Tate zmarszczył brwi. Nakaz? Odciski palców? Tkwiący w nim prokurator zaczął się niepokoić sprawą. Procedury, które powinny trwać cały dzień, zajęły im godzinę albo dwie.
– Chwileczkę, panowie. Jaki był powód mojego aresztowania?
– Prawdę mówiąc, proszę pana – powiedział sztywno detektyw – to my prowadzimy przesłuchanie. Jeśli nie ma pan nic przeciwko.
– Właśnie zaczynam mieć – odrzekł Tate. – Kiedy otrzymaliście sądową ekspertyzę noża? Pół godziny temu? Aresztowaliście mnie z powodu donosu i ciała znalezionego w okolicy mojego domu. To nie przejdzie, panowie.
Byli nieźli. Twardzi jak stal. Tylko jeden z nich okazał jakiekolwiek emocje, drobny błysk w oku, który jednak szybko zniknął.
– Jeśli pan pozwoli…
– Trzymaliście mnie tu przez dwie godziny, czekając na ekspertyzę. Nie zwróciliście uwagi na oświadczenie mojej żony. I skleciliście jakąś bzdurę, żeby dostać nakaz przeszukania mojego domu.
Uśmiechnęli się, ale stracili nieco na pewności siebie.
– Sugeruje pan, że sfabrykowaliśmy dowody?
Tate nie potrafił przestać myśleć o obozie odnowy religijnej Matthewsa. Przypomniał sobie zeznanie Petera Matthewsa o tym niesamowitym miejscu: ojciec wygłaszający kazanie do pustego pola o północy.
– Czy znał pan Anne Devoe? – Teraz policjanci przejęli inicjatywę. Co potwierdziło wszystko, co Tate powiedział na temat tej sprawy.
– Była przyjaciółką Megan. Matthews był również jej terapeutą.
– Do tej pory Matthews był kaznodzieją. Teraz stał się terapeutą.
– To ten sam człowiek. Udawał Jamesa Petersa. James to imię jego ojca. Peter był jego synem. On…
– Jasne. – Kazali mu jeszcze raz opisać wypadki tej nocy, kiedy zniknęła Megan.
– Skoro jestem aresztowany, mam prawo do adwokata.
– Oczywiście – odparł sennie młodszy z detektywów.
Tate wyobraził sobie Megan, związaną i zakneblowaną, leżącą gdzieś w zabudowaniach Matthewsa.
– Muszę powiedzieć, panie Collier, że wygląda pan na nieźle zdenerwowanego.
Tate wściekł się.
– Moja córka…
– Czy miał pan kiedykolwiek stosunek z Anne Devoe?
Powstrzymał gniew.
– Nigdy jej nie widziałem.
– W rzekomym liście samobójczym było napisane, że miała romans ze starszym mężczyzną. To był pan, prawda?
– Powiedziałem już, że nigdy jej nie widziałem!
– Czy wysłał pan gdzieś córkę, ponieważ wiedziała o pańskim romansie z Anne Devoe? I upozorował pan porwanie?
– Zwariowaliście?
– Czy zabił pan Anne Devoe?
Dołączył drugi detektyw.
– Czy zabił pan Emily Rostowski, ponieważ wiedziała, że zabił pan Devoe?
– To bzdury!
– Nie odpowiedział pan na pytania.
– Nie.
– Skąd wzięły się policyjne akta panny Devoe w pańskim samochodzie?
A więc o to chodzi. Tate zrozumiał w nagłym olśnieniu. Oczywiście. Gdzieś pojawiło się słówko, że Tate przyczynił się do opóźnienia ponownego postępowania w sprawie Devoe. A może był jedynym podejrzanym, jakiego w tej chwili mieli. Dzięki tej teorii spiskowej łatwiej im będzie oznajmić państwu Devoe, że nie udało im się znaleźć podstaw do oskarżenia kogoś o zamordowanie ich córki.
Pobawią się z nim przez całą noc, spiszą jedno czy dwa zeznania i jutro wypuszczą. Przepraszamy za kłopoty. Jeśli chce pan złożyć skargę, proszę skontaktować się z naszym przełożonym… Nawet gdyby zdołał ściągnąć tu prawnika, powiedzmy za pół godziny, procedura habeas corpus potrwa do rana. Nic nie mógł zrobić.
A z każdą mijającą minutą Aaron Matthews przybliżał się do Megan.
Postanowił spróbować współpracy.
– Wziąłem teczkę Devoe przez pomyłkę. Szukałem czegoś dotyczącego mojej córki.
– Jasne – odrzekł jeden z detektywów, a następnie zapytał, kiedy ostatnio prowadził samochód Megan.
– Jakiś miesiąc temu, jak przypuszczam.
