— Bałam się, że pan na to nie wpadnie — przywitała go Maisie. — Pomyślałam, że może powinnam była powiedzieć dwadzieścia po drugiej, kiedy statek zatonął, a nie podawać czas nadania ostatniej wiadomości radiotelegraficznej.
— Czego się dowiedziałaś? — spytał Richard.
— Eugene rozmawiał z sanitariuszem, który tamtego dnia widział panią Joannę na pierwszym piętrze we wschodnim skrzydle. Powiedział, że rozmawiała z panem Mandrakiem.
Mandrake. A zatem rzeczywiście ją spotkał, nie wymyślił całego zdarzenia dla autoreklamy. Musiał zatrzymać Joannę, gdy szła porozmawiać z doktor Jamison.
— No i? — spytała niecierpliwie Maisie.
— Joanna pewnie wpadła na Mandrake’a, ale nie powiedziałaby mu niczego. Czy ten sanitariusz słyszał, co mówił Mandrake?
Maisie potrząsnęła głową.
— Pytałam o to Eugene’a. Podobno był zbyt daleko, aby cokolwiek zrozumieć, ale pan Mandrake bardzo dużo mówił, i ona tak samo. Sanitariusz twierdzi, że pani Joanna się śmiała.
— Śmiała? Razem z Mandrakiem?
— Wiem — skrzywiła się Maisie. — Ja też nie uważam go za człowieka, z którym można się pośmiać. Ale to właśnie powiedział Eugene.
Słowa Eugene’a należało traktować z odpowiednim dystansem. Richard słuchał relacji z trzeciej, właściwie z czwartej ręki. Świadkiem rozmowy Joanny z Mandrakiem był człowiek, który stał zbyt daleko, aby cokolwiek usłyszeć. Prawdopodobieństwo, że Joanna ujawniła Mandrake’owi jakiekolwiek istotne fakty, graniczyło z zerem, ale Richard obiecał sobie, że wyjaśni tę sprawę.
Wiedział, że jego poczynania stają się absurdalne.
— Spodziewałem się pańskiego telefonu — oznajmił Mandrake, kiedy Richard zadzwonił do niego z oddziału intensywnej opieki kardiologicznej. — Pani Davenport poinformowała mnie o odbyciu z panem rozmowy na temat komunikatów, które otrzymuje.
Nie dam rady, pomyślał Richard i z trudem się powstrzymał od odłożenia słuchawki. Miał świadomość, że zdradza Joannę, lecz przyszło mu do głowy, że nie miałaby nic przeciwko temu. Interesowało ją wyłącznie przekazanie mu odpowiedniej informacji.
— Chciałbym z panem porozmawiać osobiście — wyjaśnił Richard. — Czy będzie pan w swoim biurze?
— Tak, ale na dzisiejsze popołudnie zaplanowałem kilka spotkań, a mój wydawca… — Zapadła cisza. Pan Mandrake najwyraźniej sprawdzał swój rozkład dnia. — Może o drugiej… nie, jestem umówiony… a wydawca przychodzi o trzeciej… Pasuje panu pierwsza?
— Pasuje — odparł Richard i odłożył słuchawkę, licząc na to, że w przeciągu najbliższej półtorej godziny znajdzie rozwiązanie i nie będzie musiał iść do Mandrake’a.
Ponownie sięgnął po relacje Joanny i wypisał wszystkie — basen, Scotland Road, magazyn pocztowy, klucz. Klucz. Co było kluczem? Rakiety, sala gimnastyczna, rowery, kajuta radiotelegrafisty, worki z przesyłkami pocztowymi. Usiłował ustalić, które z nich występowały także w doświadczeniach granicznych Amelii Tanaki. Obydwie mówiły o drzwiach i butelkach — Amelia o butelkach z odczynnikami chemicznymi, a Joanna o kałamarzu, lecz w jego przeżyciach nie pojawiła się żadna butelka. Klucz? Musiał przekręcić klucz, aby otworzyć drzwi na korytarz. Pan Briarley poszedł do magazynu pocztowego, aby zdobyć klucz do szafki z rakietami. Marynarz obsługujący lampę sygnalizacyjną wspomniał coś o kluczu, a Amelia, mówiąc o katalizatorze, twierdziła: „Muszę znaleźć klucz”.
Naginam fakty, pomyślał Richard. Zresztą Joseph Leibrecht w swojej relacji ani razu nie wymienił słowa „klucz”. Poza tym Joanna nie podkreśliła go w wydrukach relacji.
