— Czy to wszystko? — spytał Richard.
— Nie. Zamyśliłam się. Może dym jest wskazówką.
— Wydawało mi się, że nie znalazłaś informacji o jakichkolwiek pożarach na Titanicu, które wybuchły podczas katastrofy.
— O to właśnie chodzi. Wszystko inne, co ujrzała Joanna — urzędnicy pocztowi, wciągający worki z przesyłkami na pokład łodziowy, pasażerowie kręcący się po pokładzie, rakiety — to wszystko okazało się prawdą. Swoje opisy sali gimnastycznej oraz głównych schodów i czytelni mogła zapożyczyć z jednej z książek wujka Pata.
— Ale nie znalazła w nich ani słowa o dymie.
— Ani o dymie, ani o mgle, cokolwiek to było. Dym nie pasuje do reszty. Może Joanna zastanawiała się nad jego znaczeniem i znalazła odpowiedź. Przecież przełomowe odkrycia w nauce wynikają właśnie z tego, że coś nie pasuje do reszty.
— Zgadza się. A może chciała udowodnić, że dym nie pasuje, bo to by dowodziło, że nie widziała prawdziwego Titanica. Możliwe, że właśnie dlatego zadawała ci te wszystkie pytania na temat magazynu pocztowego i salonu jadalnianego pierwszej klasy. Po prostu liczyła na to, że jej opis nie będzie pasował do rzeczywistości.
— Dobrze, tylko dlaczego nie spisała tego, co widziała? Jeśli chciała udowodnić istnienie rozbieżności, powinna była zadbać o ich udokumentowanie. Tymczasem w jej relacjach, zarówno spisanych, jak i nagranych na taśmy, nie ma ani słowa o dymie, pożarze lub mgle. Z kolei wzmianki o nich pojawiają się w relacjach Maisie i pani Schuster. Wydaje mi się, że to dobry trop.
— Za kilka minut się przekonamy — podsumował Richard, pokazując ledwie widoczny znak: „Timberline 13 km”.
Mgła stawała się coraz gęstsza, a droga coraz bardziej się wiła. Richard musiał skoncentrować się wyłącznie na obserwowaniu środkowej linii.
— „…woda…” — odczytała Kit. — „… nie… ciemność…”, a potem dwa słowa ze znakami zapytania „zimno?”, „ciemno?”
— Tunel — odezwał się Richard.
— Tunel? — zdumiała się Kit. — Jak można pomyśleć „tunel”, słysząc „zimno” i „ciemno”?
— Tunel — powtórzył i pokazał palcem. Przed nimi piętrzył się łuk wjazdu do tunelu, zupełnie czarny w gęstej mgle.
— Ach, tunel — zrozumiała Kit i wjechali do środka.
Nie zainstalowano w nim lamp, a zatem musiał być krótki. W dłuższych, takich jak tunel Eisenhowera czy te w kanionie Glenwood, zamontowano złote, sodowe oświetlenie. Ten tunel okazał się zupełnie czarny i mglisty.
„Dlaczego miałabym myśleć o Titanicu, skoro jest tyle możliwości?”, stwierdziła kiedyś Joanna. „Mieszkam w Kolorado, gdzie istnieje mnóstwo górskich tuneli”.
Richard doszedł do wniosku, że miała rację. Taki tunel od razu powinien przychodzić na myśl. Wąski, dający poczucie szybkiego przemieszczania się do przodu, ciemny. Z całą pewnością musiał zakręcać, bo Richard nie widział jego końca, nie dostrzegał światła.
Światło. Nie odniósł wrażenia, że skręca, lecz nagle pojawił się przed nimi oślepiająco jasny wyjazd. Richard aż się skulił na widok jaskrawej bieli.
„Jeden z nich mógłby mi się skojarzyć i byłoby to absolutnie logiczne”, mówiła Joanna, mając na myśli górskie tunele. Wrażenie wydostawania się na światło dziennie, na świeże powietrze, wrażenie przystosowywania się oczu do jasności, do oślepiającego błysku. Richard pomyślał, że jest zbyt jasno, i poczuł niepokój, Dlaczego jest tak jasno?
Kit podniosła dłoń, żeby zasłonić oczy. Wyglądała, jakby się osłaniała przed ciosem. Gdzie się znaleźli? Wyjechali z tunelu i trafili do innego świata. Niebieskie niebo, błyszczący śnieg i białe, porośnięte sosnami zbocza.
— Co się stało z mgłą? — zdumiała się Kit.
— Pewnie wjechaliśmy powyżej jej poziomu — zadecydował Richard, chociaż nie miał wrażenia, że jechali pod górę. Na następnym zakręcie ujrzeli w dole białą pokrywę chmur spowijających kanion.
