Olga Gromyko - Zawód - Wiedźma. Część II

Здесь есть возможность читать онлайн «Olga Gromyko - Zawód - Wiedźma. Część II» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Zawód: Wiedźma. Część II: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zawód: Wiedźma. Część II»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Jak mówi stare przysłowie, gdzie mag nie może, tam… magiczkę pośle. Zasada ta obowiązuje także w drugim tomie opowieści o W.Rednej – nie takiej znowu wrednej – adeptce VIII roku Starmińskiej Wyższej Szkoły Magii, Wróżbiarstwa i Zielarstwa… Jej `wiedźmowatość` ma niezwykły talent do magii, nieprzeciętną intuicję i wściekłą inteligencję. Zawsze czyta cudzą korespondencję. Wiedzy tajemnej używa z wielkim hukiem. Widywana jest wyłącznie w złym i podejrzanym towarzystwie. Ostatnio: trolla-najemnika, w bagnie z zombie, u oszalałego nekromanty, wśród szumowin-wałdaków. Typowa kobieta, ze słabością do czarusia typu `blond Bond`. Idzie za nim na koniec świata, choć wie, że to…wampir.

Zawód: Wiedźma. Część II — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zawód: Wiedźma. Część II», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Co prawda inne stworze honorowano – w rogu ckliwie bielał spodeczek z pokruszonym ciastem dla skrzata.

Synek karczmarza pilnie dmuchał na węgle, raz na jakiś czas głucho kichając w rękaw. Kora brzozowa, a potem szczapy zajęły się ogniem, goniąc dym do środka karczmy. Chłopak przekonał się, że nie ma cugu, wsadził głowę do paleniska i zajrzał do komina.

Bogowie, ale on się darł! Wal, niecierpliwie kręcący w rękach solniczkę, upuścił, cały obsypał się solą, skoczył na nogi jakby go kto sparzył i przewrócił krzesło, przyciskając nim ogon kręcącej się pod stołem kotki. Z rozpaczliwym miauczeniem kotka dała susa przez drzwi – wprost pod nogi karczmarza, który właśnie wracał ze spiżarni obładowany jedzeniem po same uszy. Biedak wykonał niesamowicie karkołomny piruet i padł na plecy, nie wypuszczając z rąk gigantycznej szynki.

– Jajecznica odwołana – nieporuszenie skomentował wampir, przegradzając nogą drogę toczącej się cebuli. – O co ta cała zadyma?

– Tamoj siedzi demon! – Chłopak z przerażenia szczękał zębami. – Widziałem kopyta!

– Bogowie w niebiesiech! – Karczmarz szybko przeżegnał się szynką. – Chrońcie od złego!

– Proszę się nie martwić! – zakrzyknęłam, zrywając się z miejsca. – Zaraz go przepędzimy! Chłopaki, osłaniajcie mnie!

– Dobra… osłonimy… – domyślnie mruknął wampir, wyciągając miecz i przyjmując pozycję bojową koło komina.

– Weźcie się ruszcie, trudno wam, czy co? – wycedziłam przez zęby, udając, że rzucam niesłychany, niewidziany i wyjątkowo potężny czar.

Strzałki niebieskawych wyładowań popełzły po ścianach, na strychu zarechotało, zawyło, zajęczało. Karczmarz na czworakach uciekł pod stół i cichutko pojękiwał z przerażenia, jak tarczę wystawiając przed sobą zakurzoną szynkę. Kątem oka zauważyłam skrzata – ze zdumieniem wyglądał z piwnicy, nie rozumiejąc, co to za spektakl. Improwizując z iluzjami dźwiękowymi i wzrokowymi, skierowałam pochmurne skupione spojrzenie w stronę komina i zaczęłam miarowo wykrzykiwać słowa magiczne.

– Niosp ksamil pooppe! Suoiselam! Errenium!

Biesogonny egzorcyzm okazał się skuteczny. Karczma zadrżała w posadach, z komina strzeliło zielonym płomieniem i na kamienie paleniska wysypały się czarne zwęglone kości. Wal przejął pałeczkę, wydał z siebie zawołanie bojowe i zaczął miotać się po karczmie, wymachując mieczem i wykonując niesamowite piruety.

– Widzę go, widzę! – darł się. – Łap pan go! Biegnie wprost na pana!

Karczmarz, do którego skierowana była owa płomienna przemowa, nie rzucił się dobijać pokonanego wroga, a z krzykiem zanurkował pod ladę. Wal porzucał się jeszcze trochę, pozwolił demonowi uciec przez otwarte drzwi, zaklął w ślad za nim, splunął i, ciężko dysząc, opadł na krzesło przy barze. Odkręcił kurek beczki z piwem, przylgnął do niego wyschniętymi wargami i zaczął zachłannie pić.

– Co to było? – niedomyślnie zapytał Len, pochylając się po kość, która wyleciała z pieca.

– Zaklęcie na oczyszczenie komina – szepnęłam. – Mamy gwarantowany cug!

– Hej, ty tam… jak cię zwać? Łąka czy jak? – Wal oderwał się od kurka i otarł rękawem pokryte pianą wargi. – Czym żeś piwo rozwadniał, oszuście jeden? Pomyje wylałeś z koryta? Idź smażyć tę szynkę, myślisz że to łatwo tak ganiać demony o pustym żołądku?

