Teraz wyglądało to naprawdę na inwazję Marsjan. Zupełnie jak w filmie. Po co to wszystko? Kim są te szare postacie, do diabła?
Stephen poczuł, że ktoś zbliża się do niego od tyłu, odwrócił na moment głowę. To Judith.
— Ten człowiek, który wszedł do kontenera na chwilę przedtem, nim ty wyszedłeś… wiesz, kto to jest? — spytała półgłosem.
Stephen odpowiedział nie odwracając się.
— Ten, który kontrolował nas wczoraj wieczorem? Nie mam pojęcia. Wydaje mi się, że to ktoś w rodzaju prawej ręki Kauna. Człowiek od mokrej roboty.
— Był przedtem w twoim namiocie.
— Ach. Ciekawe.
Milczała. Wyraźnie czekała, Stephen czuł, jak rośnie jej rozdrażnienie.
— Nie martwisz się, że mógł znaleźć twój papier? Stephen uśmiechnął się. Więc jednak jest jego wspólniczką. Drży o powodzenie planu. To dobrze.
— Nie — powiedział. — Nie znalazł go.
— Jak możesz być taki pewny?
— Ponieważ — zachichotał Stephen — schowałem go dziś rano w twoim namiocie.
Ścisła analiza przekrojów stratygraficznych jest niezwykle przydatna do ustalania chronologii i datowania. Archeologia zajmuje się jednak o wiele szerszym spektrum problemów. Historyka interesuje także, jaka była wielkość osady, czy była ona umocniona, czy znajdował się w niej centralny budynek władcy, w jakiego rodzaju domach mieszkali ludzie, jakie rzemiosła uprawiali, czym się żywili, jakie były im znane rodzaje kultu religijnego, itd. W celu uzyskania odpowiedzi na takie i podobne pytania, konieczne jest stopniowe, horyzontalne zdejmowanie warstw z całej powierzchni jednocześnie, w celu sukcesywnego odsłaniania poszczególnych obszarów stanowiska.
Profesor Charles Wilford-Smith Raport z wykopalisk pod Bet Hamesh
Raport Ryana był krótki. Gdy skończył, przez chwilę siedzieli zatopieni w myślach nie odzywając się do siebie. W ścianach kontenera coś tajemniczo stukało. Klimatyzacja, w porannych godzinach włączająca się tylko od czasu do czasu, teraz pracowała bez przerwy i prawdopodobnie nie będzie już długo w stanie chronić panującego w pokoju konferencyjnym chłodu przed wzmagającym się słonecznym żarem.
— I jak to teraz rozumieć? — w końcu z niechęcią zapytał Kaun. — On coś już podejrzewa, prawda? Eisenhardt przyjrzał się uważnie po kolei obu rozmówcom, przy czym coraz intensywniej czuł, jakby w rzeczywistości nie był tu obecny fizycznie. Ryan siedział spokojny, niby wykuty z kamienia. Jego szef przeciwnie, patrzył przed siebie spod gniewnie ściągniętych brwi i bębnił czubkami palców po blacie stołu jakiś irytujący takt.
— Cóż — sprzeciwił się profesor Wilford-Smith — ja ze swej strony uważam za zupełnie normalne, że jeśli ktoś przyjeżdża do Izraela pracować jako kopacz na wykopaliskach i ma przy sobie ENCYKLOPEDIĘ BRITANNICĘ, to wcześniej czy później poszuka hasła Jezus Chrystus. Nie mówiąc o tym, że mógł to zrobić już kilka tygodni temu. Nie sądzę, by miał zbyt wiele czasu, odkąd jest tutaj.
Kaun rzucił spojrzenie na Ryana.
— Czy można sprawdzić, kiedy szukał tego hasła? Ryan potrząsnął głową.
— Nie. To nie jest nigdzie zapisane.
Kaun sprawiał wrażenie, jakby go w ogóle nie słuchał.
— Niech go pan ma na oku, Ryan — powiedział. W punkcie na wypolerowanej gładko powierzchni stołu, w który nieustannie się wpatrywał, dostrzegał najwyraźniej jakieś niezwykle interesujące aspekty sprawy, w każdym razie przez dłuższą chwilę kiwał tylko głową w zamyśleniu. Potem, tak niespodziewanie, że wszyscy zadrżeli, hałaśliwie uderzył otwartą dłonią w stół i jeszcze raz głośno powiedział: — Niech pan nie spuszcza go z oka, Ryan. Zrozumiał pan?
— Oczywiście — odrzekł nieporuszony Ryan.
Przez chwilę powietrze było aż gęste od niesamowitego napięcia. Eisenhardt zauważył, że od wybuchu Kauna nieświadomie wstrzymuje oddech, i ukradkiem nabrał powietrza. Na Ryanie takie sceny zdawały się nie robić żadnego wrażenia, lecz on cały oblał się potem.
