– Czy pamięta pan, co miała na sobie?
– Cała była w dżinsie.
– Miała jakiś bagaż?
– Jedyne, co widziałem, to coś w rodzaju worka. Leżał na tylnym siedzeniu.
– Proszę mówić dalej.
– Skończyłem nalewać, powiedziałem jej, ile ma zapłacić, więc zapłaciła kartą na sto tysięcy, którą wyjęła z worka. Kiedy wydawałem jej resztę… wie pan, lubię sobie pożartować z kobietami, więc zapytałem: „Czy jest jeszcze coś szczególnego, co mogę dla pani zrobić?” Myślałem, że mnie opierdzieli, ale ona tylko się uśmiechnęła i powiedziała: „Do czegoś szczególnego kogoś już mam”. I pojechała.
– Nie wróciła w kierunku Montelusy, jest pan pewny?
– Jak najbardziej. Rany, jak pomyślę, co ją spotkało!…
– Dziękuję panu.
– Aha, jeszcze jedno, komisarzu. Spieszyła się. Kiedy zatankowała, ruszyła na pełnym gazie. Widzi pan? Tu jest odcinek prościutkiej drogi, więc można przycisnąć. Patrzyłem za nią, aż zniknęła za tamtym zakrętem. Pędziła na złamanie karku.
– Miałem być jutro – powiedział Gillo Jacono – ale wróciłem wcześniej, więc uważałem za swój obowiązek zjawić się natychmiast.
Był eleganckim trzydziestolatkiem o miłym wyrazie twarzy.
– Dziękuję panu.
– Chciałem powiedzieć, że kiedy myśli się o takim zdarzeniu, to ciągle coś przychodzi do głowy.
– Czy chce pan skorygować to, co powiedział mi pan przez telefon?
– Absolutnie nie. Ale za którymś tam razem, kiedy myślałem o tym, co wtedy zobaczyłem, przypomniał mi się jeszcze jeden szczegół. Z tym że do tego, co panu zaraz powiem, musi pan dorzucić „być może”, tak dla ostrożności.
– Proszę śmiało.
– No więc ten mężczyzna trzymał walizkę w lewej ręce. Niósł ją swobodnie, dlatego miałem wrażenie, że jest pusta. Na jego prawym ramieniu wspierała się ta kobieta.
– Trzymała go pod rękę?
– Nie, raczej opierała dłoń na jego ramieniu. Wydało mi się, że ona lekko kuleje.
– Doktor Pasquano? Mówi Montalbano. Czy przeszkadzam?
– Właśnie przeprowadzałem na nieboszczyku cięcie w kształcie litery „Y”. Nie sądzę, by miał mi za złe, jeśli przerwę to zajęcie na kilka minut.
– Czy stwierdził pan na ciele pani Licalzi jakieś ślady, które mogłyby świadczyć, że jeszcze przed śmiercią upadła czy coś takiego?
– Nie pamiętam. Zajrzę do raportu.
Wrócił, zanim komisarz zdążył zapalić papierosa.
– Tak, upadła na kolana. Na otarciu, które miała na lewym kolanie, były mikroskopijne włókienka jej dżinsów.
Nie potrzebował już innych potwierdzeń. O ósmej wieczorem Michela Licalzi zatankowała do pełna i skierowała się w głąb wyspy. Trzy i pół godziny później wróciła z jakimś mężczyzną. Po północy widziano, jak wciąż w towarzystwie mężczyzny, zapewne tego samego, szła do swojej willi w Vigacie.
– Cześć, Anno. Mówi Salvo. Dziś po południu byłem u ciebie, ale cię nie zastałem.
– Zadzwonił inżynier Di Blasi. Jego żona źle się poczuła.
– Mam nadzieję, że niedługo będę miał dla nich dobre wiadomości.
Anna nic nie odpowiedziała. Zrozumiał, że palnął głupstwo. Jedyną wiadomością, którą państwo Di Blasi mogliby uznać za dobrą, byłoby zmartwychwstanie Maurizia.
– Anno, chciałbym powiedzieć ci coś, czego dowiedziałem się o Micheli.
– Przyjedź.
Nie, nie powinien. Czuł, że jeśli Anna jeszcze raz pocałuje go w usta, cała sprawa potoczy się źle.
– Nie mogę, Anno. Jestem zajęty.
Dobrze, że rozmawiał z nią przez telefon. Gdyby go widziała, od razu by zrozumiała, że kłamie.
– A więc mów.
– Ustaliłem, z niewielkim prawdopodobieństwem pomyłki, że Michela o ósmej wieczorem w środę jechała drogą Enna-Palermo. Być może była w którejś miejscowości na peryferiach Montelusy. Zastanów się, zanim odpowiesz: czy przypuszczasz, że miała inne znajomości oprócz tych, które zawarła w Montelusie i Vigacie?