No dobrze, wobec tego jakie słowa zaznaczyła? Woda? Ani w jego doświadczeniach, ani we wspomnieniach Amelii nie było mowy o wodzie ani o mgle. Może „czas”? Przypomniał sobie zegar na ścianie korytarza firmy White Star. Amelia bała się, że nie zakończy egzaminu na czas, a Joseph Leibrecht wspomniał o dzwonie kościelnym. Poza tym wiedział, że jest godzina szósta. W dodatku cała katastrofa Titanica sprowadzała się do uciekającego czasu.
Richard zastanowił się, która może być godzina. Za dziesięć pierwsza. Akurat tyle czasu, ile potrzeba, aby pójść do Vielle i spytać ją, jakie podobieństwa zauważyła w relacjach, a potem udać się na spotkanie z Mandrakiem.
Zszedł na drugie piętro. Na łączniku wywieszono wielką tablicę z napisem „Nieczynne z powodu remontu”. Richard uznał, że pewnie skończyła się żółta taśma. Będzie musiał zejść do piwnicy, a stamtąd na dwór. Ruszył korytarzem z powrotem. Nagle w jego kieszeni rozległ się pisk pagera, wysoki i agresywny. Pomyślał, że to ćwiczenia Maisie, i wyciągnął urządzenie. Wcisnął czarny przycisk. Na wyświetlaczu pojawił się napis „Piąte piętro, zachodnie skrzydło”. Pod spodem wyświetlił się aktualny czas: 12.58.
Piąte piętro w zachodnim skrzydle. Co ona tam robiła? Nagle uświadomił sobie, o której godzinie otrzymał wiadomość — 12.58.
— Mówiła, że dziesięć po drugiej — powiedział głośno i rzucił się biegiem na drugie piętro, przez łącznik, i na górę po schodach technicznych.
Dotarł na piąte piętro w trzy minuty i dziewiętnaście sekund. Bez tchu wpadł do pokoju pielęgniarek.
— Szybko, gdzie Maisie Nellis?
— Prosto, drugie drzwi — odparła zaskoczona pielęgniarka, a pędząc korytarzem, Richard wciąż jeszcze sobie nie uświadomił, że w razie konieczności reanimacji pielęgniarka nie stałaby bezczynnie. Poza tym nie dzwonił alarm reanimacyjny.
Wpadł do pokoju, gdzie Maisie spokojnie leżała na łóżku na kółkach i wpatrywała się w pager.
— Rozmawiał pan już z panem Mandrakiem? — spytała z ciekawością.
— Niby… jak? — wydyszał. — Wzywałaś… mnie. Co jest? — Opadł na krzesło przy ścianie.
— Ćwiczenia — wyjaśniła.
— Ćwiczenia miały się odbyć dziesięć po drugiej, a nie za dwie pierwsza.
— Dziesięć po drugiej to był szyfr — oświadczyła. — Przywieźli mnie tu na jakieś badania, więc pomyślałam, że dobrze byłoby wypróbować pager, kiedy nie wie pan, gdzie jestem. Tylko w ten sposób można się przekonać, czy działa.
— Jak widzisz, działa. Dlatego kończymy z ćwiczeniami. Możesz mnie wzywać wyłącznie w nagłych wypadkach. Zrozumiano?
— Może powinniśmy przeprowadzić jeszcze kilka ćwiczeń? — Maisie zapatrzyła się tęsknie w pager. — W ten sposób mógłby pan wypracować system szybszego docierania na miejsce?
I tak szybko dotarłem, pomyślał. Znalazłem się tu w niecałe cztery minuty, startując z jednego z najbardziej oddalonych miejsc w szpitalu. Zmieściłem się w limicie czasu, a i tak nie potrafiłbym jej pomóc w razie niebezpieczeństwa.
— Wykluczone. Możesz mnie wzywać tylko wtedy, gdy zagrozi ci niebezpieczeństwo.
— A jeśli uznam, że grozi mi niebezpieczeństwo, a nic mi nie będzie?
— Wówczas lepiej, aby się nie okazało, że chciałaś się ze mną spotkać i pogadać o pożarze cyrku w Hartford. Nie żartuję.
— Dobrze — zgodziła się niechętnie.
— No tak. — Spojrzał na zegarek. Dziesięć po pierwszej. — Spóźniłem się na spotkanie z Mandrakiem. Tylko nie mów: „Nie może pan jeszcze iść”.
— Wcale nie zamierzałam — oburzyła się. — Chciałam panu życzyć powodzenia.
Richard pomyślał, że będzie potrzebował nie tylko powodzenia. Niedługo potem wbił wzrok w Mandrake’a rozpartego za wypolerowanym blatem biurka.
— Spodziewałem się pana o pierwszej — oświadczył Mandrake, spoglądając wymownie na zegarek. — Obawiam się, że teraz mam kolejne…
Читать дальше