Olga Gromyko - Zawód - Wiedźma. Część II

Здесь есть возможность читать онлайн «Olga Gromyko - Zawód - Wiedźma. Część II» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Zawód: Wiedźma. Część II: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zawód: Wiedźma. Część II»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Jak mówi stare przysłowie, gdzie mag nie może, tam… magiczkę pośle. Zasada ta obowiązuje także w drugim tomie opowieści o W.Rednej – nie takiej znowu wrednej – adeptce VIII roku Starmińskiej Wyższej Szkoły Magii, Wróżbiarstwa i Zielarstwa… Jej `wiedźmowatość` ma niezwykły talent do magii, nieprzeciętną intuicję i wściekłą inteligencję. Zawsze czyta cudzą korespondencję. Wiedzy tajemnej używa z wielkim hukiem. Widywana jest wyłącznie w złym i podejrzanym towarzystwie. Ostatnio: trolla-najemnika, w bagnie z zombie, u oszalałego nekromanty, wśród szumowin-wałdaków. Typowa kobieta, ze słabością do czarusia typu `blond Bond`. Idzie za nim na koniec świata, choć wie, że to…wampir.

Zawód: Wiedźma. Część II — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zawód: Wiedźma. Część II», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Trakt, którym jechaliśmy, zdecydowanie skłaniał ku mrocznym rozmyślaniom. Było bardzo zimno, dopiero w porze obiadu szron wypuścił przydrożną trawę z białych pazurów. Drzewa zrzuciły liście, poczerniały od deszczu i wydawało się, że umarły ostatecznie i niedługo zaczną się przewracać – tak złowieszczo skrzypiały ich pnie mimo kompletnego braku wiatru. Mdło świecił malutki skrawek ponurego szarego nieba, za którym spędzało swój czas senne słońce. Od strony ogołoconych i ponownie zaoranych pól wiało ziemią i chłodem, jak z cmentarza. Jękliwie krakały wrony, pożywiające się na bruzdach, gdzie wiosną wśród chwastów wykluło się ziarenko pszenicy, wydając przeoczony przez żniwiarza kłosek.

Pod wieczór zauważyłam, że panowie, a szczególnie Len, rzucają w moim kierunku dziwne spojrzenia z ukosa. Zdecydowanie ogłosiłam, że nie poddam się bez walki i jeśli już do tego dojdzie, to będziemy ciągnąć losy. Ale nie doceniłam szlachetności moich kompanów – po prostu martwili się, czy aby nie zemdleję z głodu na środku drogi. Wyśmiałam ich okrutnie i podróż trwała dalej.

Z tymi głodnymi myślami wkroczyliśmy do zamożnego, ale wyglądającego na wymarłe sioła. Z rzadka gdzieś uderzały drzwi, szczękały zawiasy i przebiegał przez drogę kot, zadzierając wyleniały ogon. Trzy babcie na ławeczce zgodnym ruchem nakreśliły znak krzyża, a potem z rozmachem przeżegnały naszą barwną grupę.

– Czego one? – podejrzliwie zapytał troll. – Chyba widzą, że ludzie a nie strzygi jakoweś.

– A może to one są strzygami?

– Nie wyglądają. Toż się żegnają.

– Dobrze, że nie rzucają zgniłymi pomidorami.

– A ja bym i zgniłego zjadł. – Wal podskoczył i zerwał z wiszącej nad furtką nagiej gałęzi samotne żółte jabłko.

Babcie z przerażeniem śledziły, jak owoc przechodzi z rąk do rąk, topniejąc w oczach.

– A może potrzebują parobków? Najęlibyśmy się za żarcie i nocleg.

– Po Święcie Plonów? – sceptycznie zauważył Len. – Święcie wyznaczającym koniec prac polowych?

– Do dojenia krów – zasugerowałam, wypluwając twardy ogonek.

– Wal, słyszałeś? Robota w sam raz dla ciebie.

– A ja bym i krowę zjadł – ciągnął swoją śpiewkę troll. – Hej no, babcie, macie tu jakowąś karczmę?

– A jak bez niej, kochany! – wymamrotała najodważniejsza z nich. – Tutaj za zakrętem. A wy z jakowych okolic?

– Ze Starminu – odpowiedziałam, ściągając wodze.

Chłopcy zgodnie przytrzymali konie. Wal zsiadł z wałacha i powoli podszedł do ławki.

– A wy tu zawsze macie tak cicho?

– Coś ty, kochanieńka! Młodzież się u krewniaków pochowała, przed Babożnikiem znaczy.

– A po co – zdziwiłam się.

