– Pewnie są ich dziesiątki.
– Ale on jechał sześćdziesiątkąszóstką. To pewnie będzie ta, którą zobaczył z autostrady. To dobra wiadomość. Takie stacje są otwarte przez całą noc.
– Jak sądzisz, co się z nim stało? – spytała Bett. – Mam na myśli Joshuę.
Tate się nie odezwał; oboje znali odpowiedź.
Była druga rano. Nie sądzili, że dyżur będzie miał ten sam sprzedawca, który powiedział Joshui, że widział szarą furgonetkę w środę. Mieli jednak nadzieję, że może ktoś słyszał o Aaronie Matthewsie.
Ale nikt nie słyszał.
Młody chudy pomocnik z wielkim złotym krzyżem na szyi roześmiał się, gdy spytali o obozy odnowy religijnej.
– Te wzgórza są nimi usiane. Dosłownie usiane. Jeden z tych kaznodziejów wyleczył moją babcię z raka, a szkoda, że państwo nie widzieli, jakiego miała wielkiego guza.
Dziesięć minut później, już głębiej w Blue Ridge, Tate zjechał na starą stację benzynową Sunoco. Starszawy sprzedawca przyjrzał im się podejrzliwie, gdy zapytali o obóz wielebnego Matthewsa.
– Matthews, hę? Jesteście jego kumplami?
– Niezupełnie. Coś nie w porządku?
– Niby wszystko w porząsiu. Jeśli nie liczyć całej rodzinki. Dałbym se rękę uciąć, że James Matthews był całkiem pomylony, jak go aresztowali za to, że się na dziewuszkę z nożem rzucił. – Tate i Bett wymienili spojrzenia. – A ten jego chłopak, Aaron… gdy przejął interes, to zamknęli kościół.
– Gdzie to jest?
– Podjedźcie do stacji Shella jakieś trzy mile stąd. Zaraz za stacją skręćcie w prawo w Parker Road. Potem będzie z pięć, sześć mil w góry. Jak się droga skończy, to jedźcie dalej. Nie ma żadnych znaków, trza jechać na wyczucie. Kiedyś była taka wariacka rzeźba przy wejściu. Coś jakby anioł. Nie chciałbym tam jechać o tej nocnej porze, nie, proszę pana, ale chcieliście wiedzieć, jak dojechać, a nie, co o tym sądzę.
Tate podał mu banknot dwudziestodolarowy i wrócił na szosę.
Zaledwie kilka minut później usłyszeli jakieś ćwierć mili za sobą syrenę. Rozejrzeli się. Lokalny patrol. Kogut rozjarzył się, a samochód przyspieszył.
– Myślisz, że wie, że to my? – spytała Bett.
– Nie przekroczyłem prędkości. Musieli się domyślić, że zabraliśmy samochód. – Stopa Tate’a zawahała się nad pedałem gazu. – Co mam zrobić?
– Pruć przed siebie – podpowiedziała Bett.
Posłuchał jej.
Pruł jak szalony przez jakieś dwie mile.
Szwedzi robią niezłe samochody, ale nie mogą się one równać z silnikiem pościgowego plymoutha.
– Nie dam rady – powiedział Tate.
Zdjął nogę z pedału gazu.
– Pogadam z nim. Może przynajmniej pośle samochód do obozu.
– Nie – odparła Bett.
– Że co? – Tate skierował samochód ku żwirowemu poboczu.
– Oni nie wiedzą, że jestem z tobą, prawda? – spytała.
– Chyba nie. Co zamierzasz?
Bett otworzyła torebkę i zaczęła w niej grzebać. Zawahała się, odetchnęła głęboko i wyprostowała się, zerkając w lusterko i gładząc policzek charakterystycznym dla siebie gestem.
Co ona robi? – zastanawiał się Tate.
Nagle rozległ się dźwięk tłuczonego szkła. Bett trzymała w ręce ostry kawałek lusterka z puderniczki.
– Bett! – krzyknął Tate.
Uniosła odłamek do twarzy, krzyknęła i oparła się o drzwi. Z głębokiej rany na policzku popłynęła krew.
– Oj – jęknęła żałośnie Bett. – To boli.
Tate zatrzymał samochód na poboczu i patrzył na krew płynącą po jej ustach, podbródku, spadającą na dekolt.
– Wysiadać z samochodu! – rozległ się metaliczny głos w prostokątnej paszczy głośnika na dachu.
Młody funkcjonariusz stanął przy otwartych drzwiach radiowozu, mierząc Tate’owi w głowę z rewolweru, który wydawał się nieduży w wielkiej dłoni policjanta. W drugiej ręce trzymał mikrofon.
