Amelia skinęła głową.
— Obiecałam, że zrobię wszystko, co się okaże konieczne — odparła i przedstawiła szczegółowy opis, dodatkowo wzbogacony odpowiedziami na pytania Richarda i Vielle.
— Ilu pani profesorów znajdowało się w biurze? — zainteresowała się Vielle.
— Czterech — padła odpowiedź, — Doktor Eldritch, mój reżyser, pani Ashley, mój nauczyciel angielskiego z liceum i mój świeżo upieczony profesor od chemii. Tak naprawdę wcale nie był profesorem, tylko absolwentem uniwersytetu. Nie cierpiałam go. Na wszystkie pytania odpowiadał: „Sami musicie się tego domyślić”.
— Był tam pani nauczyciel angielskiego? — Richardowi przyszedł do głowy pan Briarley.
Amelia skinęła.
— Tak naprawdę to była kobieta i wcale nie miałam z nią lekcji. Zmarła miesiąc po rozpoczęciu roku szkolnego.
Vielle wypytała ją szczegółowo o oznaczenia na butelkach z chemikaliami.
— Wie pani, jak opracowane są wzory chemiczne? Oznaczenia liczbowe znajdują się pod kreską. Tam wszystko wypisano w szeregu.
— Pamięta pani którekolwiek z oznaczeń literowych? — dopytywała się Vielle.
Amelia zaprzeczyła.
— A pamięta pani jeszcze cokolwiek, co się nie zgadzało? — ciągnęła pielęgniarka.
Amelia wbiła wzrok w przestrzeń.
— Chłód — odparła w końcu. — W tamtym laboratorium zawsze jest gorąco, bo zainstalowano tam staroświeckie grzejniki. W moich doświadczeniach było tam lodowato, jakby ktoś zostawił gdzieś otwarte drzwi.
— Joanna również wspominała o zimnie — zauważyła Vielle po wyjściu Amelii. — A Joseph Leibrecht?
— Mówił, że widział śnieżne pola, ale wymieniał też wrzące morze. Poza tym utrzymywał, że ktoś go cisnął w płomienie. W moich doświadczeniach granicznych nie zaobserwowałem niczego gorącego ani zimnego.
— I ty, i Amelia czegoś szukaliście — podsunęła Vielle.
— Podobnie jak Joanna. Ale Joseph Leibrecht nie.
— A co z jej przekonaniem o śmierci nauczyciela angielskiego?
— To jeden z zasadniczych elementów doświadczeń granicznych.
— Jak myślisz, istnieje jakakolwiek szansa przekonania Carla Aspinalla do rozmowy z tobą?
— Nie odbierają telefonu.
Vielle ze zrozumieniem pokiwała głową.
— Mają funkcję identyfikacji rozmów przychodzących. Ponowna wyprawa w góry nie ma raczej sensu?
Najmniejszego, pomyślał. Zresztą nie tam należało szukać odpowiedzi. Mógł jej udzielić pan Briarley, a uzyskanie jej od niego było równie nieprawdopodobne. „Sami musicie się tego domyślić”, stwierdził nauczyciel Amelii.
— Możesz jeszcze raz poddać Amelię badaniu? — spytała Vielle, kiedy odprowadzał ją do drzwi laboratorium.
— Niewykluczone, choć zapewne powtórzy się u niej ten sam obraz ujednolicający.
— Och, świetnie, że pana zastałam — rozległ się głos i do pomieszczenia weszła matka Maisie, ubrana w słonecznożółtą garsonkę. — Czy to zły moment?
— Właśnie wychodziłam. Pomyślę jeszcze i do ciebie zadzwonię — oświadczyła Vielle i pośpiesznie się wymknęła.
— Nie chciałam przeszkadzać — stwierdziła pani Nellis. — Proszę. — Wręczyła mu małe czarne pudełko.
— Co to takiego? — Przedmiot przypominał bardzo małego palmtopa.
— Pański pager. Wspomniał pan, że problem z zastosowaniem pańskiej procedury wiąże się ze zbyt krótkim czasem na udzielenie pomocy, wynoszącym zaledwie od czterech do sześciu minut.
Richard pomyślał, że mówił o nieodwracalnej śmierci mózgu, zachodzącej w ciągu od czterech do sześciu minut. Matka Maisie nie potrafiła nawet wymówić słowa „śmierć”, ani też przyznać, że w razie konieczności oczekuje od niego sprowadzenia jej córki z powrotem do świata żywych.
— Ten pager rozwiązuje problem — oznajmiła z bezgranicznym zadowoleniem.
