— Rozumiem — przytaknęła pani Nellis.
Pomyślał, że to nieprawda, że mama Maisie wcale nie pojmuje jego słów.
— Nawet gdyby opracowano nową terapię, która na razie nie istnieje, należałoby uzyskać zgodę dyrekcji szpitala i wystąpić o zezwolenie od rady badawczej…
— Wiem, że nie obejdzie się bez przeszkód. Kiedy do badań klinicznych skierowano amiodipril, wciągnięcie Maisie na listę osób oczekujących trwało miesiącami, ale mój prawnik jest bardzo dobry w pokonywaniu przeszkód.
Wyobrażam sobie, skomentował w myślach.
— Właśnie dlatego wciągnięcie Maisie do pańskiego projektu jest sprawą najwyższej wagi. Dzięki temu wszelkie problemy będzie można rozwiązać zawczasu. Oczywiście, wszystko to, co mówię, to tylko dodatkowe środki ostrożności, Maisie bowiem świetnie sobie radzi na inhibitorze konwertazy angiotensyny. Jej stan jest stabilny, być może nie potrzebuje już żadnego dodatkowego leczenia. Na wszelki wypadek chciałabym jednak, aby wszystko było przygotowane. Właśnie dlatego przyszłam do pana od razu po tym, jak Maisie powiedziała mi o pańskim sposobie leczenia pacjentów w stanie śmierci klinicznej. Jeśli Maisie znajdzie się wśród osób uczestniczących w tych badaniach, będzie zaaprobowana przez pana przełożonych, a wszelkie dokumenty gotowe, gdy terapia stanie się dostępna. W ten sposób unikniemy wszelkich niepotrzebnych opóźnień w skierowaniu Maisie do leczenia.
Richard przestał słuchać w chwili, gdy pani Nellis wyznała, swoje informacje uzyskała od Maisie.
Maisie powiedziała coś takiego swojej mamie? Oświadczyła, że Richard potrafi przywracać życie umarłym? Skąd jej przyszedł do głowy tak niedorzeczny pomysł? Jedyną osobą, z którą dziewczynka kiedykolwiek rozmawiała na ten temat, była Joanna, a ona przecież nigdy jej nie okłamywała. Na pewno nie obudziłaby w niej złudnych nadziei.
Zresztą nawet gdyby powiedziała Maisie o rzekomym istnieniu cudownego leku (w co Richard absolutnie nie wierzył), Maisie by w to nie uwierzyła. Przecież to właśnie ona nosiła identyfikator na szyi, aby w wypadku jej śmierci można było rozpoznać zwłoki. Jeśli tragedia Hindenburga, pożar cyrku w Hartford i katastrofa Lusitanii czegokolwiek Maisie nauczyły, to tego, że nie ma czegoś takiego jak cudowne ocalenie w ostatniej chwili. Jej matka mogła wierzyć w cuda, lecz Maisie myślała trzeźwiej. Zresztą, nawet gdyby było inaczej, dziewczynka na pewno nie powiedziałaby tego właśnie mamie.
Według słów Joanny, Maisie nie zwierzała się matce. Ukrywała przed nią książki, nie zdradzała się z zainteresowaniem katastrofami, nie powiedziała jej nawet, że od Richarda dowiedziała się o śmierci Joanny. Pani Nellis dopuszczała wyłącznie optymistyczne rozmowy, nie pozwalając córce nawet wspominać o śmierci klinicznej. Musiało się wydarzyć coś nieoczekiwanego. Być może Maisie przypadkowo wymieniła nazwisko Richarda, a potem usiłowała zamaskować fakt, że poinformował ją o morderstwie, i wspomniała coś na temat jego badań. W rezultacie jej matka wyobraziła sobie, że Richard znalazł się o krok od odkrycia cudownej terapii.
— Będzie pan potrzebował odpis jej historii choroby — zadecydowała pani Nellis. — Przyniosę z archiwum podanie o dołączenie Maisie do programu badawczego. Bardzo się jej to spodoba. Była niezwykle podekscytowana, opowiadając mi o pańskiej pracy. Niebezpieczeństwo ponownego zapadnięcia w stan śmierci klinicznej bardzo ją przeraża. Zapewniłam ją, że lekarze nie dopuszczą, aby stało się jej cokolwiek złego, ale i tak się ogromnie boi.
Richard pomyślał, że przecież wcześniej dwukrotnie przeżywała śmierć kliniczną i nie wywarło to na niej większego wrażenia. Poza tym wiedziała o przeszczepie, kiedy odwiedził ją z Kit, i wcale nie wydawała się przestraszona. Myślała wyłącznie o tym, jak im pomóc w poszukiwaniach miejsca, do którego udała się Joanna.