– Wysiadać z samochodu. Ręce do góry.
Przez moment nikt się nie ruszył.
A potem drzwi po strome Bett otworzyły się szybkim ruchem – tak szybko, że Tate pomyślał, że kolejny zastępca szeryfa podkradł się do nich niezauważony.
Krzyknęła głośno i stoczyła się na trawę pobocza. Nadgarstki miała owinięte paskiem torebki, jakby związane. Uderzyła mocno o ziemię, nie mogąc sobie pomóc rękami. Kurz zmieszał się z zaskakującą ilością krwi spływającej z jej policzka.
– Pomocy! – krzyknęła. – On mnie porwał!
– Nie ruszać się! Nikt się nie rusza! – zawołał policjant, przesuwając pistolet w kierunku Bett. Tate siedział bez ruchu, z rękami na kierownicy.
Bett podpełzła do policjanta.
– On ma nóż! – krzyknęła. – Pomocy, proszę. Skaleczył mnie. Jestem ranna. Pomocy! – Jej lament przypominał płacz przerażonego dziecka; czołgała się w stronę radiowozu. – Zamierzał mnie zgwałcić! Zabierzcie mnie stąd! Proszę, och…
Policjant uległ instynktowi.
– Wszystko będzie w porządku, tutaj, proszę pani. To ten gość z Prince William, tak? Ten, który zabił tamtą dziewczynę? Gdzie jest nóż?
– Ma go za pasem. Zabrał mnie z baru przy autostradzie – płakała. – Porwał mnie, dotykał.
– Wyżej ręce – zawołał policjant do mikrofonu. – Ale już!
Tate uniósł ręce.
– Co się stało? – policjant zwrócił się do Bett, która była już całkiem blisko.
– Skaleczył mnie… zgwałcił… potrzebuję lekarza… – Słowa ginęły w szlochu.
– Ty w samochodzie. Trzymaj prawą rękę tak jak teraz, a lewą sięgnij do okna i otwórz drzwi. Nie ruszaj prawą ręką.
Tate się nie ruszył.
– Nie będę powtarzał. Mam…
– Odłóż to! – wrzasnęła Bett tuż za jego uchem. Pistolet Tate’a dotykał lufą szyi policjanta.
– A niech to.
– Już.
– Mam go na celowniku, proszę pani. Jeśli pani coś mi zrobi, to już po nim. Zastrzelę go. Przysięgam… – Ale powiedział to ze wstydem, a nie zdecydowaniem, toteż kiedy Bett krzyknęła:
– Szukamy córki i, do cholery, zabiję cię, jeśli będę musiała! – Niechętny pomruk policjanta poprzedził stuk jego wielkiego smitha & wessona o ziemię.
Bett odsunęła się od górującego nad nią mężczyzny, który zmartwiał na widok dzikości malującej się na jej twarzy; może zastanawiał się, jak blisko śmierci się znalazł.
Policjant oparł się o samochód.
– W porządku – mruknęła Bett. – Proszę się położyć na ziemi. Na brzuchu.
Tate wysiadł z samochodu i podbiegł do nich.
– Jadą następne samochody, proszę pani. Będą tu za dwie minuty.
– Tym bardziej musimy się pospieszyć.
Dał za wygraną. Bett podała Tate’owi rewolwer policjanta.
– Zostań tu – zwrócił się do niej Tate. – Zatrzymaj go, a gdy przyjedzie reszta, postaraj się przekonać ich, żeby posłali przynajmniej jeden samochód do obozu.
Skinęła głową, przyciskając lewą rękę do okropnej rany na policzku.
– Posłuchaj – ciągnął z powagą. – Gdy przyjadą, połóż pistolet na ziemi i podnieś ręce. Będą zdenerwowani i gotowi strzelać. Rób dokładnie to, co ci każą. Zrozumiałaś?
Potaknęła. Dotknął jej policzka, ocierając nieco krwi.
– Jedź, Tate. Jedź i znajdź ją.
Ucałował ją w czoło i pobiegł do samochodu.
Docisnął pedał gazu, obryzgując patrolowy wóz żwirem i pyłem. Przejeżdżając przez wzniesienie na drodze – prędkościomierz zbliżył się do czerwonego półksiężyca ostrzeżenia – zobaczył jeszcze we wstecznym lusterku Bett, która kucała obok wyciągniętego na ziemi policjanta i bez wątpienia szczerze go przepraszała. Niemniej pistolet, który mocno ściskała oburącz, nadal był wycelowany w jego twarz.
Читать дальше