— Niebo — mruknęła Kit, a Richard wiedział, że myślą o tym samym.
— Wszystko się zgadza, z wyjątkiem dzwonienia lub brzęczenia — dodał i wtedy rozległ się dźwięk telefonu komórkowego Kit.
— Pani Gray, czy wszystko w porządku? — spytała niespokojnie. Dzwoniła opiekunka pana Briarleya. — Ach. W szafce nad zlewem, za płatkami owsianymi. Tak mi się wydaje. — Kit się rozłączyła. — Nie mogła znaleźć cukru — z ulgą wyjaśniła Richardowi. Wzięła do ręki wydruki. — Lepiej skończę czytać, już prawie dojechaliśmy.
— Poprawka. Jesteśmy na miejscu — sprecyzował Richard, wskazując palcem znak Timberline. Skręcił na wąską, zaśnieżoną drogę, a potem na jeszcze jedną, węższą i bardziej zaśnieżoną, aż wreszcie się zatrzymał przed zadbanym wiejskim domkiem.
— Nie mogę w to uwierzyć — mruknęła Kit, kiedy podchodzili do drzwi. — Dowiemy się, co chciała nam przekazać Joanna.
Przy drzwiach przywitała ich kobieta, wyglądająca na zaskoczoną i nieco niespokojną.
— Pani Aspinall? — spytał Richard, nagle się zastanawiając, jak wytłumaczyć ich wyprawę i jednocześnie nie wyjść na wariatów. Jestem doktor Wright, a to pani Gardiner. Przyjeżdżamy ze szpitala Miłosierdzia. Jesteśmy…
— Ach tak, zapraszam — odetchnęła pani Aspinall i otworzyła szeroko drzwi. — To miło, że państwo mieli ochotę pokonać taki kawał drogi. Carl jest w dużym pokoju. Bardzo się ucieszy. Wzięła od Richarda płaszcz i powiesiła go w sieni. — Wczoraj gościliśmy doktora Cherikova. — Sięgnęła po płaszcz Kit. — Wszyscy lekarze są tacy mili, nie spodziewałam się, że ktokolwiek zechce się tutaj fatygować.
— Pani Aspinall… — zaczął Richard, lecz gospodyni szła już długim, wyłożonym sosnowymi deskami holem i opowiadała im, jak się czuje Carl.
— Jest z nim coraz lepiej, zwłaszcza tutaj, w górach. Przestały mu się śnić koszmary…
— Pani Aspinall — przerwał niezręcznie Richard. — Obawiam się, że zaszło pewne nieporozumienie. Nie jestem jednym z lekarzy pana Aspinalla.
Pani Aspinall zatrzymała się nagle i odwróciła.
— Przecież powiedział pan, że przyjechaliście ze Szpitala Miłosierdzia.
— Bo to prawda. Jesteśmy przyjaciółmi Joanny Lander. Razem prowadziliśmy projekt badawczy.
— Rozumiem. — Pani Aspinall zawahała się, jakby chciała ich wyprosić, lecz w końcu zaprowadziła ich do drzwi na końcu holu. Z całą pewnością nie znaleźli się w dużym pokoju, tylko w wiejskiej kuchni. — Mają państwo ochotę na herbatę?
— Nie, dziękujemy — odparł Richard. — Pani Aspinall, przyjechaliśmy dlatego, że…
— Głęboko zasmuciła mnie wiadomość o śmierci doktor Lander — oświadczyła pani Aspinall. — Była bardzo dobra dla mnie i dla mojego męża. Często przychodziła i siedziała przy nim, żebym mogła wyjść coś zjeść. — Ze smutkiem pokręciła głową. — Taka straszna tragedia. W dzisiejszych czasach wszędzie kryje się tyle przemocy. Carl też się ogromnie zasmucił.
Richard pomyślał, że Carl przynajmniej o wszystkim wie i nie trzeba będzie przechodzić przez to samo, co w wypadku Maisie. Na wszelki wypadek spytał jednak:
— Powiedziała pani mężowi o jej śmierci?
— Wcale nie zamierzałam. Wciąż jest bardzo osłabiony i nie znał jej. — Uśmiechnęła się przepraszająco. — Z trudem uświadamiam sobie, że wszyscy ludzie, którzy się nim zajmowali przez tyle tygodni i których tak dobrze znam, są dla niego zupełnie obcy.
Richard i Kit wymienili spojrzenia nad stołem.
— Ale Carl słyszał rozmowy pielęgniarek — ciągnęła pani Aspinall. — Kiedy Guadalupe weszła do pokoju, widział, że płakała i że stało się coś złego. Był przekonany, że ukrywam przed nim coś związanego z jego chorobą, więc w końcu o wszystkim mu powiedziałam.
Читать дальше