A w takim razie bardzo możliwe, że ktoś obserwuje szkołę.
Musi szybko to sprawdzić.
Nie zajęło mu to wiele czasu. Furgonetka była zaparkowana przecznicę dalej, na końcu zaułka. Łatwo było ją zauważyć. Wu rozważył możliwość, że w środku siedzi więcej niż jeden człowiek. Rzucił tam okiem, ale niczego nie zauważył. I tak nie miał już czasu. Musiał działać. Lekcje skończą się za pięć minut. A obecność dzieci bardzo skomplikuje sytuację.
Wu miał teraz ciemne włosy. Na nosie okulary w złotych oprawkach. Skulony, ruszył w kierunku furgonetki. Rozglądał się wokół tak, jakby zabłądził. Podszedł prosto do tylnych drzwi i już miał je otworzyć, gdy wyjrzał z nich łysy, spocony mężczyzna.
– Czego chcesz, koleś?
Mężczyzna był ubrany w niebieski dres. Pod bluzą nie miał podkoszulka, tylko gąszcz kłaków. Był wielki i agresywny.
Wu wyciągnął prawą rękę i złapał go za potylicę. Potem błyskawicznie uderzył lewym łokciem, wbijając go głęboko w szyję mężczyzny, miażdżąc krtań i łamiąc przełyk niczym kruchą gałązkę. Facet padł, rzucając się jak wyciągnięta na brzeg ryba. Wu wepchnął go do środka furgonetki i wsiadł.
Znalazł radiotelefon, lornetkę i pistolet. Wepchnął broń za pasek spodni. Mężczyzna wciąż podrygiwał. Wkrótce znieruchomieje.
Trzy minuty do dzwonka.
Wu zamknął drzwi furgonetki i szybkim krokiem poszedł ulicą w kierunku zaparkowanego samochodu Grace Lawson. Matki stały wzdłuż ogrodzenia, czekając na wyjście swoich pociech.
Grace Lawson wysiadła z samochodu i stała sama. Dobrze.
Wu zbliżał się do niej.
Po drugiej stronie szkolnego podwórka Charlaine Swain rozmyślała o reakcjach łańcuchowych i kostkach domina.
Gdyby między nią a Mikiem lepiej się układało.
Gdyby nie zaczęła tych perwersyjnych tańców dla Freddy'ego Sykesa.
Gdyby nie spojrzała przez okno w chwili, gdy pojawił się Eric Wu.
Gdyby nie wyjęła klucza ze skrytki i nie wezwała policji.
Jednak teraz, gdy minęła plac zabaw, padające kostki domina sięgnęły do chwili obecnej. Gdyby Mike nie odzyskał przytomności, gdyby nie kazał jej zająć się dziećmi, gdyby Perlmutter nie zapytał jej o Grace Lawson, no cóż, gdyby nie ten splot okoliczności, Charlaine nie spojrzałaby teraz w kierunku Grace Lawson.
Jednak Mike nalegał. Przypomniał jej, że dzieci jej potrzebują. Dlatego tu przyjechała. Odebrać Claya ze szkoły.
A Perlmutter zapytał Charlaine, czy zna Jacka Lawsona. Tak więc gdy Charlaine pojawiła się przed szkołą, było zupełnie zrozumiałe, a może nawet nieuniknione, że zaczęła szukać w tłumie jego żony.
I w ten sposób Charlaine spojrzała na Grace Lawson.
Miała nawet ochotę podejść do niej – czyż nie dlatego zgodziła się odebrać Claya? – ale nagle zobaczyła, że Grace wyjmuje telefon komórkowy i zaczyna coś mówić do aparatu.
Charlaine postanowiła trzymać się z daleka.
– Cześć, Charlaine.
Kobieta, typowa gadatliwa mamusia, która dotychczas nigdy nie zaszczyciła Charlaine minutą rozmowy, teraz patrzyła na nią z udawanym współczuciem. MI gazetach nie podano nazwiska Mike'a, napisano tylko o strzelaninie, ale wiadomo, jak rozplotkowane są małe miasteczka.
– Słyszałam o Mike'u. Jak on się czuje?
– Świetnie.
– Co się stało?
Podeszła do niej następna kobieta. Dwie inne też przysunęły się bliżej. I jeszcze dwie. Zaczęły schodzić się ze wszystkich stron, te troskliwe mamusie, otaczając ją, prawie zasłaniając jej widok.
Prawie.
Charlaine przez moment nie była w stanie się ruszyć. Stała jak skamieniała, patrząc, jak on podchodzi do Grace Lawson.
Zmienił wygląd. Teraz nosił okulary. I nie miał już blond włosów. Jednak nie było cienia wątpliwości. To ten człowiek.
