– Zbieg okoliczności. No, no.
– Jak to się skończy – rzekła nagle – jak już ją znajdziemy, pomyślimy o tej wycieczce?
– Do Meksyku?
– Tylko my dwoje.
– A co z Bradem? Ty masz kogoś.
– Będę musiała to przemyśleć.
– Zobaczymy – powiedział Tate. – Chyba mi się to podoba. Ale zobaczymy.
Zamilkli, a słońce znikło za ciężkimi chmurami. Tate usiadł. Bett sprawiała wrażenie, jakby chciała wstać z łóżka, ale się wahała. Skromność, pomyślał. Pamiętał, że w nocy wyłączała światło, zanim się rozebrała. Minęło piętnaście lat, odkąd widzieli się nawzajem nago.
Wstał, podszedł do szafy i położył na łóżku szlafrok, po czym odwrócił wzrok jak dżentelmen.
– Nadal umiem robić niezłą jajecznicę – powiedział. – Ale ty nie jadasz śniadań.
– Wystarczy kawa – odrzekła i wstała z łóżka nago. Spokojnie podeszła wprost do niego, pocałowała go mocno, przytuliła się do niego całym ciałem i udała pod prysznic, zostawiając szlafrok na łóżku.
Nacisnął dzwonek raz, potem drugi, następnie przytrzymał palec dłużej.
Daj spokój, Tate, widzę twój samochód.
Zaparkowany obok samochodu twojej byłej. O co nie zamierzam pytać.
Konnie otworzył zewnętrzne drzwi i zapukał głośno.
Z wnętrza dobiegły niewyraźne protesty.
Tate otworzył drzwi.
– Podaj mi jeden powód, dlaczego nie miałbym cię zastrzelić. Jezu Chryste, dopiero ósma rano.
Konnie wszedł do przedpokoju, mijając Tate’a. Nie uśmiechał się. Zerknął na Bett McCall – w takim samym szlafroku – i powiedział:
– On nie żyje.
– Kto? – spytała Bett.
– Robert Carson.
Drzwi zamknęły się z głośnym trzaskiem.
Bett jęknęła.
– Ktokolwiek to zrobił – powiedział Tate – ma Megan. Dzwoń do wydziału zabójstw, Konnie.
– To było samobójstwo.
– O Boże. – Bett usiadła z wytrzeszczonymi oczami. Bezmyślnie gładziła się po policzku.
– Nie, nie było – odrzekł Tate. – Jakoś zostało upozorowane.
– Też tak myślę. Ale zostawił list samobójczy na szybie samochodu. A potem wszedł do domu i podpalił się. Napisał list do jednej dziewczyny, którą uwiódł. Jednej ze swoich uczennic. Rozmawiałem z dziewczyną i jej matką. Owszem, zrobił to.
– Nie obchodzi mnie, Konnie…
– Zaczekaj, panie radco, nie zaprzeczam twoim słowom. Zbyt dużo dziwnych rzeczy się tu dzieje. Usiłuję ci tylko powiedzieć, że w biurze słyszą to, co chcą usłyszeć.
– Nie żyje – szepnęła Bett. Splotła palce i wygięła dłonie w dziwacznym, nerwowym geście. – Och, Tate.
– A gdzie jest ten dzieciak z muskułami i fryzem?
– Joshua? Nie odpowiada na telefony. Zostawiliśmy mu wieczorem wiadomość w mieszkaniu.
– Gdzie był, kiedy dzwonił ostatni raz?
– We Front Royal. Wczoraj późnym popołudniem. Wyśledził furgonetkę aż tam i zniknął. Miał wracać.
Konnie zerknął na zegarek. Ósma trzydzieści.
Dwadzieścia cztery godziny na dostarczenie raportu o możliwej przyczynie śmierci Anne Devoe na biurko kapitana Dobbsa. Jak na razie nie wykonał w tej sprawie najdrobniejszego ruchu.
Jutro Wielki Piątek. Ukrzyżujcie mnie.
– Oto co zrobimy. Czy było to samobójstwo, czy nie, przyjmijmy najgorszą wersję. Wyobraźmy sobie, że Carson odkrył coś, co dla nas było dobre, a złe dla nich, kimkolwiek są. Co on robił? Dokładnie, Tate.
– Rozmawiał z kolegami Megan, miał się dowiedzieć, czy zamierzała pojechać w jakieś konkretne miejsce. Czy ktoś widział ją wczoraj. Czy jacyś nieznajomi dopytywali się o nią.
– Uczniowie, nauczyciele – podpowiedziała Bett.