Wreszcie medialny magnat odprężył się. Jakby nic się nie stało, na jego ustach pojawił się znów uprzejmy, budzący zaufanie, pewny siebie uśmiech zwycięzcy. Rozejrzał się po zebranych, jakby miał dodać otuchy załamanej drużynie piłkarzy, którzy właśnie przegrali ważny mecz.
— Tak? — zapytał. — Czym jeszcze mieliśmy się zająć?
Judith ledwie miała odwagę się poruszyć. Siedziała na łóżku, w jednej ręce miała małe kieszonkowe lusterko, w drugiej grzebień o grubych zębach, starała się oczyścić swoje niesforne włosy z piasku i kurzu i nadać im ponownie jakąś formę. Musiała to robić w namiocie dwa razy dziennie, żeby wieczorem nie wyglądać jak straszydło.
Obawiała się, że wykona jakiś nieopatrzny ruch i usłyszy szelest kruszącego się papieru. Kartki, które Stephen znalazł wraz z instrukcją obsługi, z pewnością też miały już dwa tysiące lat i prawdopodobnie były tak zbutwiałe i kruche, że starczyłoby spojrzeć na nie twardszym wzrokiem, by rozpadły się w proch, z którym nie poradziłoby sobie nawet najlepsze laboratorium świata. A Judith próbowała się domyślić, gdzie, na miłość boską, Stephen schował w jej namiocie te papiery. Miała nadzieję, że nie w kieszeni któregoś z ubrań. Nim siadła na łóżku, ostrożnie sprawdziła przestrzeń pod nim i przejrzała pościel. Czy Stephen wiedział, że zachodziła tu czasem w ciągu dnia? Czy wziął to pod uwagę? Prowadząc wolnym ruchem grzebień po opornych włosach rozglądała się, ignorując swoje odbicie w lustrze. Gdzie, do wszystkich diabłów, można w takim namiocie ukryć tak delikatne dokumenty? Dziwaczne odgłosy dobiegające z zewnątrz — wyjące silniki, chrzęst ciężkich kół po żwirze, podniecone okrzyki wyrywające się z wielu krtani, trzaskające z brzękiem drzwi — sprawiły, że Eisenhardt odsunął zasłonę z okna i zaciekawiony wyjrzał. Zobaczył dwie wielkie ciężarówki, najpierw manewrujące po ciasnym parkingu, wreszcie ustawione między pozostałymi pojazdami i teraz rozładowywane przez grupę rosłych mężczyzn.
— A cóż to takiego? — zapytał półgłosem, nie oczekując naprawdę, że ktoś mu odpowie.
Ale Kaun, teraz znów uosobienie skwapliwej uprzejmości, w tym samym momencie poderwał się, stanął obok niego i szerzej rozsunął zasłony okna.
— Wspaniale, nareszcie przyjechali — stwierdził z wyraźnie wyczuwalną satysfakcją. — Tomograf sonarowy. Okropnie trudno go transportować. Naprawdę podziwiam, jak w dzisiejszych czasach działa spedycja. Mówią, że będą o dziesiątej rano i rzeczywiście są, jak obiecali. Nie wiem czemu, ale dawniej tak to nie działało.
— Tomograf sonarowy? — powtórzył Eisenhardt niepewny, czy dobrze dosłyszał. Kaun skrzywił twarz w szerokim uśmiechu.
— To coś z pańskiej branży, Peter. Tomograf może prześwietlić podłoże falą uderzeniową. Nasi paleontolodzy używają tych urządzeń na wykopaliskach w Montanie, do szukania szkieletów dinozaurów.
— Dinozaurów?
— Powiedziałem sobie — objaśnił magnat medialny, którego nastrój wyraźnie się poprawił — że najbardziej prawdopodobne miejsce ukrycia kamery jest właśnie tutaj. Niedaleko grobu podróżnika w czasie. Może strzegł jej do ostatniej chwili, kto wie. Ale trudno byłoby rozkopać całą okolicę, prawda? Dlatego tomograf sonarowy. Widzi pan ten przyrząd, który akurat zdejmują? Ten, który wygląda jak przenośna budka z hot-dogami? To generator fali uderzeniowej. Wystrzeli w podłoże ołowianą kulę o dokładnie znanej masie, z wyliczoną precyzyjnie prędkością. Wokół umieszczone są sensory rejestrujące echo fali uderzeniowej i przesyłające je do komputera. A ten w mgnieniu oka wyczarowuje na ekranie obraz podłoża pod naszymi stopami, tak wyraźnie, jakby było przezroczyste.
Читать дальше