— Już czas — szepnęła Joanna. — Bliżej Ciebie, Panie . — Jednak to nie była ta melodia. — No, nie jest najgorzej. — Usiłowała się uśmiechnąć do psa. — Rozwikłaliśmy tajemnicę ostatniego utworu orkiestry, czy grała Bliżej Ciebie, Panie , czy też Jesień . — Ale to także nie była Jesień. Muzycy wcale nie zagrali hymnu religijnego, tylko Gwiazdy i pasy na zawsze .
— Och, Maisie — mruknęła.
Obok przegalopował wymachujący nożem Apacz. Z żurawików, z relingu i ze schowka zaczęła wypływać woda.
— To najgorsza z możliwych katastrof na świecie — zatkał do mikrofonu reporter, stojący na dachu kwater oficerskich. — To tragiczny wypadek, panie i panowie, wszędzie dym i płomienie! O ludzkości! — Uruchomił się alarm reanimacyjny.
Joanna spojrzała w górę, gdzie wznosiła się rufa statku, zawieszona w ciemnościach. Przycisnęła psa, usiłując osłaniać jego łeb. Światła zgasły, zamrugały ciemną czerwienią, znowu zgasły i znowu się zapaliły. Jak alfabet Morse’a. Jak Lavoisier.
Rozległ się potworny hałas i wszystko zaczęło spadać, leżaki, fortepian, wielkie kominy, skrzypce, indiańskie maczugi, karty do gry, pocztówki, granaty, naczynia, wieczór smakołyków, relacje, treliaże i telegramy. Książki wylatywały z półek, Lustra i labirynty , ABC Titanica , Światło na końcu tunelu . Żurawiki wypadły z mocowań, podobnie jak mechaniczny wielbłąd i urządzenie do ćwiczeń, które teraz bardziej niż kiedykolwiek przypominało gilotynę. Wsporniki upadły, a wraz z nimi telegraf z maszynowni, ustawiony na „stop”, skany, maski na oczy, skróty, arterie, starzy żeglarze, dyktafony, metafory, metalowe identyfikatory, wentylatory, noże, neurony, noc.
Wszystko to z donośnym, ogłuszającym rykiem spadło na Joannę i małego buldoga, a w ostatniej chwili, zanim zniknęli, uświadomiła sobie, że myliła się co do hałasu, który słyszała w przejściu. To nie silniki się zatrzymywały, to nie brzęczał alarm reanimacyjny ani też góra lodowa nie rozrywała burty statku. To jej całe życie waliło się na nią, przytłaczało ją i miażdżyło.
„Trzymajcie się”.
Radiotelegraficzna wiadomość ze statku Frankfurt do Titanica
— Usiłuję się z panem skontaktować od środy — wyjaśniła z oburzeniem Maisie, zwracając się do Richarda. Sięgnęła po pilota i wyłączyła dźwięk w filmie Dźwięki muzyki . — Tylko że na tym oddziale nie można mieć telefonów w pokoju, więc trzeba prosić pielęgniarkę dyżurną, która dzwoni w imieniu chorego, wybiera numer i tak dalej, a telefony komórkowe też są niedozwolone ze względu na rozruszniki serca. Ich praca może ulec zakłóceniu i istnieje ryzyko wystąpienia migotania komór i w ogóle — mówiła Maisie, śpiesząc się nieco. — No więc poprosiłam siostrę Lucille o zadzwonienie do pana, a ona spytała po co, a nie mogłam podać prawdziwego powodu, bo mam udawać, że nic nie wiem o pani Joannie. Następnym razem musimy ustalić jakieś hasło rozpoznawcze.
— Dobrze, coś wymyślimy — zgodził się Richard. — Dowiedziałaś się, kogo poszła odwiedzić Joanna?
— Tak. Tak czy owak, powiedziałam jej, że chcę się z panem spotkać, i dodałam, że nie jest pan odwiedzającym, tylko lekarzem, ale i tak nie chciała zadzwonić.
Zamilkła, aby nabrać powietrza. Trochę się zadyszała, lecz po chwili ciągnęła:
— No więc poprosiłam ją, żeby zatelefonowała do pani Sutterly, aby przyniosła mi książki, bo ona nie jest odwiedzającą, a ja potrzebuję książek do odrobienia pracy domowej. Kiedy przyszła, pomyślałam, że dyskretnie wręczę jej kartkę z pańskim numerem telefonu, ale siostra Lucille oświadczyła, że mogą wejść tylko członkowie rodziny. Czuję się jak w więzieniu.
— I poinformowałaś mamę, że odkryłem lekarstwo na śmierć kliniczną? — podsunął Richard.
Maisie skinęła głową.