– Powiedział wam coś konkretnego?
– Nie.
– Dobra. Pójdę po jego śladach i…
Konnie urwał na widok twarzy Bett. Była blada, wyglądała jak skulone dziecko. Gładziła się po policzku, ciemne paznokcie poruszały się tam i z powrotem.
– Nic ci nie jest? – spytał.
Spojrzała na niego.
Tate również odwrócił się do niej i spytał, czy wszystko w porządku.
– Wczoraj – powiedziała – gdy rozmawialiśmy z Carsonem, pomyślałam, że to okropny człowiek. To, co zrobił z Megan. I pamiętam, że pomyślałam, że życzyłabym mu śmierci. Nigdy tak o nikim nie pomyślałam.
– Bett…
– Pomyślałam – szepnęła – że dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby po prostu się zabił.
– Hej – odezwał się łagodnie Konnie – Bóg nie słucha takich modlitw.
Zaskoczył sam siebie tym szczerym współczuciem.
Bett wyjrzała przez okno na mżawkę rozlewającą się po brudnym szkle.
I wtedy Konnie popatrzył na Tate’a i pomyślał: powinienem mu powiedzieć. Natychmiast. Zrób to, a będziesz miał z głowy.
Trzecia śmierć, to o niej myślał. O wyznaniu.
Powiedz mu właśnie teraz. Przynajmniej przestaniesz umierać.
Pięć minut. Tyle to zajmie.
– Konnie? – odezwał się Tate, widząc utkwiony w sobie niepewny wzrok.
Ale znów nie potrafił tego zrobić. Nie teraz. Ponieważ skala długów była przechylona na jego korzyść. Złożyłby wyznanie człowiekowi, który był mu coś winien, i wiedział, że prawnik musiałby powiedzieć: W porządku, Konnie. Wszystko w porządku.
Później, pomyślał. Zrobię to później.
Zły na samego siebie Konnie uśmiechnął się do nich łobuzersko.
– Musicie odszukać tego rowerowego artystę. Ja idę na boisko szkolne. Wiecie, po prostu uwielbiam przypiekać dzieci na ruszcie. Rzucić je na grill i słuchać jak skwierczą.
Za każdym calem, o jaki poszerzała się droga jej ucieczki wycięta w ściance z płyty gipsowej, rozpacz Megan malała.
Myślała. Niedźwiedzie nie umieją mówić, nie, i nie mówiły do niej, ale może nie musi tak być. Nie zawsze. To, co jest prawdą dzisiaj, nie musi nią być jutro.
Pracowała teraz lewą ręką, na pewno i na niej zrobią się pęcherze. Kolana jej płonęły, podobnie jak czoło – przyciśnięte do ściany dla zachowania równowagi. Plecy również strasznie bolały. Ale Megan McCall czuła dziwne podniecenie. Myślała o życiu poza tym więzieniem.
Zawsze zakładała, że w przyszłym roku wyprowadzi się z domu. Nie myślała o college’u. Chciała podróżować. Marzyła, że Joshua wróci do niej i będą wędrować razem. Nawet gdyby nie mieli zostać już kochankami, mogliby wyjeżdżać razem (aczkolwiek nie umiała wyrzucić z pamięci tych chwil, kiedy się kochali).
Tęskniła za nim bardziej, niż byłaby skłonna przyznać.
Co za błąd ten romans z Bobbym Carsonem. Wiedziała to od początku. Był czarujący – ta jego wiedza o latach sześćdziesiątych – tak różny od tych wszystkich powierzchownych chłopaków, z którymi chodziła. Ale to był błąd. Wielki błąd. Była dumna z tego, że poznała się na nim i go rzuciła.
Josh… co pomyślałeś, gdy nie zjawiłam się wczoraj wieczorem? Pewnie, że zrobiłam cię na szaro .
Wiedziała, co sądził o jej ojcu, i podejrzewała, że nie zadzwoni do jej rodziców, żeby dowiedzieć się, co się stało. Może zadzwoni za tydzień albo dwa, kiedy ona nadal nie będzie się odzywać. Tydzień albo dwa.
A do tego czasu ja…
Nie, pomyślała Megan. Do tego czasu będę bezpieczna w domu.
Cięła dalej.
Szczegóły, Josh. Myślę o szczegółach. Tym razem właściwych.
Tak jak wtedy, gdy pojechali z ojcem do Pentagon City w nagłym porywie żądzy zakupów i Tate pozwolił jej poprowadzić mercedesa w drodze powrotnej do domu. Powiedział tylko:
Читать дальше