
Później okazało się jednak, że skaner zarejestrował mniej niż połowę receptorów beta-endorfin, w dodatku oznaczonych kolorem zielonym lub niebieskim, wskazującym na najniższy poziom aktywności. Beta-endorfiny i NPK występowały w ilościach śladowych, za to obficie pojawiły się alfa-endorfiny i kwas gamma-aminomasłowy, inhibitor endorfin.
Richard odtworzył analizy najnowszych skanów Amelii. Nie dostrzegł ani beta-endorfin, ani NPK, a alfa-endorfiny znajdowały się na niskim poziomie.
Na wykresach nie zarejestrowano kortyzolu.
„To dziwne”.
Ostatnie słowa kowboja i hazardzisty Doca Hollidaya
Przez kolejne dwa tygodnie Joanna straciła wszelkie złudzenia związane z tym, że z osobami uczestniczącymi w kontrolowanym eksperymencie łatwiej jest przeprowadzić wywiad niż z pacjentami. Nie potrafiła skłonić do mówienia pana Sage’a, nie potrafiła zmusić pana Wojakowskiego do zamilknięcia, a pani Troudtheim wciąż nie doświadczyła śmierci klinicznej, pomimo podejmowanych przez Richarda prób dobrania jej odpowiedniej dawki dithetaminy.
— Nie mam pojęcia, dlaczego nic z tego nie wychodzi — Richard obwieścił z niechęcią po trzeciej nieudanej próbie. — Myślałem, że rozwiązanie problemu tkwi w środku uspokajającym, bo badana się budzi, więc ostatnio zwiększyłem dawkę, a teraz użyłem dipritalu zamiast zalepamu i nic.
— Może pani Troudtheim należy do ludzi, którzy po prostu nie mogą przejść śmierci klinicznej? — zasugerowała Joanna. — Czterdzieści procent pacjentów, którzy byli reanimowani, niczego nie pamięta.
— Nie, to nie to.
— Skąd wiesz?
— Bo mamy tylko pięciu ochotników — wyjaśnił. — Sprawdzę jej poziomy kortyzolu. Może dawka jest wciąż za niska.
To tylko pogorszyło sprawę. Kiedy Joanna weszła do laboratorium przed kolejną sesją Amelii, Richard niespodziewanie spytał:
— Nie wspominałaś mi przypadkiem, że twoi pacjenci często mówią, że doświadczenia graniczne to nie sen?
— Zgadza się — potwierdziła. — To była jedna z pierwszych rzeczy, które mnie zaskoczyły, kiedy przystąpiłam do prowadzenia badań. Jeden z koronnych argumentów Mandrake’a dotyczących realności doświadczeń granicznych opiera się na tym, że wszyscy jego pacjenci mówią, że to nie był sen. Oczywiście subiektywne wspomnienia niczego nie dowodzą, co zresztą usiłowałam mu zakomunikować, ale doszłam do wniosku, że on i tak skłania swoich badanych do tego typu wyznań. Kiedy jednak sama zaczęłam rozmawiać z pacjentami, okazało się, że pan Mandrake nie przesadza — niemal wszyscy z własnej woli powtarzali, że swoje przeżycia odebrali jako rzeczywistość, a nie sen.
— Czy udało ci się skłonić ich do bardziej szczegółowych wyjaśnień?
— Masz coś do jedzenia? — zainteresowała się Joanna. — Przez cały lunch usiłowałam dodzwonić się do pani Haighton.
— Jasne. — Richard sięgnął do kieszeni. — Niech sprawdzę, sok V8, mieszanka studencka, krakersy z serem i masłem fistaszkowym… i pomarańcza. Wybieraj.
— Nie, wracając do twojego pytania. — Joanna rozerwała upakowanie krakersów. — Po prostu powtarzają, że czuli, jakby to była rzeczywistość. Może dlatego, że doświadczenia graniczne są spójne i linearne.
— Linearne?
— Rozumiesz, siedzisz sobie w piżamie, pisząc egzamin na koniec zajęć, na które nigdy nie uczęszczałeś, a potem nagle znajdujesz się w Paryżu, leżącym nad morzem, nieco na południe od Denver. W snach pojawia się mnóstwo miejsc i czasów, które zmieniają się jak w kalejdoskopie, widzisz przedmioty i ludzi z różnych epok i krajów, wszystko jest zupełnie niespójne. — Joanna pociągnęła łyk V8. — Żaden z moich badanych nigdy nie wspominał o tego typu przeżyciach. Doświadczenia graniczne najwyraźniej układają się w logiczną, linearną całość.
Przełknęła krakersa i kontynuowała:
— Poza tym doświadczenia graniczne są dłużej przechowywane w pamięci. Szybko zapominamy o tym, co nam się śniło, zwykle w przeciągu kilku minut od przebudzenia, a moi badani pamiętali o swoich doznaniach przez wiele dni, niekiedy lat. Skąd te wszystkie pytania dotyczące snów?
Читать дальше