Odpowiedź nie padła od razu. Zgodnie z życzeniem komisarza Anna starała się zebrać myśli.
– Przyjaciół wykluczam. Powiedziałaby mi o nich. Znajomości, owszem, kilka.
– Gdzie?
– Na przykład w Aragonie i w Comitini, które są po drodze.
– Jakie to znajomości?
– Kafelki kupiła w Aragonie. W Comitini też się w coś zaopatrywała, ale nie pamiętam w co.
– A więc interesy?
– Chyba tak. Ale, widzisz, Salvo, od tej drogi można odbić dokądkolwiek. Jest rozjazd, który prowadzi do Raffadali: z tej okoliczności szef oddziałów specjalnych na pewno wyciągnąłby wnioski.
– Inna rzecz: po dwunastej była widziana na alejce przed willą, kiedy wysiadła z samochodu. Wspierała się na ramieniu jakiegoś mężczyzny.
– To pewne?
– Pewne.
Tym razem pauza trwała długo, aż komisarz pomyślał, że coś przerwało połączenie.
– Anno, jesteś tam?
– Tak, Salvo, i chcę powtórzyć dobitnie i raz na zawsze to, co już ci mówiłam. Michela nie była specjalistką od szybkich numerków, mówiła mi, że to dla niej fizycznie niemożliwe, rozumiesz? Kochała męża. Była też bardzo przywiązana do Serravallego. Do tamtych stosunków, cokolwiek by o tym myślał lekarz sądowy, nie mogło dojść za jej przyzwoleniem. Została potwornie zgwałcona.
– Jak myślisz, dlaczego nie uprzedziła państwa Vassallo, że nie przyjdzie do nich na kolację? Przecież miała telefon komórkowy, prawda?
– Nie rozumiem, do czego zmierzasz.
– Już wyjaśniam. Kiedy o wpół do ósmej Michela żegnała się z tobą, twierdząc, że jedzie do hotelu, mówiła prawdę. Ale potem zdarzyło się coś, co kazało jej zmienić zdanie. To mógł być tylko telefon, ponieważ w chwili, kiedy wjeżdżała na szosę Enna-Palermo, była sama.
– Myślisz więc, że pojechała na jakieś spotkanie?
– Nie ma innego wytłumaczenia. Nie planowała tego spotkania, ale nie potrafiła z niego zrezygnować. Oto dlaczego nie uprzedziła państwa Vassallo: nie miała wiarygodnego usprawiedliwienia swojej nieobecności, więc najlepszą rzeczą, jaką mogła zrobić, było zatarcie za sobą śladów. Przyjmijmy twoją wersję, że nie była to randka dla seksu, tylko spotkanie w interesach, które następnie zmieniło się w tragedię. Przyjmijmy ją, ale tylko na chwilę. Otóż jeśli naprawdę chodziło o interesy, to na usta samo się ciśnie pytanie: co dla Micheli było na tyle ważne, że zachowała się nie w porządku wobec państwa Vasallo i nie poszła do nich na proszoną kolację?
– Nie wiem – odpowiedziała smutno Anna.
„Co dla Micheli było na tyle ważne?” Komisarz zadał sobie raz jeszcze to samo pytanie, kiedy odłożył słuchawkę. Jeżeli nie szło tu o miłość i seks, a według Anny nie wchodziły one w rachubę, to mogło iść tylko o pieniądze. Podczas budowy willi Michela musiała obracać sporymi sumami – czy tu był pies pogrzebany? Ten wątek natychmiast wydał mu się wątły jak pajęcza nić, ale i tak miał obowiązek go sprawdzić.
– Anna? Mówi Salvo.
– Już zrobiłeś, co miałeś zrobić? Możesz przyjechać?
W głosie dziewczyny rozbrzmiewały radość i nadzieja, komisarz nie chciał, żeby pojawiło się również rozczarowanie.
– Niewykluczone, że wpadnę.
– Kiedy tylko chcesz.
– Dziękuję. Chciałem cię o coś zapytać. Może wiesz, czy Michela otworzyła rachunek oszczędnościowy w Vigacie?
– Tak, tak było jej wygodniej realizować płatności. W Banku Spółdzielczym. Ale nie wiem, ile miała na nim pieniędzy.
Było za późno, żeby jechać do banku. W szufladzie trzymał wszystkie papiery, które znalazł w hotelu „Jolly”. Otworzył ją i wybrał same faktury oraz zeszyt wydatków; kalendarz i inne karteczki zostawił w środku. Czekała go praca długa, żmudna i na dziewięćdziesiąt procent absolutnie bezużyteczna. Na rachunkach nie znał się ani trochę.
Читать дальше