I nie na studentów z George Mason.
Policjant nie spojrzał na wystawę sklepu z ciuchami dla nastolatek. Księgarnia też nie przyciągnęła jego wzroku. Sklep ze sprzętem sportowym zwrócił jego uwagę na moment – zatrzymał się i obejrzał wędki. Ale to nie było dla Matthewsa żadną pomocą. Policjant ruszył powoli chodnikiem.
Czyżby ten facet był czysty? Bezgrzeszny?
Grzech jest peryskopem, który daje nam wgląd w duszę.
Nie przestawał obserwować policjanta. I wreszcie zobaczył. Zaledwie drobny ruch oczu – zerknięcie na wystawę sklepową. Po czym detektyw ruszył dalej.
Tylko jedno spojrzenie. Ale wystarczyło.
W małej restauracji Matthews podszedł do stolika.
Zatrzymał się i odetchnął głęboko. Czuł się nieswojo.
– Przepraszam pana?
Detektyw Konstantinakis spojrzał w górę.
– Wie pan, właśnie byłem w tym sklepie tam dalej. Cards Plus, tak? – Przełknął ślinę i uśmiechnął się niepewnie. – Usłyszałem, że pytał pan o Megan McCall.
– Owszem – odburknął policjant.
Widelec zawisł nad puree ziemniaczanym.
– Nazywam się Henry Blakesly. Jestem pedagogiem w szkole w Fairfax. Pracowałem trochę z Megan. To jakiś zbieg okoliczności, że właśnie przyszedłem do sklepu kupić kartkę urodzinową, a oni mówili, że pan o nią pytał.
– Detektyw Konstantinakis, policja stanowa.
Matthews przybrał poważny wyraz twarzy.
– Czy z Megan wszystko w porządku?
– Proszę usiąść.
Usiadł niepewnie na krześle naprzeciwko policjanta i odsunął nieco na bok szklankę mleka, które pił detektyw.
– Niewykluczone, że uciekła z domu. Usiłuję dowiedzieć się, czy ktoś coś o tym wie.
– Megan? Uciekła? – Matthews zaczął się zastanawiać.
Policjant wpatrywał się w talerz, nie przestając jeść. Popijał każdy kęs mlekiem i ocierał białe wąsy trzykrotnym pociągnięciem serwetki.
– Mam wrażenie, że nie dziwi to pana. A może źle to interpretuję?
– Megan zawsze mówiła o wyjeździe.
– Naprawdę?
– No. Nie żeby powiedziała mi dużo. Jaki jest ten stek?
– Niezły.
Matthews zawołał kelnerkę.
– Poproszę piwo. Budweisera. A więc uciekła. To się często zdarza dziewczętom w jej wieku.
– Często.
Matthews spojrzał na twarz detektywa, gdy ten zwilżył wargi językiem.
– Jej ojciec… jak on się nazywa? Tate McCall?
– Collier. Tate Collier.
– Ach, prawda. Sprawia wrażenie dobrego człowieka.
– Nie znam lepszego.
Kelnerka przyniosła piwo. Matthews uniósł kufel.
– Pańskie zdrowie.
Detektyw zawahał się, po czym trącił się szklanką.
Matthews wypił piwo do połowy, odetchnął z zadowoleniem i postawił kufel na stole.
– Upał jak na kwiecień, nie wydaje się panu?
– Ano – mruknął detektyw. A następnie zadał z tuzin pytań dotyczących dziewczyny, notując odpowiedzi w czarnym notesie.
Był inteligentniejszy, niż się wydawało, i bardzo dobry w stawianiu pytań. Dociekliwy. I trzymał się linii przesłuchania niczym bulterier. Matthews odpowiadał wprost, ale bez konkretów czy faktów tak szczegółowych, żeby dać się później przyszpilić.
– Pan na służbie? – zapytał Matthews, gdy policjant zamilkł na chwilę, żeby przejrzeć notatki.
– Skąd to pytanie?
– Przerwa na lunch to chyba nie jest czas służbowy. Taki upał… Dopij pan to mleko, to postawię panu prawdziwego drinka. – Stuknął palcem w piwo.
– Nie, dziękuję.
– Ejże, nie ma to jak piwo w upalny dzień.
– Prawdę mówiąc, od kilku lat nie piję.
Matthews wyglądał na niepocieszonego.
– Och, przepraszam.
– Nie ma za co.
– Nie pomyślałem. Mężczyzna, który pije mleko w knajpie… Nie powinienem był tego zamawiać.