— Oczywiście jestem świadoma ogromnego popytu, jaki będzie towarzyszył pojawieniu się lekarstwa na śmierć kliniczną. Wielu pacjentów z całą pewnością zgłosi się do pana na terapię. Także z tego powodu chciałabym dołączyć córkę do projektu badawczego na tak wczesnym etapie. Porozmawiam z prawnikiem o przygotowaniu odpowiedniego zezwolenia na dołączenie do badań osoby niepełnoletniej. Jestem już umówiona z moim adwokatem. Zamierzam spytać go o wszelkie inne potencjalne przeszkody natury formalnej.
Dlaczego Maisie jej o tym powiedziała? Musiała wiedzieć, że nawet przypadkowa wzmianka o możliwości opracowania odpowiedniej terapii zostanie przez jej matkę odebrana jako odkrycie przełomowego sposobu leczenia. Więc skąd u Maisie pomysł podjęcia tego tematu w rozmowie z mamą? Nie ulega wątpliwości, że dziewczynka świetnie zdawała sobie sprawę z konsekwencji swoich słów i przewidziała, ze pani Nellis wpadnie do jego laboratorium i zażąda od niego…
Otóż to. Właśnie dlatego Maisie o tym powiedziała. Chciała, żeby jej mama się tutaj zjawiła, i nalegała, aby udał się na spotkanie z córką. Maisie się dowiedziała, dokąd poszła Joanna, i w ten sposób chciała go o tym poinformować. Tylko dlaczego po prostu nie zadzwoniła? Albo nie zawiadomiła go przez pager?
— Zanim podejmę jakiekolwiek decyzje dotyczące moich badań, muszę porozmawiać z Maisie — oświadczył.
— Oczywiście. Zawiadomię oddział intensywnej opieki kardiologicznej. Maisie nie ma telefonu w pokoju, ale powiem pielęgniarce, żeby pozwoliła panu spotkać się z nią.
A zatem Maisie nie może korzystać z telefonu. Nie miała jak przekazać mu wiadomości, więc skontaktowała się z nim w ten sposób.
— Jeśli napotka pan jakiekolwiek przeszkody, proszę powiedzieć personelowi oddziału, aby skomunikowali się ze mną. Zresztą zaraz pójdę i dopiszę pana do listy gości. Po spotkaniu z prawnikiem porozmawiam w archiwum o procedurze składania odpowiednich podań. A teraz nie będę już dłużej przeszkadzała panu w pracy badawczej. Nie wątpię, że przełom jest bliski! — Uśmiechnęła się promiennie i wyszła.
Kiedy usłyszał dzwonek windy, chwycił fartuch z identyfikatorem, wziął pod pachę oficjalnie wyglądającą teczkę i wyruszył na oddział intensywnej opieki kardiologicznej. Poszedł schodami na szóste piętro i pokonał łącznik, myśląc, że opłacało się poświęcić tyle godzin na sporządzenie planu szpitala. Teraz mógł w pięć minut dotrzeć do każdego miejsca w budynku.
Zbiegł schodami na piąte piętro, a potem korytarzem na oddział. Przy drzwiach stał strażnik, który zerknął na identyfikator Richarda i uśmiechnął się ze zrozumieniem. Richard prędko minął hol i dotarł do pokoju Maisie. Pielęgniarka siedząca za biurkiem przed drzwiami wstała na jego widok.
— Czym mogę służyć? — spytała, stając na progu.
— Nazywam się Wright. Przyszedłem porozmawiać z Maisie Nellis.
— Ach, tak, pani Nellis wspomniała, że pan się zjawi. — Odsunęła się od drzwi. Maisie leżała na poduszkach i oglądała telewizję. — Doktor Wright chciałby zamienić z tobą kilka słów — zwróciła się do niej pielęgniarka, następnie podeszła do kroplówki i wcisnęła przycisk na stojaku.
— Dzień dobry — przywitała się apatycznie Maisie i ponownie zajęła się oglądaniem filmu. Richard się zaniepokoił. Może się mylę i ona nie ma dla mnie żadnej wiadomości? Uważnie przyjrzał się dziewczynce. A jeśli wszystko sobie wymyśliłem?
Pielęgniarka poprawiła przewód kroplówki, ponownie wcisnęła przycisk i wyszła, zostawiając drzwi lekko uchylone.
— Najwyższy czas — oznajmiła Maisie, siadając na łóżku. — Dlaczego tak długo pan nie przychodził?
Читать дальше