– Onnne sssobbbie possszłłło? – Karczmarz z obawą wyjrzał zza lady.

– Zdematerializowało się! – odparłam z całą mocą autorytetu.

– Zde… diamat… Aha. A prosiak? Był tu wędzony prosiak! – przypomniał sobie karczmarz.

– To właśnie po niego zjawił się demon! – znalazłam się.

Karczmarz ponownie udał się do piwnicy, pomrukując z niedowierzaniem.

Po kwadransie nasza jajecznica pojawiła się na stole, by wytrwać na nim równiutkie trzy minuty. Zapłaciliśmy drobnymi (karczmarz trochę mruczał, że wygląda to, jakbyśmy te pieniądze zebrali żebraniną pod kościołem), uzgodniliśmy sprawę noclegu i skierowaliśmy zmęczone stopy w stronę świątyni.

Wal ponownie sprawdził skarbonkę, ale z dokładnie tym samym skutkiem co poprzednio. „Kaleka" odprowadził nas pochmurnym spojrzeniem. Okrążyliśmy kościelne ogrodzenie i weszliśmy na wysokie schody. Pociągnęłam ciężki żeliwny pierścień. Drzwi były zamknięte. Len energicznie zapukał w nie rękojeścią gwordu.

Drzwi otworzyły się na oścież. W rogu stał młody jeszcze kapłan, wysoki, czarny, kościsty, nienaturalnie wyprostowany – o takich mówią, że połknęli kij. Spojrzenie miał dzikie i podejrzliwe, jak bandyta, który uciekł z galer, broda sterczała mu długim klinem. Czarna sutanna była obszyta srebrną wstążką, na piersi wisiał drewniany krzyż, a na głowie siedziała wysoka prostokątna czapka.

Wampir i kapłan zetknęli się nos w nos.

– Czego chcesz, mój synu? – z powagą zapytał dajn.

– Pragnę, ojcze, wybawić twoją parafię od wampira-krwiopijcy – takim samym tonem odpowiedział Len, pokornie pochylając głowę. – Pobłogosław przed bitwą!

Dajn uroczyście przeżegnał wampira. Początek działań nieznajomego rycerza wyraźnie mu się spodobał.

– Śmiało stawaj do walki, synu, bogowie się od ciebie nie odwrócą!

– Dziękuję, święty ojcze! Czy pozwolisz mnie i moim przyjaciołom przed wyruszeniem pomodlić się w twojej świątyni? – uniżenie poprosił wampir.

Szmaragd w diademie Lena migotał i trzepotał jak zielony płomyk, zdradzając swoją naturę artefaktu.

– Czarować umiecie? – srogo zapytał kapłan, jedną ręką ściskając krzyż, a drugą – łańcuszek kadzidła.

Len pokręcił głową.

– O mądrości to świadczy wielkiej, albowiem magia to mrok jest i herezja. Cuda zsyłane są nam z niebios i bluźnierstwem jest roszczenie sobie praw do tajemnic Bożych. Wierzcie i będziecie zbawieni. Wejdź do świątyni, dobry mężu. A ty, kobieto, naczynie grzechu, czemu w tak dojrzałym wieku bez męża żyjesz, ogniska rodzinnego nie strzeżesz?

– Bym się dobrał do tego naczynia! – parsknął Wal, z rozmachem klepiąc mnie w lewy pośladek.

Dajn z powagą ściągnął brwi.

– Ty, trollu, jesteś mroku owocem, bogu wstrętnym. „Bo z brudu są stworzeni, w brudzie żyją i brud spożywają!” – nakreślone zostało w zwojach proroczych. Precz spod drzwi świątyni, plugawcu!

Troll posłał go nawet wcale nie tak daleko, powiedzieć można, że na wyciągnięcie ręki, ale trasa wyraźnie się ojcu świętemu nie spodobała.

– Bluźnierca! – wrzasnął, odskakując i owiewając Wala smugą dymu z kadzidła.

– Ale, ibbła, przynajmniej nie strzyga – wyszczerzył się troll.

Drzwi zatrzasnęły się przed naszymi nosami. Len został wewnątrz, a my – na zewnątrz.

– Tyle krzyczą, że wampir, wampir, a on i tak urządził się najlepiej z nas wszystkich. – Wal poskrobał się po łopatce i zerknął z ukosa. – Ty, foczka, chyba żem do reszty pamięć stracił. Ten zapchlony oszust chyba nóg nie miał?

– Ano – potwierdziłam chmurnie.

– A teraz nie ma łba.

– Co?! – skoczyłam do płotu. Żebrak siedział dokładnie w tym samym miejscu. Jego głowa leżała w czapce z jałmużną. Ucięta równiutko, jak przy linijce.

– I co na to powiesz? – Wal przykucnął i ze wstrętem szturchnął głowę palcem, wypychając ją z czapki. Zebrał monety, starannie wycierając każdą w brudny rękaw. – Wampir zeżarł paskudnika, jak myśmy z dajnem gadali! Za naszymi plecami!

– To nie wampir.

– Mhm. Co za straszne samobójstwo!

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Zawód: Wiedźma. Część II»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zawód: Wiedźma. Część II» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Zawód: Wiedźma. Część II»

Обсуждение, отзывы о книге «Zawód: Wiedźma. Część II» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x