Eric Wu.
Chociaż stała trzydzieści metrów od niego, Charlaine zadrżała, gdy Eric Wu położył dłoń na ramieniu Grace Lawson.
Zobaczyła, jak pochylił się i szepnął jej coś do ucha.
A wtedy Grace Lawson zdrętwiała.
Grace zauważyła nadchodzącego Azjatę.
Myślała, że przejdzie obok. Był za młody na ojca. Znała większość nauczycieli. Nie był jednym z nich. Pewnie to nowy praktykant. Na pewno. Nie zastanawiała się nad tym. Zaprzątały ją ważniejsze sprawy.
Zapakowała tyle ubrań, że powinno wystarczyć na kilka dni.
Ma kuzynkę mieszkającą w Penn State, w samym środku Pensylwanii. Może powinna pojechać do niej. Nie zadzwoniła, żeby ją uprzedzić. Nie chciała zostawiać żadnych śladów.
Wrzuciwszy ubrania do walizek, zamknęła drzwi sypialni.
Wyjęła i położyła na łóżku niewielki pistolet, który dał jej Cram. Patrzyła na niego przez długą chwilę. Zawsze była zagorzałą przeciwniczką prawa do posiadania broni. Jak większość rozsądnych ludzi bała się tego, do czego to może doprowadzić. Jednak wczoraj Cram wyłożył jej to dostatecznie jasno: czy nie grożono jej dzieciom?
Atutowa karta.
Grace zapięła nylonową kaburę na kostce zdrowej nogi.
Swędziało i było jej niewygodnie. Włożyła dżinsy z lekko rozszerzonymi nogawkami. Zasłoniły broń, pozostawiając jeszcze sporo miejsca. Oczywiście widać było lekkie zgrubienie, ale nie większe niż od cholewki buta.
Wzięła akta Boba Dodda z jego biura w „New Hampshire Post” i pojechała do szkoły. Teraz miała kilka minut czasu, więc została w samochodzie i zaczęła je przeglądać. Nie miała pojęcia, co chce znaleźć. W pudełku było sporo biurowych drobiazgów: miniaturowa amerykańska flaga, kubek do kawy, pieczątka z adresem nadawcy, mały przycisk do papieru z przezroczystego plastiku. Długopisy, ołówki, gumki, spinacze, korektory, pineski, karteczki, zszywacze.
Grace odgarnęła te śmieci, żeby przejrzeć papiery, ale tych było niewiele. Widocznie Dodd używał komputera. Znalazła kilka nieopisanych dyskietek. Może na jednej z nich odkryje jakiś trop. Sprawdzi to, kiedy znów będzie miała dostęp do komputera.
Papiery okazały się wycinkami z gazet. Artykuły napisane przez Boba Dodda. Grace przejrzała je. Cora miała rację.
Zajmował się mało istotnymi sprawami. Ot, ktoś napisał skargę, a Bob Dodd dociekał prawdy. Nie były to historie, które mogły skłonić kogoś do zabójstwa, ale kto wie? Czasem mały kamyk robi duże kręgi.
Już miała zrezygnować, właściwie już się poddała, gdy zauważyła znajdującą się na samym dnie fotografię. Ramka leżała zdjęciem do dołu. Grace odwróciła ją i spojrzała. Było to typowe zdjęcie z wakacji. Bob Dodd i jego żona Jillian stali na plaży, uśmiechali się, pokazując oślepiająco białe zęby, oboje ubrani byli w hawajskie koszule. Jillian miała rude włosy.
I szeroko rozstawione oczy. Grace nagle zrozumiała, co łączyło Boba Dodda z tą sprawą. Nie miało to nic wspólnego z tym, że był reporterem.
Jego żoną, Jillian Dodd, była Sheila Lambert.
Grace zamknęła oczy i potarła nasadę nosa. Potem starannie powkładała wszystko do pudełka. Odłożyła je na tylne siedzenie i wysiadła z samochodu. Potrzebowała czasu, żeby to wszystko przemyśleć i poskładać w sensowną całość.
Czworo członków zespołu Allaw – wszystko wiązało się z nimi. Sheila Lambert, czego właśnie dowiedziała się Grace, została w kraju. Zmieniła nazwisko i wyszła za mąż. Jack wyjechał do małej wioski we Francji. Shane Alworth był martwy lub nie wiadomo gdzie. Być może, jak twierdziła jego matka, pomagał gdzieś biednym w Meksyku. Gen Duncan została zamordowana.
Grace zerknęła na zegarek. Za kilka minut dzieci wyjdą ze szkoły. Zadzwoniła jej przypięta do paska komórka.
Читать дальше