— Już mam pager — sprzeciwił się. Nawet gdyby urządzenie zadzwoniło w chwili utraty przez Maisie przytomności, i tak musiałby dostać się do telefonu i dowiedzieć, gdzie szukać dziewczynki. Oczywiście, o ile ktokolwiek bawiłby się w odbieranie telefonów podczas reanimacji.
— To nie jest zwykły pager, tylko urządzenie lokacyjne. Maisie ma przy sobie podobny automat, a także wszyscy jej lekarze i pielęgniarki. W wypadku konieczności reanimacji Maisie natychmiast wcisną ten przycisk. — Wskazała czerwony guzik z boku pudełka. — Wówczas w pańskim pagerze rozlegnie się alarm. Jego dźwięk jest charakterystyczny, więc na pewno nie pomyli go pan z niczym innym.
Richard pomyślał, że urządzenie na pewno wygrywa melodię Uśmiechnij się, jutro będzie lepiej.
— Kiedy tylko usłyszy pan alarm, musi pan tu wcisnąć. — Pani Nellis wskazała czarny guzik. — Wówczas na wyświetlaczu pojawi się napis, skąd wysłano sygnał. Na przykład: „Oddział intensywnej opieki kardiologicznej” albo: „Zachodnie skrzydło, trzecie piętro” i tak dalej. Przez większość czasu Maisie będzie leżała w swoim pokoju na kardiologii, ale niekiedy, jak pan sam zauważył, jeździ na badania lub… — zacisnęła kciuki — …może się znaleźć na sali operacyjnej, gdzie będą ją przygotowywać do przeszczepu nowego serca. W ten sposób od razu dowie się pan, gdzie jej szukać. Chciałam kupić urządzenie, które zarejestrowałoby miejsce pańskiego pobytu i wyznaczyło najkrótszą drogę do pokonania, ale informatyk stwierdził, że nie istnieje jeszcze odpowiednia technologia.
— Proszę pani, nie istnieje także odpowiednia technologia umożliwiająca ratowanie pacjentów w stanie śmierci klinicznej — oświadczył Richard, usiłując zwrócić urządzenie.
— Ale się pojawi — odparła z przekonaniem. — A kiedy to nastąpi, nie będzie pan musiał martwić się, jak odnaleźć Maisie. Zdaję sobie sprawę, że wciąż są trudności z szybkim dotarciem do niej, ale pracuje nad tym inny programista.
Richard stwierdził w duchu, że i tak zna najkrótszą drogę, gdyż ma w pamięci cały plan szpitala, wszystkie schody i skróty. Mógł dotrzeć do Maisie na czas, lecz nie znał sposobu na odratowanie jej w krytycznej sytuacji. Gdyby tylko dowiedział się, co próbowała mu przekazać Joanna.
— Oczywiście to tylko jeden z środków ostrożności. Lekarze Maisie spodziewają się nowego serca lada dzień, a mała świetnie się trzyma. Wszyscy są zachwyceni jej wynikami. No dobrze — oświadczyła, stanowczo wciskając pager w jego dłoń. — Wiem, że chciałby pan sprawdzić, jak działa to urządzenie, więc Maisie uruchomi swój pager dziesięć po drugiej. Usłyszy pan alarm i sprawdzi, czy wyświetlacz pokazuje odpowiednią lokalizację.
— Dziesięć po drugiej? — zdziwił się Richard.
— Tak. Proponowałam drugą, żeby nie miał pan wątpliwości, że chodzi o ćwiczenia, ale Maisie upierała się przy drugiej dziesięć. Nie mam pojęcia czemu.
Za to ja mam, pomyślał. To szyfr. Maisie się czegoś dowiedziała.
— O drugiej niekiedy zabierają ją na badania. Może uznała, że jeśli znajdzie się poza swoim pokojem, test urządzenia będzie wiarygodniejszy. To takie inteligentne dziecko.
A jakże, zgodził się w duchu.
— Gdzie mam się znajdować, kiedy rozlegnie się alarm?
— Gdziekolwiek. Właśnie o to chodzi. Pager zawiadomi pana wszędzie i wyświetli informację o miejscu pobytu Maisie. Niestety, o wpół do drugiej mam spotkanie z prawnikiem, więc nie mogę uczestniczyć w próbie, ale Maisie zapewne rozwieje wszystkie pańskie wątpliwości.
Mam nadzieję, pomyślał, przyglądając się, jak pani Nellis odchodzi w stronę windy. Maisie na pewno znalazła kogoś, kto widział Joannę w windzie lub na jednym z korytarzy. Przy odrobinie szczęścia mógł to być ktoś, kto zastał ją w pokoju Carla Aspinalla. Pani Nellis weszła do kabiny. Richard zaczekał, aż drzwi się zasuną, a potem udał się na oddział intensywnej opieki kardiologicznej.
Читать дальше