Babożnik to święto siły nieczystej. W jego wigilię ze swoich nor wyłażą lesze i mawki, wędrują po traktach wilkołaki, a duchy wyją i jęczą na porzuconych cmentarzach. Niesłychaną moc zyskują nekromanci, podczas gdy reszta magów próbuje powstrzymać się przed czarowaniem – niektóre zaklęcia tracą moc, a inne z kolei dają efekty odwrotne do zamierzonych. Tę noc najlepiej jest spędzić w domu, a jeszcze lepiej – w kręgu zakreślonym woskiem z kościelnej świeczki. Ale… Ludzie są rasą pełną przesądów pomieszanych z brawurą. Pić im się chce. Święto umarlaków to powód nie lepszy ani nie gorszy od wielu innych. I już nie bardzo wiadomo, czego należy bać się bardziej – siły nieczystej czy żartów rozbrykanej młodzieży. Z okazji zeszłego Babożnika my – czyli ja, Ważek i Temar – ukradliśmy z Muzeum Historii Nadnaturalnej czaszkę burotawra z rogami, wsadziliśmy ją na drąg, drąg i niosącego go Temara zawinęliśmy w stare prześcieradło i chodziliśmy po sypialniach, naruszając prywatność kolegów z roku. Ja odpowiadałam za nieziemskie światło, a Ważek wydawał z siebie „zaświatowe" dźwięki. Otwieraliśmy na oścież kolejne drzwi, z zaangażowaniem odgrywaliśmy swoje role, a potem, doczekawszy się stłumionego chrypienia i wrzasków przerażenia, żądaliśmy „okupu za przestrach”. Czasami próbowano skręcić nam karki, częściej z nerwowym śmieszkiem i zimnym potem na plecach wynoszono drobniaki, piwo i kawałki ciasta, słoniny albo domowej kiełbasy. Na koniec natknęliśmy się na Almita i resztę nocy spędziliśmy na stojąco w różnych kątach pokoju nauczycielskiego. Almit jąkał się jeszcze przez kilka dni.

Ale wyglądało na to, że w tych starowinkach Babożnik budził znacznie mniej przyjemne wspomnienia.

– A niech bogowie będą z tobą, dziecinko! – z przerażeniem zakrzyknęła jedna z nich, podpierając swoje słowa kolejnym krzyżem, prawdopodobnie pragnąc przyciągnąć do mojej osoby uwagę bogów. – Toż w przeddzień Babożniku się takie rzeczy dzieją!

– Na przykład?

– Tak oni nie miejscowi – śpiewnie jęknęła jej przyjaciółka. – Wyjaśnić trzeba. Wyście, kochanieńcy, nie w dobrą godzinę do nas zawitali. Idźcie do kościołu, tam się chłopcy z dajnami zamknęli, modlitwy spełniają i wrota ryglują, by całą kupą przeciw wrogowi strzymać. Wy jesteście silni, miecze i łuki nosicie, tam takowi potrzebni.

– A przeciwko komu potrzebni? – zaciekawił się Wal, odruchowo głaszcząc rękojeść miecza. – Wy, babcie, strasznie odważne mi się tu widzicie, skoro chłopy zdrowe się w kościele zbarykadowały. Życie wam się znudziło, czy jak?

– Byś wiedział, jak znudziło, kochanieńki! Tylko nam on niestraszny. Staruszkowie już dla niego nieciekawi…

– Ale dla kogo, na litość? – nie wytrzymałam.

– A dla wampira – szczerze przyznała się babka. – Jemu smakują młode, żeby krew w żyłach kipiała. A u nas, staruch, gorzka, zimna, sama się prosi pod ziemię…

– Tak… – mruknęliśmy unisono, znacząco patrząc na Lena.

– Co za bzdura – prychnął wampir.

– To w takim razie przed kim ludziska się pochowali do świątyni?

– Miejscowe przesądy. Hej, a wy dokąd?

– Zajrzyjmy do tej całej świątyni. Zapytamy kleryka o te miejscowe przesądy.

– Jeść mi się chce, że aż strach – wyjęczał Wal. Skradzione jabłko tylko podrażniło nasz apetyt.

– To idziemy – zgodził się Len. – W świątyni za darmo można dostać poświęconą bułeczkę z masłem.

– A dasz radę tam wejść? – spytałam ze zdziwieniem.

– A czemu nie?

– Przecież jesteś wampirem. Powinieneś pluć na ikony i unikać nawet cienia krzyża.

– Wolho, sok żołądkowy ci uderzył do głowy?

– Wybacz. Nie chciałabym się tłumaczyć przed wiernymi, kiedy ciebie będzie skręcać na widok krzyża.

Słabo znałam się na religii, ale wiedziałam, że bogów jest czterech, zgodnie z liczbą ramion krzyża, ich kapłani nazywają się dajnowie, a na wierzących po śmierci oczekują albo opływające w dostatek niebiosa, albo ogniste piekło z mrakobiesami. Paskudni ateiści, tacy jak ja, oczywiście wyboru nie mieli.

Świątynia nie wzbudziła w nas nabożnego szacunku – możliwe, że z powodu nieproporcjonalnie wielkiej skarbonki na ofiary przybitej przy bramie. Skarbonka zamknięta była na zardzewiały zamek. Pasterze duchowi nie ufali wiernym i słusznie robili, ponieważ Wal natychmiast wpakował dwa paluchy w szczelinę na monety. Ale skarbonka nie miała dna, tak samo jak piekło i zastosowawszy zaklęcie jasnowidzenia przekonałam się, że nie było w niej ani grosza – prawdopodobnie pudło dopiero co opróżniono.

Sieroty i kaleki, w imieniu których pudło zostało wywieszone – przynajmniej jeśli wierzyć napisowi na nim – uosabiał żebrak, który prosił o datki na własną rękę. Siedział, opierając się plecami o kratę ogrodzenia małej drewnianej świątynki, i rytmicznie i niewyraźnie buczał, wysunąwszy brudny język. Z podartej kurtki kłakami sterczało siano. Puste nogawki spodni były demonstracyjnie zawiązane na supły. Przed nim poniewierała się czapka do połowy wypełniona miedzią z rzadkimi kroplami srebra. Gdy wiatr akurat wiał w naszym kierunku, nie dało się oddychać. Wal stanął jak wmurowany.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Zawód: Wiedźma. Część II»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zawód: Wiedźma. Część II» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Zawód: Wiedźma. Część II»

Обсуждение, отзывы о книге «Zawód: Wiedźma. Część II» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x