— Wpadłam na to, kiedy oglądałam Nie wierzcie bliźniaczkom , a dokładnie tę część, w której oszukują mamę. Nic innego nie przyszło mi do głowy — przyznała przepraszająco. — Pomyślałam, że sama pana skłoni do przyjścia, jeśli uzna, że opracował pan sposób na przywracanie do życia pacjentów w stanie śmierci klinicznej. I miałam rację. — Zrobiła poważną minę. — Tak naprawdę wiem, że nie umie pan tego robić. Gniewa się pan?
— Nie. Powinienem był wpaść do ciebie wcześniej, bo nie dzwoniłaś. Odwiedziłem cię dwa dni temu, lecz właśnie zabrano cię na badania.
— Zgadza się, na echokardiogram. Po raz kolejny. Kiedy byłam na dole, cały czas starałam się znaleźć kogoś, kto prześle panu wiadomość na pager, ale nikt mi nie chciał pomóc. Mówili, że pagery służą wyłącznie do przekazywania informacji zawodowych.
— Najważniejsze, że się ze mną skontaktowałaś — podsumował. — I dowiedziałaś się, gdzie była Joanna i z kim rozmawiała.
— To mi sprawiło jeszcze więcej kłopotów niż przekazanie panu wiadomości, bo nigdzie nie mogłam pójść ani do nikogo zadzwonić, a miałam pewność, że jeśli spytam pielęgniarki, zainteresują się, co chcę wiedzieć. Dlatego spytałam Eugene’ a. To ten facet, który przynosi jedzenie. Kiedy leżałam na pediatrii, Eugene też mi podawał posiłki, więc przyszło mi do głowy, że na pewno obsługuje wszystkie piętra i widuje wiele osób.
— I jak, spotkał Joannę? — spytał Richard, usiłując wrócić do tematu.
— Nie. Sporo się namęczyłam, zanim skłoniłam Eugene’a, aby popytał ludzi, czy widzieli panią Joannę. Wcale nie miał na to ochoty. Stwierdził, że pacjenci wciąż go nakłaniają do robienia niedozwolonych rzeczy, takich jak dokładanie dodatkowych ciasteczek na tacę albo przemycanie pizzy i tak dalej, a on może z tego powodu stracić pracę, więc mu wyjaśniłam, że wcale nie chodzi mi o przynoszenie czegokolwiek, tylko popytanie ludzi o pewną sprawę, a ponieważ jestem bardzo chora i będę miała przeszczepiane serce i w ogóle, to jeśli tego dla mnie nie zrobi, to sama zacznę chodzić po ludziach i ich wypytywać, a wtedy pewnie stracę przytomność i trzeba będzie mnie reanimować.
Maisie Machiavelli.
— I wtedy się zgodził?
— Tak jest. Jedna z osób roznoszących tace widziała panią Joannę w zachodnim skrzydle, kiedy szła schodami na czwarte piętro i bardzo się śpieszyła.
Czwarte piętro. Co tam się mieści?
— Skłoniłam Eugene’a do porozmawiania z salowymi z czwartego piętra, lecz nikt inny jej nie zauważył. A potem pomyślałam sobie, że na tym piętrze jest łącznik między budynkami i może pani Joanna właśnie tam zmierzała.
— Skąd wiesz, że na czwartym piętrze jest łącznik?
— Och, tak jakoś. — Maisie bąknęła wymijająco, wbijając wzrok w ekran telewizora. Dzieci von Trapp właśnie wpychały żabę do kieszeni Marii. — Czasami chodzę na badania i takie różne. Zresztą pomyślałam, że może pani Joanna szła do wschodniego skrzydła, więc powiedziałam Eugene’owi, aby popytał wszystkich tamtejszych roznosicieli posiłków, ale nikt jej nie zauważył, więc zastanowiłam się, kto jeszcze oprócz pielęgniarek i osób z tacami zwykle przebywa na korytarzach, na przykład sprzątaczki i kierowcy tych pojazdów do mycia podłogi.
— Czy to od nich wiesz, z kim rozmawiała Joanna?
— Nie. Wracając do tematu, Eugene oświadczył, że jeden z sanitariuszy widział panią Joannę schodzącą na oddział nagłych wypadków, ale to nie miało znaczenia, bo i tak pan wiedział, że tam poszła. Mimo wszystko spisałam jednak jego nazwisko, na wypadek, gdyby chciał pan z nim porozmawiać. — Sięgnęła do nocnej szafki, wyciągnęła złożoną kartkę papieru, przypominającą tę, na której wypisywała wiadomości radiotelegraficzne, i ją rozprostowała. Richard ujrzał dwa nazwiska.
Читать дальше