– Tak wytłumaczy pan obecność swoich odcisków na klamce?
– Chyba właśnie tak.
W tej chwili Tate zerknął na kalendarz i poczuł przerażenie. Zobaczył tabelkę tygodni.
Jutro… Wielki Piątek. Nie! Już po północy. Dziś jest Wielki Piątek.
– Panie Collier, czy pan nas słyszy?
Peter Matthews powiesił się w Wielki Piątek pięć lat temu. Rozprawa apelacyjna była wyznaczona na dzień po Wielkiej Nocy. Tate naradzał się z adwokatem, który zażartował coś o zmartwychwstaniu, gdy zadzwonił telefon z dystryktu, że chłopak nie żyje.
– Czy możemy jeszcze raz omówić wydarzenia sprzed jej zniknięcia?
– Sprzed?
– Powiedzmy z poprzedzającego tygodnia.
Tate westchnął. Spojrzał na drzwi i zmrużył oczy na widok czegoś, co tam zobaczył. Przeniósł wzrok z powrotem na detektywów.
– Dobrze już, dobrze. Olewam moje prawa i powiem wam wszystko, co przychodzi mi do głowy. Pełne zeznanie. Nie wyznanie, ale oświadczenie w sprawie Devoe. Ale potrzebuję kawy i będę musiał skorzystać z kibla.
Wymienili spojrzenia i potaknęli.
– Pójdę z panem – mruknął jeden z detektywów.
Tate się roześmiał.
– Byłem prokuratorem stanowym przez dziesięć lat. Nie ucieknę.
– On pójdzie z panem – odburknął drugi.
– Jak tam chcecie – mruknął Tate.
Wyszli z wydziału kryminalnego na zaniedbany korytarz, przypominający podmiejską szkołę. Zbliżyli się do męskiej toalety.
– Przepraszam – powiedziała kobieta, która wpadła na Tate’a i pospiesznie odeszła, stukając obcasami.
Tate nic nie odrzekł, patrzył tylko, aż znikła za rogiem z dwiema grubymi księgami pod pachą.
Dwaj mężczyźni weszli do łazienki i podeszli do sąsiednich pisuarów. Tate usłyszał rozpinanie rozporka spodni tamtego, odczekał pół minuty i przyłożył detektywowi do ucha pistolet, który Bett przekazała mu na korytarzu.
– O kurwa. Skąd to wziąłeś? – Policjant sprawiał wrażenie równie zdziwionego jak niezadowolonego.
Tate wyciągnął pistolet detektywa z kabury i wrzucił go do klozetu.
– Zapnij rozporek.
– To bzdury. Nie może pan…
– Cicho – warknął Tate.
Wepchnął policjanta do kabiny i posadził.
– Klucze. W której kieszeni?
– Pierdol się.
Tate znalazł kółko.
– Ten jest od kajdanek? – Wybrał mały kluczyk na łańcuszku.
– Popełnia pan karygodny błąd, Collier. Odsiedzi pan sporo lat.
– Uznałem, że i tak mnie to czekało. Jako mordercę i tak dalej.
Tate schował klucze i przykuł detektywa do rury. Zakneblował go papierowym ręcznikiem i obwiązał mu usta krawatem w paski.
Wyszedł szybko na korytarz. Ubrana w garsonkę Bett stała w pobliskiej wnęce, blada i zdenerwowana. Na jej piersi kołysał się jeden z jego starych identyfikatorów z biura prokuratora stanowego. Żeby dodać sobie wiarygodności jako prokurator, ściskała nadal pod pachą dwie potężne księgi, które znalazła na biurku w jego domu. „Kontrakty prawne”, tom pierwszy i drugi.
Gdy przechodzili koło dyżurnego sierżanta, machając mu sennie na dobranoc, Bett powiedziała:
– Przyjechałam tu twoim samochodem, Tate. Będą go szukać, prawda?
– Schowamy go gdzieś w pobliżu – odpowiedział, podnosząc klucze, które zabrał detektywowi. – A potem dodamy do naszej listy dzisiejszych wykroczeń niewielką kradzież.
Wielki Piątek, pomyślała Megan z ironią, wyglądając przez szparę w gipsowej ścianie.
Uciekam z kościoła w Wielki Piątek.
Przerwała na chwilę, zwinęła obolałe dłonie i przyjrzała się swojemu dziełu. Szpara w drugiej ścianie tworzyła spory półksiężyc. Dziura będzie nieduża, ale Megan miała nadzieję, że się przez nią przeciśnie. Oparła nogę o gips i popchnęła. Rozległ się trzask. Serce podskoczyło jej, gdy zobaczyła pęknięcie – bez trudu się tędy przeciśnie.
Читать дальше