Policjant uniósł uspokajająco rękę.
– Nie ma problemu. Nie mam zwyczaju zmuszać innych do zmiany przyzwyczajeń.
Matthews podniósł kufel.
– Może powinienem to wylać?
Gdy gliniarz popatrzył na piwo, jego oczy rozbłysły – zupełnie jak przed wystawą sklepu monopolowego dziesięć minut temu.
– Nie – odpowiedział. – Nie mogę udawać, że to nie istnieje. – Zjadł jeszcze trochę ziemniaków. – Było jakieś miejsce, dokąd Megan szczególnie chciała pojechać?
Matthews rozkoszował się każdym łykiem piwa. Detektyw zerkał na niego co chwila.
– Do jakiegoś dużego miasta, tak sądzę. Chciała znaleźć pracę. Może w Nowym Jorku. Może w Los Angeles. Myślę, że mniej ważne było, dokąd pojedzie, ważniejsze – skąd się wyrwie. Jeśli rozmawiał pan z jej kolegami, na pewno pan o tym słyszał.
– Niby o czym?
– O tym, że była wściekła na rodziców.
– Nie miała dobrych układów z mamą i tatą?
Matthews roześmiał się.
– Jej zdaniem nie dbali o nią. Twierdziła, że stanowiła dla nich przeszkodę. Proszę sobie to wyobrazić.
Błysk w oku powiedział Matthewsowi, że policjant czytał listy napisane przez Megan w trakcie sesji. Dopił piwo i rozejrzał się.
– Ależ upał. Niech pan sobie wyobrazi tę bitwę.
– Bull Run?
– Nazywam ją Pierwszą pod Manassas, ale to dlatego że pochodzę z Pensylwanii, detektywie Kon…
– Mów mi Konnie. Większość ludzi tak mnie nazywa. A jak już przy tym jesteśmy… – detektyw odłożył widelec na biały talerz z głuchym brzękiem. – Dlaczego nie powiesz mi, co naprawdę tu robisz, Blakesly? Hę?
– Co masz na myśli? – Matthews aż się spocił, ale postarał się wyglądać na urażonego.
– Otóż śledziłeś mnie pod szkołą, a potem przyszedłeś za mną tutaj – rzekł policjant. – I stawiam dolary przeciw orzechom, że nie kupowałeś żadnych cholernych kartek.
To brzmiało źle. Upozorował sytuację, którą bez trudu mogła obnażyć prosta prośba policjanta o pokazanie dowodu tożsamości. Matthews miał w kieszeni nóż myśliwski, ale wokół było zbyt wielu świadków, a poza tym muskularny detektyw byłby paskudnym przeciwnikiem.
Musi pokonać tego człowieka. Natychmiast. A to jest możliwe tylko dzięki wyznaniu, które niebezpiecznie zbliży się do prawdy.
Zacznijmy od propozycji…
Matthews spuścił oczy i pociągnął łyk. Przełknął.
– W porządku, panie władzo. Nie byłem całkowicie szczery.
Policjant dał głową znak, żeby kontynuował, i wsunął do ust kolejny widelec pełen ziemniaków. Otworzył notes na pustej stronie i czekał.
– Słyszał pan o tym wypadku z wieżą ciśnień w poniedziałek? Wypadku Megan.
– Jasne.
– Miała w tej sprawie umówioną na wczoraj wizytę u psychoterapeuty Jima Petersa.
– Znasz tego Petersa?
– Pracowałem z nim kiedyś.
– Podsyłałeś mu pacjentów? – spytał ostro Konnie.
Ten policjant jest dobry. Za dobry. Matthews przełknął więcej piwa, rozpaczliwie usiłując poskładać myśli.
– Tak.
– Poleciłeś go Megan?
Matthews wciągnął głęboko powietrze.
– Prawdę mówiąc, tak. Przez opiekę społeczną.
– A co to ma do tego, że łazisz za mną jak jakiś cień?
– Pan tego nie wie… Megan często zakochuje się w starszych mężczyznach.
Błysk w oku poinformował Matthewsa, że Konnie już o tym wiedział. Słyszał o Robercie Carsonie albo coś podejrzewał.
– Gdy Megan poszła wczoraj na tę wizytę…
– Wydaje mi się – wtrącił detektyw – że Peters mówił, że się nie zjawiła.
Dobre pytanie, pomyślał instynktownie Matthews, czując, że obrał właściwą strategię.
Читать дальше